FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Anderson. Paak: "Chcę kiedyś wygrać Grammy!"

Veni, vidi, vici - tak w skrócie mógłby opisać swój krótki pobyt w Warszawie Anderson. Paak. Mamy dla was wywiad i galerię z koncertu.

Wszystkie zdjęcia Paweł Zanio / Solovsky.com

Dla .Paaka ostatnie miesiące są najbardziej udanym okresem w życiu. Jego konsekwentna praca zaowocowała fantastycznym przyjęciej najnowszej płyty "Malibu" oraz kontraktem z wytwórnią Dr. Dre. Jeszcze rok temu znała go garstka słuchaczy, dziś gra wyprzedane koncerty w Stanach i Europie. I wszystko wskazuje, że była to pierwsza i jedyna okazja, żeby zobacyć Andersona na kameralnym, klubowym koncercie, a nie wielkiej festiwalowej scenie. Nie mogliśmy jej przegapić!

Reklama

Z tego miejsca dziękujemy organizatorom wydarzenia będącego częścią festiwalu World Wide Warsaw oraz klubowi Miłość.

Czytaj wywiad poniżej i obejrzyj galerię zdjęć.

Noisey: Życie każdego z nas to swoisty rollercoaster. Jesteś tego doskonałym przykładem. Jak byś opisał miejsce, w którym teraz jesteś? To już szczyt, połowa drogi?
Anderson. Paak: Nieee, to dopiero początek. Moja kariera rzeczywiście mocno się rozpędziła, ale do szczytu bardzo daleko. Przez długi czas szło wszystko powoli do przodu i dopiero niedawno naprawdę nabrało tempa

Z pewnością jest on jednak bliższy zauważenia teraz, kiedy masz kontrakt z Dr. Dre niż wtedy, gdy dopiero zaczynałeś swoją przygodę z muzyką. Podobno mocno pomogli ci ludzie z Sa-Ra Creative Partners, a konkretnie Shafiq Husayn?
Tak, dokładnie. Można powiedzieć, że Shafiq uratował moje życie, gdy byłem bezdomny z moją żoną i synem. On dał mi nocleg, pracę i możliwość podglądania jego pracy w studiu (bardzo imponującym studiu, od razu zaznaczę). Sprzątałem u niego, byłem szoferem, kręciłem mu jointy, pomagałem w tym, żeby mógł zajmować się tylko nagrywaniem. To było dla mnie rzeczywiście wprowadzenie do przygody z muzyką.

A pozostali członkowie Sa-Ra też są ci bliscy? Mieliśmy okazję organizować ich koncert w Polsce ponad sześć lat temu i zachwycili nas swoim podejściem do życia.
Om'Mas to fantastyczny typ, właśnie otworzyłem z nim studio, a Taz Arnold niezły freak. Wielką sprawą było móc ich poznać, ale blisko związany byłem tylko z Shafikiem. To było w czasie, gdy pracował nad moją EP "O.B.E. Vol.1" wydaną dla Jakarta Records.

Reklama

Czy jednym z kluczy do tego, że udało ci się w końcu wybić, jest zarówno konsekwencja w działaniu, jak i gładkie przemieszczanie pomiędzy podziemiem i mainstreamem? Wielu artystów nie udaje się tego łączyć, a ty z jednej strony trafiłeś do Dr. Dre, a z drugiej nagrywasz w projekcie NxWorries dla undergroundowego Stones Throw Records.
Gdy mówiłem, że chcę być w podziemiu, ale chcę też dostać Grammy i nagrywać z Game'em to mieli mnie za dziwaka. Że tak się nie da. Ale ja wierzyłem, że tak się da. Dlatego gdy pytacie mnie o to, czy nie jest dziwne, że jestem i w Stones Throw i Aftermath - nie. Robię swoje. Chcę robić swoją muzykę i dostać Grammy, a jednocześnie być w ST. W ogóle się to ze sobą nie kłóci. Marzeniem każdego artysty jest mieć jak najwięcej fanów.

Ale to często wymaga kompromisów. Ty jednak zdajesz się doskonale wpasowywać w nurt nowoczesnego brzmienia Los Angeles, gdzie obok siebie idealnie funkcjonują ekipy Brainfeedera, Odd Future, Stones Throw. I nie bawi cię jakkolwiek sztywne trzymanie jednej estetyki, przez co mamy na nowej płycie hip-hop, soul, jazzowe ucieczki, elektronikę.
Nigdy nie miałem żadnego założenia "o, teraz zrobię funkowy numer i on będzie brzmiał tak i tak". Nic z tych rzeczy. Ja nie jestem od tego, żeby bawić się w szufladkowanie. Muzyka jest jedna. Fani mogą dopasowywać moje kawałki do określonych gatunków, podobnie dziennikarze. Dla mnie jako twórcy to nie ma sensu.

Reklama

Zdaje się w ogóle, że masz świetny kontakt z muzykami z Los Angeles. Tworzycie taką swoistą rodzinę?
The Internet to bliscy mi ludzie, tak samo Taylor McFerrin. Earl Sweatshirt, z nim na pewno coś nagram. Bardzo cenię to, co robi Ty Dolla $ign, bo on podobnie jak ja w ogóle nie jest przywiązany do jednej stylistyki. Faktycznie w tym mieście mnóstwo się dzieje. Idealnie koegzystują ze sobą Aftermath, czyli komercyjny gigant, jak i totalnie undergroundowe Stones Throw Records. To bardzo inspirujące.

Zgodzisz się, że twój pierwszy solowy materiał nagrany jako Anderson. Paak, czyli "Venice" był bardziej jak portfolio, pokazanie wszechstronności w poruszaniu się między stylistyką, to "Malibu" brzmi bardziej jak album koncepcyjny.
Dokładnie tak jest. Na "Venice" było wszystko - trap, hip-hop, soul, klimaty klubowe. Chodziło mi wtedy po głowie mnóstwo różnych myśli, inspiracji. Teraz poszedłem bardziej w stronę duchową i w większym stopniu eksplorowałem moje wnętrze i życie. Poza tym tak po prostu chciałem pójść o krok dalej. "Venice" było świetną okazją do pokazania się, "Malibu" naturalnym krokiem artystycznego rozwoju, dojrzewania też tak po prostu jako człowiek.

Skład gości i producentów "Malibu" robi ogromne wrażenie. Chwali cię Snoop, o współpracy otwarcie wspomina Pharrell. Nie zaszumiało trochę w głowie ostatnio od nadmiaru wrażeń?
Szumi cały czas, ale to taka niesamowicie pozytywna dawka energii. Konsekwentnie na to wszystko pracowałem i teraz z jednej strony bardzo się tym cieszę, jak i nie chcę zatrzymywać. Robić swoje, nagrywać z największymi, odwiedzać kolejne kraje i dawać z siebie maksimum.

Reklama