FYI.

This story is over 5 years old.

Ważne!

"Blunted Album" Metro w końcu na kompakcie

Polskie wydawnictwo na miarę katalogu Stones Throw trafi do szerszego grona odbiorców.

Kilka autorskich albumów, współpraca z Afrontami i Polskim Karate czy też seria świetnych singli z artystami ze Stanów - pochodzący z Brzegu Metro od ponad dekady należy do ścisłej czołówki najlepszych polskich producentów. Nie ukrywający inspiracji twórczością Madliba i J Dilli, doskonale przeszczepił ich podejście do tworzenia, wykorzystywania sampli, budowania kompozycji, na polski grunt. Niezwykle starannie bronił się przy tym przed obecnością w mediach, nie pokazywał twarzy, odmawiał większości propozycji na przygotowanie pojedynczych bitów.

Reklama

Pod sam koniec ubiegłego roku Metro wypuścił kolejne wydawnictwo, niemal w całości instrumentalny LP "Blunted Album". Płyta ukazała się w nakładzie trzystu sztuk tylko na winylu i błyskawicznie znalazła komplet nabywców. Dziwnym nie jest, bo producent nie tylko podtrzymał wysoką formę z poprzednich materiałów, ale wydaje się, że znów poszedł o krok dalej, jeszcze wyraźniej ukazując, iż ma pomysł na swoją muzykę i doskonale wie, jak sprawić, żeby słuchacz kompletnie odpłynął rozkoszując się jego kompozycjami.

Ze względu na formę sprzedaży nie wszyscy jednak mieli okazję się o tym dotąd przekonać. Ba, była to mocno ograniczona liczba osób, o czym wspomniałem wcześniej, celowo podkreślając nakład longplaya. Teraz jest okazja to nadrobić, bo label Queen Size Records zdecydował się wypuścić "Blunted Album" też na kompakcie.

Przy okazji, Metro zdecydował się pierwszy raz "świecić ryjem w klipie". Wczoraj zaprezentowano łączone wideo do kawałków "Yez Yez Yo'" i "Roots Interlude". To doskonała okazja, by chociaż odrobinę poczuć magiczny klimat albumu. Dlaczego tylko odrobinę? Bo jest to wydawnictwo, które w pełni docenia się jako całość, jako kompletny album, a nie na wyrywki. I właśnie jako longplay serdecznie je polecamy.

Nie jest ani trochę przesady w stwierdzeniu, że "Blunted Album" to pozycja, która idealnie pasuje do katalogu Stones Throw Records. I wcale nie odstawałaby tam od reszty. Niech to wystarczy jako ostateczna rekomendacja.