FYI.

This story is over 5 years old.

media społecznościowe

Twój telefon to więzienie

„Wolny wybór został wyeliminowany na rzecz wolnego wyboru spośród oferowanych produktów” – twierdzi autor książki „Psychopolityka: neoliberalizm i nowe technologie władzy”
W pułapce (kadr z filmu Legenda telewizji via DreamWorks Pictures)

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE UK

W czerwcu 2017 roku Mark Zuckerberg ogłosił, że Facebook ma już ponad 2 miliardy użytkowników. To zdecydowanie największy serwis społecznościowy na świecie, choć Twitter z 300 milionami użytkowników oraz Instagram z 800 milionami również znajdują się w ścisłej czołówce.

Możemy nie przepadać za udostępnianiem prywatnych informacji na mediach społecznościowych, ale oczywiście i tak to robimy. Bez zastanowienia potwierdzamy, że tak, akceptujemy zasady, warunki i politykę prywatności obowiązujące na danym portalu, aby uzyskać dostęp do tego, czego pragniemy. Dla Byung-Chul Hana, autora nowej książki o komunikacji cyfrowej Psychopolitik: Neoliberalismus und die neuen Machttechniken (Psychopolityka: neoliberalizm i nowe technologie władzy), jest to równoznaczne z dobrowolnym rezygnowaniem z własnej wolności. Han uważa prywatność za fundament ludzkiej wolności, dlatego z pewnym zdziwieniem obserwuje to, co się dzieje w dzisiejszych czasach. „Z własnej woli umieszczamy w Internecie wszelkie możliwe informacje o nas samych, nie wiedząc, kto co przeczyta i kiedy mu się to przyda. […] Sama idea ochrony prywatności powoli staje się przestarzała” – pisze w swojej książce.

Reklama

Sam wrzucam na Facebooka zdjęcia książek, które kupiłem. Czasami publikuję polityczne posty i rozmawiam o mojej pracy na Twitterze. Na mediach społecznościowych upubliczniam więcej informacji, niż podałbym w spisie ludności czy różnych sondażach. Wolność to możliwość doświadczania wolnej woli, ale jeżeli chcę mieć konto na Facebooku, aby kontaktować się ze znajomymi i rozrzuconą po całym świecie rodziną, a także być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami, muszę zrezygnować z mojej prywatności. Nie założę konta bez wyrażenia zgody na przekazanie moich danych Facebookowi, ponieważ bez tego niemożliwe byłoby przetwarzanie dużych zbiorów danych (Big Data), czego serwis potrzebuje, aby pomnażać swoje zyski. Czy w takiej sytuacji naprawdę możemy mówić o wolnej woli?


OBEJRZYJ: Werner Herzog objaśnia nam Internet


Han twierdzi, że geniusz sfery cyfrowej polega właśnie na tym, iż czyni nas od siebie zależnymi – sprawia, że przestajemy mieć wybór i musimy jej używać. „Wolny wybór, pisze Han, został wyeliminowany na rzecz wolnego wyboru spośród oferowanych produktów”.

Han wyobraża sobie świat cyfrowy jako więzienie („cyfrowy Panoptikon”), w którym człowiek jest odizolowanym, gapiącym się w telefon więźniem, jednocześnie monitorowanym przez szereg strażników więziennych, takich jak Google, Facebook czy Acxiom. W przeciwieństwie do samotnej odsiadki w normalnym zakładzie karnym, więzienie cyfrowe nie tylko pozwala rozmawiać z innymi więźniami, ale wręcz do tego zachęca. Jednak tak naprawdę ta komunikacja nie jest możliwością, lecz przymusem. Musisz wyrażać swoje opinie, udostępniać, lajkować, retweetować. Dobrowolnie dajemy strażnikom dostęp do naszych prywatnych myśli i danych. „Cyfrowy Wielki Brat outsourcuje pracę więźniów” – stwierdza Han.

Reklama

Dla niego Internet jest wszechwidzącym bogiem, który potrafi nagrać i przypomnieć nam nasze grzechy. Facebook to współczesny kościół, miejsce spotkań pod jego, boga, czujnym okiem. Han twierdzi, że smartfony są dewocjonaliami: „smartfon działa jak różaniec”, przewijasz ekran tak, jakbyś kciukiem przesuwał koraliki; wyspowiadasz się, dzielisz nowiną, oddajesz cześć poprzez interfejs smartfona. „»Lubię to« to cyfrowe »amen«” – pisze Han. Podobnie jest na Twitterze, który zastąpił zakładkę „ulubione” (symbolizowaną przez gwiazdkę) kategorią „lubię to” (serduszko). To zmieniło funkcję tego przycisku. To, co początkowo było używane do zapisywania podobających ci się tweetów, zazwyczaj będących linkami do artykułów lub filmów, teraz jest używane do wyrażenia swojej aprobaty – zupełnie jak „amen”.

Kiedy rządy przeprowadzają spisy ludności, pytają o dane demograficzne, czyli informacje związane ze sferą fizyczną: miejsce zamieszkania, wiek, rasę, płeć, pracę itp. (jedynym wyjątkiem jest kwestia wyznania). Jednak informacje gromadzone przez Big Data zdecydowanie wykraczają poza takie dane. Dobrowolnie udostępniamy serwisom nasze pragnienia, nawyki konsumenckie, obawy i informacje o relacjach z innymi ludźmi. Han wskazuje na różnicę między czymś takim, a normalnymi więzieniami, które „nie mają dostępu do myśli i potrzeb więźniów, czyli do ich sfery psychicznej”. Dodaje również, że „demografia to nie to samo, co psychografia [tj. zbieranie danych o naszych myślach]”. Chce w ten sposób powiedzieć, że stare, dobre statystki i Big Data to dwa zupełnie różne światy. Tradycyjne badania opinii publicznej mogą zebrać tylko niektóre informacje, ale Big Data stanowi nieograniczone źródło danych. Han twierdzi: „Big Data zapewnia środki potrzebne do stworzenia nie tylko indywidualnego, ale i wręcz zbiorowego psychogramu”, czyli mapy naszych wspólnych pragnień i lęków. Musisz mieć dużo wiary w demokrację, kapitalizm i życzliwe korporacje, żeby się tym nie przejmować.

Reklama

Zachodnie społeczeństwo konsumpcyjne kieruje się niemal wyłącznie emocjami. Firmy i branża reklamowa żerują na emocjach, aby sprzedawać swoje produkty. Telewizja wykorzystuje uczucia, aby zatrzymać widzów przed ekranami. Media społecznościowe nie są inne, ponieważ korzystanie z nich powoduje natychmiastowy wyrzut dopaminy, który pojawia się wtedy, gdy coś opublikujesz i powoli zaczynają spływać pierwsze udostępnienia, polubienia oraz komentarze.

Han twierdzi, że zmierzamy ku „dyktaturze emocji”, bo „przyspieszona komunikacja promuje emocjonalizację. Racjonalność jest wolniejsza niż emocje; ona w ogóle nie ma prędkości”.

W wywiadzie udzielonym dla „Guardiana” Hannah Anderson, pracownica „fabryki memów”, czyli firmy Social Chain, powiedziała: „Emocje o niskim pobudzeniu, takie jak zadowolenie i rozluźnienie, są bezużyteczne w gospodarce viralowej”. Dodała, że aby uzyskać prawdziwe zaangażowanie, trzeba sprawić, żeby ludzie poczuli się sfrustrowani, wściekli albo pod wrażeniem. Facebook prowadzi do wojny między emocjami, którą przetrwają jedynie najintensywniejsze i najszybsze ludzkie reakcje.

Nie zamierzam rezygnować z Twittera. Od obserwowanych przeze mnie osób nauczyłem się wielu rzeczy, o których nie usłyszałbym w prawdziwym życiu – rzeczy związanych z tożsamością, płcią, literaturą i muzyką. Jednak nie można zapominać o Hanie, który nie mając profilu na żadnym portalu społecznościowym, przenikliwie ocenia nasze życie w sieci i zmusza do refleksji.

Reklama

Istnieją pewne rzeczy, które pomagają nam zachować prywatność w internecie, na przykład „prawo do bycia zapomnianym” w Rozporządzeniu o Ochronie Danych Osobowych (RODO) czy ruch Me2B, który ułatwia zarządzanie naszymi danymi w sieci, ale nie rozwiązują one większego problemy. Jednak dzięki lekturze Psychopolityki… lepiej rozumiem konsekwencje mojej aktywności na mediach społecznościowych. Może ty też powinieneś sięgnąć po tę książkę?


Więcej na VICE:

​Jak sprawdzić, co Facebook mówi o tobie reklamodawcom?