FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

The Kills - Ash & Ice

Alison Mosshart i Jamie Hince powracają po pięciu latach milczenia. Przerwa między "Blood Pressures" i "Ash and Ice" dobrze im zrobiła, bo duet jest w naprawdę nieziemskiej formie.

Jasne, "The Kills" to własna marka. Lata na scenie, debiut w Domino w 2003 roku i cztery płyty, nie licząc tegorocznej. Do tego image, własny, a który wielokrotnie stanowił inspiracje dla innych młodych składów. No i sama postać Alison Mosshart, która nie dość, że niesamowicie utalentowana, to stanowiąca także wzór mody i stylu. I jak The Kills przez lata grają ten sam rodzaj magnetyzującego indie w stylu lo-fi, tak na przestrzeni tego czasu ich partnerstwo ewoluowało. Zniewalający śpiew Alison i szorstkie, rwane riffy Jamiego to znak rozpoznawczy formacji, który wałkowany był już na wcześniejszych wydawnictwach, ale przed wydaniem "Ash & Ice" u muzyków wydarzyło się tyle, że płyta stanowi znakomite odzwierciedlenie ostatnich lat z życia Hince'a.

Reklama

Przypomnijmy: był ślub z Kate Moss, było trwające blisko pięć lat małżeństwo i rozwód w ubiegłym roku. Były podróże po Rosji Jamiego, był też poważny wypadek, który groził zakończeniem muzycznej kariery. Była też wielomiesięczna rehabilitacja, by Hince powrócił do zdrowia. U Mosshart w tym czasie wszystko szło w najlepsze, w końcu uaktywnił się poboczny, stanowiący supergrupę projekt The Dead Weather, ukazała się też długo wyczekiwana płyta "Dodge and Burn". Minione wydarzenia nie mogły pozostawić muzyków obojętnymi, tak narodziło się "Ash & Ice".


Jesteśmy też na Facebooku, Instagramie i Twitterze - dołącz do nas, żeby niczego nie przegapić!


Płyta kompletna, stanowiąca wypadkową wcześniejszych zainteresowań muzyków, z łatwymi do wyłapania momentami z przeszłych albumów. "Hard Habit To Break" pobrzmiewa "Hitched" z debiutanckiego "Keep On Your Mean Side", "Siberian Nights" uderzają w rejony "Heart Is A Beating Drum" z ostatniej płyty, podczas gdy "Impossible Track" momentami zbliża się do "Hook and Line", czyli utworu z 2008 roku. Tych zbliżeń na "Ash & Ice" jest znacznie więcej, ale w przypadku The Kills nie jest to w końcu żaden zarzut. Od duetu nie wymaga się zmian, zwłaszcza gdy rozpoczęta w 2003 roku droga okazała się słuszna i udana.
Tym, co najbardziej rzuca się na pierwszy plan w "Ash & Ice", jest dychotomia. Duet lawiruje między nagraniami dynamicznymi, pełnymi werwy i jazgoczących riffów idących w parze z chwytliwymi partiami klawiszy lub mocną perkusją ("Whirling Eye", "Let It Drop", "Hard Habit to Break") oraz typowymi balladami, gdzie śpiew Alison płynie wraz z nurtem melodii. Delikatnie jest w "That Love", okołobluesowym "Hum for Your Buzz" czy "Echo Home", ale to utwory, które przeplata post-punkowa większość na płycie.

Większość, która dodatkowo elektryzuje. W tych utworach czuć spore napięcie. To za sprawą szorstkiej gitary Hince'a, to przez perkusję, która, choć żywa, wybrzmiewa jak maszyna perkusyjna - według ściśle określonych ram. Do tego dodać należy "płaskość" poszczególnych melodii. To jakby tu i teraz, bez warstw, wszystkie ścieżki w jednym kanale, co dodatkowo potęguje charakter lo-fi albumu. The Kills, choć z ogromnymi problemami, w końcu nagrali swoją piątą płytę. A gdy już to zrobili, przekreślili dotychczasowe zachwyty nad wcześniejszymi wydawnictwami.

The Kills - Ash & Ice, 2016, Domino