FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

​Nie byłoby nas tu, gdyby nie Bowie

Należał do najmniejszego klubu w historii – artystów, których sztuka nie odzwierciedlała świata, tylko na odwrót
Fot. via Flickr

To tylko krótkie podziękowania. Będzie wiele następnych.

Dzisiejsza śmierć Davida Bowiego położyła pewien kres. Na usta ciśnie się stwierdzenie, że dorobek tego artysty przetrwa lata, co oczywiście w dużej mierze jest prawdą, lecz co jeśli tak się nie stanie? Pop Art może mieć problemy z przetrwaniem po stracie swojego czołowego przedstawiciela. Bowie to machina, która ustanawiała ery, a to właśnie może być koniec ery popu.

Większość jego rówieśników co dwa lata rusza w gigantyczne trasy koncertowe i gra koncerty na pretensjonalnych imprezach, ale Bowie, w przeciwieństwie do reszty, nigdy nie uległ Hard Rock Cafe, licznym alejom gwiazd ani postępującemu zubożeniu sztuki, jaką jest rock'n'roll. Poległ w tym każdy, ale nie Thin White Duke.

VICE nie istniałby bez Bowiego, ale bynajmniej nie dlatego, że jesteśmy wyjątkowi, lecz dlatego, że w dzisiejszym świecie jest bardzo mało rzeczy, które czegoś mu nie zawdzięczają. Należał do najmniejszego klubu w historii – artystów, których sztuka nie odzwierciedlała świata, tylko na odwrót.

W trakcie swojej kariery Bowie przyzwyczaił nas do tego, że jego najbardziej cenione wcielenia, takie jak Ziggy Sturdust, czy Thin White Duke znikały, będąc u szczytu kreatywnych dokonań. Dziś dokonał tego ponownie, odesłał na emeryturę samego siebie, zanim ktokolwiek zdążył się z nim pożegnać.

Dzięki za wszystko, David.