FYI.

This story is over 5 years old.

gry

Większość gier na podstawie Gwiezdnych wojen jest tak zła jak filmy

„Gwiezdne wojny w postaci gier" to eufemizm określenia „kurewsko straszne"

Hej, widzieliście ostatnio to coś związane z Gwiezdnymi wojnami? Nie? Pełne świstów i wizgów, był tam gość patrzący w panice, jak przelatywał Sokół Millenium i wszyscy mieliśmy znowu po osiem lat. To było wspaniałe. Co jest miłą niespodzianką, ponieważ ostatnie filmy z cyklu, które mieliśmy okazję widzieć, były gówniane. Nędzne. Żałosne. Były złe. Więc napełnia mnie nadzieją ten nowy zwiastun, który w ciągu 90 sekund zdołał przywrócić mi wiarę w całą serię.

Reklama

Ale jedynie jeśli chodzi o filmy, bo nie tylko one były tak potworne przez te lata. Gdyby gry wideo na podstawie Gwiezdnych wojen były orkiestrą, cała wyleciałaby z roboty – tyle było tam fałszywych nut.

„Gwiezdne wojny w postaci gier" to eufemizm określenia „kurewsko straszne". Przez lata powstało wiele gier zaśmieconych mieczami świetlnymi i łowcami nagród, które możemy śmiało przywołać jako przykład całego zła, jakie dzieje się w świecie gier komputerowych opartych na pomyśle wziętym z filmów.

Znaczy się… niektóre były dobre. X-Wing, TIE Fighter, Knights of the Old Republic, cykl Jedi Knight: Dark Forces – prawdziwe klasyki, które do dzisiaj dają radę. Łapały esencję uniwersum Gwiezdnych wojen i pozwalały nam w zasadzie uczestniczyć w galaktycznej rozgrywce dziejącej się w przeszłości jakże daleko stąd.

Ale – na rany Chrystusa! – to poniższe gnioty przykleiły mi się do mózgu.

Masters of Teräs Käsi

Jednym z moich formatywnych doświadczeń jako nerda, dziecka-dziwaka, była lekcja prawdziwego rozczarowania. Miało ono swoją nazwę: Masters of Teräs Käsi. I była ta nazwa kurewsko głupia. Wiedziałem to nawet jako zidiociały dzieciak.

Ta polegająca na walce jeden na jeden gra powinna okazać się rewelacyjna: była rozgrywka, występowali w niej Luke Skywalker i Darth Vader, były miecze świetlne. Tak. Doskonała gra.

A jednak było to zło poważnie wstrząsające całą twoją wiarą w ludzkość. Zło, które przyprawia o zawrót głowy i ból dziąseł. Była to żenada na taką skalę, że zdołała doprowadzić całe pokolenie do przeświadczenia, że świat to ze swojej natury niesprawiedliwe i gówniane miejsce (a nazwa była naprawdę głupia).

Reklama

Force Commander

Force Commander był złą grą i mógłbym napisać tysiące stron, podając ku temu powody. Ale ograniczę się do mentalnego podłamania was tym czymś:

Nie tylko udało im się spieprzyć coś, co powinno być dziecinnie łatwe w przypadku Gwiezdnych wojen – stworzenie strategicznej gry w czasie rzeczywistym (biorąc pod uwagę, że połowa z tych cholernych filmów to właśnie takie gry w przebraniu) – ale skiepścili też muzykę.

Wiecie, ktoś pewnie chciał, żeby było to bardziej radykalne, żeby przemawiało do dzieciaków. Być może właśnie w tej sekundzie tego kogoś wymyśliłem, ale już tym gościem pogardzam.

Star Wars: Obi Wan

Był taki czas, gdy oryginalny Xbox stanowił coś nowego i ekscytującego. Megamocna konsola, na której można było grać w coś tak dobrego jak Halo! Łał!

A potem wyszła gra Star Wars: Obi Wan i całkiem mocno postarała się doprowadzić do katastrofy fajną zabawę, jaką ktokolwiek mógł mieć kiedykolwiek, grając na konsoli. Być może nie można na to przedstawić niepodważalnych naukowych dowodów, ale napisałem to, co napisałem, i nie zamierzam skreślać.

Rebel Assault

O ile ta idiotycznie nazywająca się gra Masters of Teräs Käsi zdeprawowała całą moją młodą niewinność, specjalne miejsce na półce ze znienawidzonymi rzeczami z cyklu Gwiezdne wojny należy się, nie tylko według mnie, grze Rebel Assault.

Pozwólcie, że wyjaśnię: we wczesnych latach 90. ciągle kochaliśmy filmy z tej serii bez żadnego jojczenia. Nie było jeszcze edycji specjalnych, trylogii prequelowej, nie zalegało w naszej pamięci Holiday Special (obejrzyjcie to na YouTubie). Podobały nam się nawet oparte na GW kreskówki, ponieważ byliśmy dziećmi i dlatego byliśmy głupi.

Reklama

Nie było takiej możliwości, aby obejrzeć – bardziej niż zagrać – coś związanego z GW, co byłoby niedobre. Ale nadszedł Rebel Assault i wszystko to zrujnował. Zniszczył niewinność. Poniżył uwielbienie. Udowodnił, że Gwiezdne wojny też mają swoje słabe strony, a po części są całkiem beznadziejne.

Możecie obejrzeć wszystko to tutaj, jeżeli naprawdę nie zależy wam na spędzaniu czasu w pożyteczny i wartościowy sposób.

*

Oczywiście, nie wyczerpałem całego tego gównianego, rąbiącego mental szamba.

Jest wiele dobrych gier związanych z GW. Prawie na tyle ich dużo, że można zignorować te złe. Ale prawda jest też taka, że tych złych jest zbyt dużo: obrzucisz coś gównem, zawsze się trochę przyklei.

Tak czy inaczej – można brodzić w tym syfie jeszcze długo. Na przykład Kinect Star Wars.

Nie było miło ostatnimi laty, ale zwiastun The Force Awakens wszystkich nas podniecił, zaciekawił i zaczarował tym całym filmowym nonsensem, że trudno będzie nam teraz podekscytować się jakimiś grami.

Chyba że…