Bombchen: Fajni ludzie tańczą przy dobrym techno

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Bombchen: Fajni ludzie tańczą przy dobrym techno

"W muzyce techno motywy elektroniczne zaczęły często wzbogacać produkcje instrumentalne, aż na dobre zagościły w obecnym przemyśle muzycznym, łącznie z muzyką pop i wszelakimi innymi gatunkami" - mówi weteranka polskiej sceny techno.

Zdjęcia: Robert Laska, www.robertlaska.com

Bombchen to jedna z niewielu kobiet stojących za deckami, które mają tak długi staż pracy i zasłużony autorytet. Rozpowszechnia techno i elektro w Polsce od blisko 15 lat. W czasach gdy oba gatunki nie były jeszcze tak popularne i dobrze rozumiane, udało jej się zafascynować nowymi brzmieniami masę ludzi. Grała u boku legend, m.in. Terence'a Fixmera, Legowelta, Horrorista, Xenii Beliayevy, Roberta Babicza, Capitana Commodore czy Jacka Sienkiewicza.

Reklama

Mieszkałyśmy razem na jednym z łódzkich skłotów i to jej zawdzięczam wtajemniczenie w niszową elektronikę, to ona stymulowała mnie do tworzenia własnej muzy, to ona inspirowała łódzkich muzyków sceny elektronicznej i postpunkowej. Poprosiłam ją, żeby opowiedziała mi o początkach techno w Polsce.

Noisey: Czy techno to tylko muzyka, czy stoi za nim jakiś konkretny lifestyle? 
Bombchen: Techno to jeden z gatunków, nazwijmy to, elektronicznej muzyki tanecznej. Bywa często używany jako termin określający cały obszar klubowej elektroniki, lub co gorsza muzyki dance, np. Scooter albo Blumchen. Teoria sugeruje, że techno jako zjawisko kulturowe, to opozycja do kultury związanej z muzyką rockową.  Charakterystycznymi cechami tej kultury są hedonizm i życie w imprezowym trybie, zainteresowanie wytworami przemysłu i techniki: sztucznymi brzmieniami w muzyce, jaskrawymi ubraniami z tkanin syntetycznych, sztucznych tworzyw, plastiku, folii, lateksu; również industrialny charakter strojów i otoczenia, w którym się przebywa. Kulturę tę charakteryzuje też tolerancja na odmienność rasową, wiek, światopogląd, pochodzenie i wreszcie tożsamość seksualną.

Jak wyglądały pierwsze imprezy techno w Polsce?
Pierwsze wydarzenia elektroniczne odbywały się chyba z 25 lat temu w obiektach prywatnych, pustostanach, bunkrach i innych dziwnych miejscach. Toczyły się w zamkniętych surowych pomieszczeniach, ze stroboskopem jako jedynym źródłem światła i dźwiękiem generowanym z maszynek albo puszczanym z kaset. Z czasem, powoli, pojawiały się płyty. Imprezy, które szczególnie pamiętam, miały miejsce w nieistniejącym już Muzeum Artystów przy ul. Tylnej i w zlikwidowanym już podziemnym schronie w Parku Poniatowskiego. W Berlinie czy Londynie tego typu wydarzenia funkcjonowały już w wtedy klubach, u nas miały charakter zdarzeń efemerycznych.

Reklama

Do 31 marca trwa proces aplikowania do BURN Residency 2017. Inicjatywa ta jest życiową szansą dla każdego producenta i didżeja, który marzy o wyjściu ze swojego pokoju do szerszej publiki. Najlepsi poznają mekkę muzyki elektronicznej - Ibizę, gdzie spędzą 5 tygodni w jednym z tamtejszych klubów. Główny zwycięzca zgarnie dodatkowo 100 tysięcy euro.

W Polsce mamy też nagrodę specjalną dla, co najmniej, jednego uczestnika lokalnych finałów, czyli tak zwanego Mix Offa. Spośród piątki DJ-ów rywalizujących na tej imprezie, organizatorzy festiwalu Audioriver wytypują jednego lub więcej artystów, którzy wystąpią w Płocku w ostatni weekend lipca. Zagrają oni na BURN Stage, mieszczącej się na rynku Starego Miasta. Wszystko o akcji BURN Residency przeczytacie na www.burn.com


Jaki był charakter pierwszych klubów i oficjalnych wydarzeń u nas?
Pojawił się klub New Alkatraz i Parada Wolności. W New Alkatraz imprezy można już było scharakteryzować jako rave albo old school. Przychodziło tam mnóstwo ludzi, pojawiały się czasami te nieszczęsne gwizdki i rękawiczki. Nie pamiętam, dlaczego zamknęli ten klub - chyba były naciski ze strony urzędników, a chłopakom już nie chciało się za bardzo tego prowadzić. Na terenie squatu przy ul. Węglowej koło Dworca Fabrycznego, Klub Węglowa. Pierwszym oficjalnym klubem, w którym usłyszałam elektroniczną muzykę taneczną był Bagdad Cafe - zdaje się, że to był acid. Potem Monika Pacha otworzyła klub La Strada na Żeromskiego. Tam od czasu do czasu pojawiał się np. Rebus, którego muzyka wywarła na mnie chyba największy wpływ.

Reklama

O Paradach Wolności było głośno w całej Polsce. Jak wspominasz ten cykl imprez?
Parada Wolności z roku na rok stawała się potężnym ogólnopolskim eventem. O ile w Berlinie, Parada Miłości była też manifestacją polityczną, to w Łodzi jej charakter był bardziej kulturowy. Ale mniejszości seksualne też w widoczny sposób zaangażowały się i wpływały na te zdarzenia: jako DJ-e, designerzy i organizatorzy, no i oczywiście jako uczestnicy imprezy. Pierwsze parady były najlepsze, a później wraz z rozwojem zaczęły się komercjalizować. Pod koniec zaczęło to mieć posmak gigantycznego festynu miejskiego, wśród nich była masa przypadkowych osób. Ale miało to korzystny wpływ na propagowanie muzyki wśród nuworyszy. Tak czy siak od momentu, kiedy Kropiwnicki [Jerzy, prezydent Łodzi w latach 2002-2010] nie zgodził się na paradę, popularność tej kultury wśród ludzi zaczęła stopniowo maleć. To samo tyczy się znaczenia Łodzi na mapie kraju.

Łódź jest teraz często porównywana do Detroit, postindustrialnego miasta, w którym powstało techno. Czy to porównanie jest trafne?
Można, a nawet trzeba porównać Łódź do Detroit. Tam upadło General Motors, które miało główny wpływ na przemysł i zatrudnienie. W Detroit jednym z czynników, dzięki którym techno powstało, było bezrobocie, zwłaszcza w środowisku Afroamerykanów. W Łodzi załamał się przemysł włókienniczy. Na tym tle pojawiły się pierwsze tak znaczące w odniesieniu do całego kraju inicjatywy z muzyką industrialną, elektroniką, rave, jak by tego nie nazwać. Długo te zdarzenia miały charakter niszowy, aczkolwiek regularny w porównaniu z innymi miastami, np. Warszawą. Jednak w okresie Parady Łódź była mianowana centrum tej muzyki w Polsce. Chyba nawet jeśli wpiszesz w Google "pierwsze techno w Polsce", pojawi się New Alcatraz albo Parada Wolności. W Łodzi właśnie upadłe fabryki stanowiły idealne tło do tych wydarzeń. Pojawiły się nowe przestrzenie, które można było wykorzystać i czas wolny, którego ludzie nie mieli wcześniej.

Reklama

Techno to seks i narkotyki?
Bezwzględnie połączenie to miało miejsce. Widziałam wielu ostrych zawodników. Myślę, że większość brała coś na imprezie, a one odbywały się raz na kilka miesięcy. Nie byli to narkomani, ale mogli nimi zostać. Osobiście wiem, że ludzie lubili wrzucać LSD, ale były też piguły. Znam sporo osób, które zaczynały od rejwów, a wpadały później w dragi. Ale nie mam z nimi kontaktu. Z czasem zniknęli, a teraz są zapewne przeciętnymi szarymi obywatelami.

Jakie imprezy pamiętasz najlepiej?
Rejwy kojarzę trochę jako masówkę. Wolałam bardziej kameralne imprezy techno. Np. te w La Stradzie albo cykl Hospital Unit pod wiaduktem na Pomorskiej, na wysokości niewybudowanego do końca szpitala (jawił się jak industrialne widmo, bo długie lata był w stanie nieukończonym; dopiero niedawno ukończono jego budowę). Nie było wtedy wielu DJ-ów. Ich muzyka różniła się od siebie, przede wszystkim współpracowali ze sobą. Najbardziej wspominam Rebusa  i Wojtiego. Często pojawiali się czołowi polscy artyści, np. Carla Roca. Z czasem Hospital Unit też zaczął się popularyzować. Pojawiało się coraz więcej przypadkowych osób i jakieś scysje. Dlatego chłopaki po kilku latach zawiesili działalność na tym polu. Na pierwszych tego typu imprezach było 100-200 osób, pod koniec kilkaset. Pomieszczenia pełne i mnóstwo osób na zewnątrz.

Jakie były inne ważne ośrodki techno w Polsce?
Elektroniczna muzyka taneczna rozwijała się w innych miastach równolegle do sceny łódzkiej w różnym natężeniu. Wydaje mi się, że najważniejsze ośrodki poza Łodzią to Warszawa, Poznań, Wrocław i Trójmiasto. Poznań dość szybko zaczął oferować wydarzenia ze ścisłymi koneksjami berlińskimi. Były to na przykład imprezy z DJ-ami z kultowego Tresora. Jednak masa ludzi przyjeżdżała do nas jak do Mekki na te Parady Wolności.

Reklama

Jak techno w Polsce wpłynęło na kulturę i społeczeństwo? 
Nie wydaje mi się, żeby w Polsce i chyba w ogóle na świecie istniało pojęcie generacji techno. Być może nastąpiło większe wyzwolenie seksualne czy narkotykowe, ale nie sądzę, żeby kultura techno miała w tym jakiś szczególny udział. Ta kultura jest tylko częścią generacji lat 90. i późniejszych. Wpływ miała chyba tylko na obszar kulturowy i estetyczny: sztuki wizualne, design, a dalej film i ogólne poczucie estetyki. W muzyce techno i motywy elektroniczne zaczęły często wzbogacać produkcje instrumentalne, aż na dobre zagościły w obecnym przemyśle muzycznym, łącznie z muzyką pop i wszelakimi innymi gatunkami.

Czy zmierzch techno nadchodzi? 
Wspominana na początku tzw. kultura techno przebrzmiała dość dawno - myślę że z końcem XX wieku. Zdecydowanie zastępują ją swobodny, naturalny, biologiczny styl, zaangażowanie w ekologię, korzystanie z naturalnych tworzyw, estetyczna niefrasobliwość i nonszalancja. Inaczej ma się sprawa z samą muzyką techno. Rozwija się nieustannie, generując coraz więcej DJ-ów i producentów z racji dostępności sprzętu i licznych oprogramowań do produkcji dźwięków. Wykształcił się profesjonalny obszar muzyczny i artystyczny na bardzo wysokim poziomie. Wspaniale on funkcjonuje w przestrzeni klubowej i rozrywkowej. Style się zmieniają. Po odejściu rejwowej mody ludzie zaczynają doceniać rangę tego gatunku muzyki. We właściwy sposób wartościują klasyczny charakter muzyki techno i rozumieją jej pochodzenie. Teraz możemy się skupić na tym, co najlepsze: "Nice people dancing to good techno music". I tego sobie życzymy.