Za ile wielbłądów moglibyśmy sprzedać polski rząd?

Jeśli kiedykolwiek pojedziesz na wakacje na Bliski Wschód, na pewno usłyszysz swoją wartość w wielbłądach – to nieodzowne jak podrobione torebki Prady w Turcji albo schlane gimby w Złotych Piaskach. Każde takie zdarzenie jest później szeroko komentowane w knajpach i przy rodzinnych stołach. Czy traktować je jako poważną propozycję? Komplement? Wyraz zacofania arabskiej kultury?

Cóż, według według jednej z wykładowczyń z katedry Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego (która o temacie nie chciała wypowiadać się pod nazwiskiem), takie oferty to tylko beka z Europejczyków, którzy „pojęcie o kulturze arabsko-muzułmańskiej często sprowadzają do haremów". „W początkach kultury beduińskiej, gdzie przed erą pieniądza handel barterowy przy pomocy wielbłądów faktycznie miał miejsce" – tłumaczy. „Obecnie nic takiego się nie dzieje, a wspomniane propozycje wyśmiewają się ze stereotypu".

Znaleźliśmy jednak stronę, która za pomocą paru czynników – wzrost, wiek, kolor włosów i wielkość biustu – ocenia, ile dana osoba byłaby w wielbłądach warta. I chociaż autor Camel Calculatora wyznał nam, że niestety nie opiera swojego algorytmu na żadnych antropologicznych obserwacjach tylko prostym matematycznym działaniu, i tak sprawdziliśmy, za ile można by opchnąć polskich polityków.

Cały rząd osiąga wysoki wynik 910 wielbłądów. Zważywszy, że za jednego typowego dwugarba można dostać nawet trzynaście tysięcy funtów, sprzedanie wszystkich po takim kursie starczyłoby na 120 401 wypłat 500+ albo załatałoby 0,006% obecnego długu publicznego. Ewentualnie można by za to wyjechać na zajebiste wakacje w Egipcie.

Dla porównania, dziewczyna Janka, redaktora tłumaczeń VICE Polska, została kiedyś wyceniona na 70 wielbłądów, co chyba nie świadczy najlepiej o naszej władzy.