FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Właśnie kupiłem legalne zioło

Zaszczyt zakupienia pierwszej legalnej dawki „rekreacyjnej” marihuany w USA przypadł Seanowi Azzaritiemu, weteranowi Marines, walczącemu w Iraku i Afganistanie, który teraz cierpi na Zespół Stresu Pourazowego

Autor i Mason Tvert, główny orędownik legalizacji w Kolorado, czują w powietrzu zapach zwycięstwa

„Media określają to, co się właśnie rozpoczęło jako eksperyment” – tłumaczy na konferencji prasowej Mason Tvert, współtwórca kampanii, która doprowadziła do legalizacji marihuany w Kolorado. Konferencja odbyła się 1 stycznia o 7.30, niedługo przed oficjalnym rozpoczęciem sprzedaży legalnej marihuany do użytku rekreacyjnego. „Ale prawdziwym eksperymentem było tak naprawdę zdelegalizowanie marihuany. Eksperymentem, który okazał się gigantycznym niepowodzeniem, podobnie jak tak zwany »Szlachetny Eksperyment«, czyli prohibicja”.

Reklama

Porównanie Masona jest na tyle trafne, że służyło jako motyw przewodni sylwestrowej zbiórki pieniędzy na Rocky Mountain Hemp Association – dużej imprezy, z przebranymi flapperkami i przemytnikami, i powiększonymi wycinkami z gazet dokumentującymi ponowne otwarcie tawern z Denver. Jednym z nich był anty-prohibicjonistyczny artykuł z „Denver Post”, w którym autor nawoływał prawodawców by „zaczęli od nowa”.

Susan Squibb, zajmująca się w „Denver Post” kolumną poświęconą marihuanie, świętuje koniec prohibicji z klasą

Na chwilę przed wybiciem północy wpadłem na Susan Squibb, niedawno zatrudnioną w „Denver Post” pierwszą w historii felietonistkę od spraw marihuany. Wcześniej tworzyła kolumnę „Zapytaj Panią Konopię” w lokalnej gazecie poświęconej kulturze marihuanowej, a udzielanie rad na ten temat zaczęła, gdy przez sześć lat sprzedawała lody z konopiami indyjskimi na oficjalnym stoisku w Red Rocks Amphitheater, 15km od Denver.

Od samego początku to małe ustępstwo służyło jako „konfesjonał dla tych, którzy chcieli dyskretnie porozmawiać z kimś, kto zna się na marihuanie”, czyli hodowców, pacjentów korzystających z medycznej marihuany, wieloletnich entuzjastów, początkujących żółtodziobów i tych zupełnie niewtajemniczonych.

„Nie mogliśmy otwarcie porozmawiać o tym z rodziną albo przyjaciółmi, baliśmy się, wciąż pozostając w podziemiu” - tłumaczy Squibb. „Ale każdy mógł porozmawiać z przyjaznym nieznajomym. Wkrótce zdałam sobie sprawę jak bardzo społeczeństwo potrzebuje edukacji w temacie tej wspaniałej rośliny. Mam nadzieję, że moja nowa kolumna będzie równie dobrym miejscem do rozmów o mądrym korzystaniu z jej dobrodziejstw.”.

Reklama

Gdy zapytałem Susan, jak podejść do mojego nadchodzącego pierwszego legalnego zakupu marihuany, poradziła mi po prostu delektować się tą chwilą.

Niewielki śnieg nie zniechęcił entuzjastów do ustawienia się w tej wiekopomnej kolejce

Szczęśliwego nowego haju!

Niedługo po wyśpiewaniu noworocznego „Auld Lang Syne” postanowiłem udać się do 3D Cannabis Center – jednego z nowych sklepów z marihuaną – by sprawdzić, czy zapaleni zielarze zaczęli już zbierać się na parkingu, mimo gwałtownego ochłodzenia i spodziewanych opadów śniegu. 45 minut po północy stało tam kilka samochodów, ale jak wkrótce się dowiedziałem, wszystkie należały do obsługi pracującej całą noc, głównie przy pakowaniu odważonych 1- i 3,5-gramowych, zabezpieczonych przed dziećmi, torebek z marihuaną.

Autor dopisuje swoje nazwisko do listy oczekujących

Brak tłumu znaczył jednak, że nie będzie żadnych kolejek po pączki i funnel cakes, sprzedawane na miejscu przez lokalnych cukierników. Gdy czekałem na swoje słodkości koleś z obsługi (na którego wpadłem później w kolejce po zioło) powiedział, że dwóch gości przyjechało tu prosto z Florydy i rozstawiło przed sklepem namiot, ale w końcu zrobiło się dla nich zbyt zimno i poszli spać do samochodu. Mój nowy najlepszy kolega zwrócił mi też uwagę na listę oczekujących, do której dopisałem swoje nazwisko, czym zaklepałem sobie ósme miejsce w kolejce. Uspokajająco niskie, biorąc pod uwagę krążące plotki o możliwych brakach legalnej trawki w całym stanie.

Reklama

Zielony świt

O 6:45 na ulicach stały już dziesiątki vanów ekip telewizyjnych.

O wschodzie słońca zaczął nadciągać tłum nabywców, którzy chcieli wziąć udział w tworzeniu historii. Zapytałem dosłownie wszystkich poznanych przeze mnie potencjalnych nabywców dlaczego tu przyjechali (często z innych stanów) i absolutnie nikt nie powiedział „żeby kupić trawkę”. Wojna z narkotykami to tak ogromna porażka, że w żadnym z 50 stanów nie ma jakichkolwiek problemów z kupieniem nielegalnej marihuany.

„Mamy naprawdę dobry towar w domu” - wyznało mi dwóch gości, którzy jechali tu 20 godzin z małej wioski w Teksasie. „Ale nie o to chodzi. Przyjechaliśmy tu dla tej swobody - żeby kupić sobie jaranie i nie musieć się przy tym nerwowo rozglądać dookoła”.

Przyjechali tu by czuć się jak klienci, a nie kryminaliści.

Wśród nich była przynajmniej jedna zorganizowana wycieczka, kierowana przez L. Addison Morrison, która przedstawiła mi się jako „nowy kontakt twojej babci”. Skupia się na osobach z wyższych szczebli biznesu chcących dyskretnie zaspokoić swoje potrzeby. Jej Colorado Rocky Mountain High Tour ma trafić do tego wyższego segmentu turystyki narkotykowej, która na pewno rozkwitnie w Kolorado. Już teraz hotele, restauracje i inne usługi wzbogaciły się na setkach dziennikarzy, którzy napłynęli tu przed konferencją.

W każdym innym kontekście spędzanie czasu z bandą lamerskich dziennikarzy z mainstreamowych mediów, ich hałaśliwymi kamerami i szczerzącymi się rzecznikami prasowymi polityków byłoby równie pożądane, co uderzenie się małym palcem u nogi we framugę drzwi. Ale tutaj było inaczej. Poza paroma otwarcie wrogimi dupkami, na których wpadłem w tym medialnym ścisku, wszyscy wyglądali jakby się na tej konferencji czegoś się autentycznie dowiedzieli. Oczywiście biorąc pod uwagę to, jak wielką rolę media odegrały w delegalizacji marihuany i utrzymaniu jej w tym stanie przez tak długo, to najlepsze, co mogli teraz zrobić.

Reklama

A Tvert był z pewnością gotowy czegoś ich nauczyć.

„Dziś ludzie z całego kraju będą kupować marihuanę” - powiedział kończąc swoją przemowę. „Ale tylko w Kolorado będą robić to legalnie, w sklepach jak ten.”.

W tym momencie zacząłem się już trochę wzruszać.

Sean Azzariti z zakupionymi właśnie 3,5 gramami Bubba Kush, które pomogą mu w leczeniu stresu pourazowego

Z pola bitwy do kolejki

Zaszczyt zakupienia pierwszej legalnej dawki „rekreacyjnej” marihuany w Stanach Zjednoczonych przypadł Seanowi Azzaritiemu, weteranowi Marines, walczącemu w Iraku i Afganistanie, który teraz cierpi na Zespół Stresu Pourazowego (PTSD). Sean powiedział mi, że nic nie pomaga mu tak skutecznie jak marihuana, łącznie z wielkim koktajlem leków przepisanym przez lekarzy – sześcioma miligramami Xanaksu, sześcioma Klonopinu i 50-60 Adderallu (żeby zbalansować dwa poprzednie) i odrobiną Trazodonu, żeby łatwiej było mu zasnąć.

Niestety, PTSD nie należy do chorób kwalifikujących się do aktualnego programu dystrybucji leczniczej marihuany stanu Kolorado (nawet mimo tego, że poważni naukowcy dowiedli, że pomaga w jej leczeniu). Co zasadniczo znaczy tyle, że walkę na wojennym froncie, a potem łykanie masy niebezpiecznych, uzależniających i znoszących się na wzajem leków na receptę rząd uznał za bardziej bezpieczne dla Seana niż palenie naturalnego zioła, które nie ma dawki śmiertelnej ani poważnych efektów ubocznych. „Przez te wszystkie leki mogłem tylko zmienić się w zombie albo po prostu umrzeć. Marihuana uratowała mi życie.”.

Reklama

Gdy nadeszła historyczna chwila, Sean wybrał 3,5 grama Bubba Kush i pralinkę nasączoną wyciągiem z konopi. Jako że jest nieśmiałym facetem z poważnymi problemami, zebrani dziennikarze naturalnie otoczyli go jak bezbronne zwierzę, popychali, podsuwali mu pod twarz mikrofony, strzelali po oczach fleszami i wykrzykiwali pytania.

Autor i jego dobrze ustawieni (zaraz za nim) znajomi

Gra końcowa

Wiele razy byłem w Amsterdamie, odwiedziłem też kilka aptek z leczniczą marihuaną w Kalifornii, więc koncept legalnego zakupu nie jest dla mnie czymś bezprecedensowym.

Ale to jest coś naprawdę innego.

W Amsterdamie np. coffeeshopy są oficjalnie tolerowane, nie legalne, a ostatnio presja ze strony polityków jeszcze bardziej spycha je w cień. A w Złotym Stanie nawet najlepiej prowadzone apteki i kolektywy zajmujące się dystrybucją nie mają jak uzyskać licencji od stanu i stale wisi nad nimi widmo problemów z prawem.

Oczywiście dziś w Kolorado każdy przypadek sprzedaży marihuany, leczniczej lub też nie, wciąż jest teoretycznie nielegalny federalnie. Jednak dzisiejsze święto daje nam jasno do zrozumienia, że rząd w końcu dojrzał „większość marihuanową”. Przyjęta w listopadzie 2012 roku Poprawka 64 oficjalnie legalizująca marihuanę w Kolorado zebrała więcej głosów niż Obama w wyborach prezydenckich, a poszło mu tam całkiem nieźle.

W międzyczasie, czekałem w kolejce z pierwszymi dziesięcioma osobami z listy i zacząłem czuć motylki w brzuchu. Myślałem o wszystkich osobach, z którymi chciałbym to teraz przeżywać. Gdy mnie wywołano w napływie podniecenia prawie zapomniałem rady Susan o delektowaniu się tą chwilą.

Reklama

Ma się tego nosa do towaru

Przy kasie sprzedawczyni otwierała mi słoik z ziołem, żebym mógł zapoznać się z aromatami różnych gatunków. Powiedziała, że Grape God, mocna indica, ma najlepszy smak – tak owocowy, że niektórzy palą jej aż za dużo, po prostu dlatego, że im smakuje. Mieli w ofercie też całą linię przekąsek i nalewek, a nawet skręcone jointy dla początkujących.

Chciałem spróbować jak najwięcej gatunków, więc kupiłem po gramie Sour Diesel, Bubba Kush, Grape God i Blue Dream. Sprzedawczyni zapakowała mój nabytek w nieprzezroczystą i zabezpieczoną przed dziećmi torebkę, jak nakazuje prawo. Dałem jej 63 dol. (z wliczonym podatkiem), a ona dała mi paragon. Chciałem ją jeszcze uściskać, ale wydawało mi się to nie na miejscu.

Odchodząc od kasy trzymam swoją zdobycz w zwycięskiej pozie, tak by wszyscy zobaczyli. Moi znajomi z kolejki cieszą się ze mną i z wypiekami na twarzy czekają na swoją kolej.

Milionom palaczy na całym świecie, wciąż żyjącym w tej okropnej prohibicji, mogę powiedzieć tylko: „cierpliwości”. Gdy zacząłem angażować się w inicjatywę legalizacji marihuany ludzie mówili mi, że to strata czasu, bo coś takiego nigdy się nie wydarzy. Teraz pytają mnie, po co zajmować się czymś, co na pewno nadejdzie, prędzej czy później.

Na zdrowie!

KALIFORNIJSCY WINIARZE GRAJĄ W ZIELONE

NIE MASZ CO ROBIĆ Z KASĄ? ZAINWESTUJ W AKCJE MARIHUANY

KANADYJSCY HODOWCY MARIHUANY IDĄ NA WOJNĘ Z RZĄDEM