FYI.

This story is over 5 years old.

Interviews

Mel C wspomina Spice Girls i wraca z nową płytą "Version of Me"

"Mam 42 lata i jestem teraz w miejscu, w którym mogę powiedzieć: pierd... was wszystkich!".
Daisy Jones
London, GB

​Melanie Jayne Chisholm była nastolatką dorastającą w małym miasteczku w Anglii, kiedy wraz z prawie 2 milionową publicznością przed małym ekranem oglądała w 1985 roku niezapomniany występ Madonny na Live Aid. "Natychmiastowo pomyślałam: dobra, spoko - to jest to co chcę robić" - mówiła o początkach swoich zainteresowań muzyką. "Ale pamiętam też, że nie wierzyłam w to zbytnio… dziewczyna z takiego miasta jak Widnes nie zostaje gwiazdą popu i nie gra na stadionie Wembley, ponieważ takie rzeczy się po prostu nie dzieją".

Reklama

Jednak marzenia nie opuściły młodej i utalentowanej Melanie. Żeby próbować swoich sił zaczęła brać udział w różnego rodzaju castingach. "Pewnego dnia byłam w miejscu nazwanym Danceworks w Londynie i przeczytałam to: 'Jesteś pomiędzy 18 a 23 rokiem życia? Potrafisz śpiewać i tańczyć?' Szukali nowej żeńskiej grupy, odwróciłam się do kolegi i powiedziałam: To właśnie zamierzam zrobić. Jeszcze w tamtym tygodniu poszłam na przesłuchanie". Wschodząca gwiazda wykonała wtedy "I'm So Excited" The Point Sisters i spodobała się organizatorom spotkania na tyle, by pokonać 400 kandydatek i zostać wybraną do pięcioosobowego girlsbandu.

"To wspomnienie jest takie żywe. Zakochałam się w Geri od razu, ponieważ była urocza i kompletnie szalona. Mel B była w kurtce baseballówce i pomyślałam, że była taka fajna, Victoria była za to dobrze ułożona. To zabawne, bo moje pierwsze wrażenia były trafione w punkt" - tak o pierwszym spotkaniu z pozostałymi dziewczynami mówiła Mel.

W 1996 roku do sklepów trafił debiutancki album Spice Girls, który z miejsca okazał się komercyjnym i kasowym sukcesem. Zaczęto mówić nawet o zjawisku "spicemanii", nierzadko porównując je z szaleństwem ogarniającym fanów The Beatles. Single "Wannabe", "Say You'll Be There" czy "2 Become 1" okazały się strzałem w dziesiątkę. "Od tego momentu wszystko, czego się dotknęłyśmy zamieniało się w złoto - to było trochę przerażające" - komentowała Sporty Spice. "Kiedy jesteś w tym świecie, nieustannie pracujesz, latasz z kontynentu na kontynent, z jednej miejscówki do studia, odbierają cię przy każdych drzwiach, jesteś w tej bańce kompletnie chroniona. Dosłownie nie widzisz świata zewnętrznego i trudno wytłumaczyć jak to jest. To może być zabawne i ekscytujące, ale także może uderzyć ci do głowy".

Reklama

Nie wszystko jednak szło zgodnie z myślą dziewczyn. Do tabloidów zaczęły napływać niestworzone historie o grupie, w tym m.in. niechlubny artykuł o 13 eks-chłopakach Spice Girls, którzy nie powstrzymywali się od zdradzania​ pikantnych szczegółów z życia piosenkarek. Sytuacja byle na tyle poważna, że zaczęła wpływać na atmosferę wewnątrz grupy. "Zawsze była ukryta presja" - tłumaczyła Mel. "Jeśli o mnie chodzi to żyłam w strachu: w strachu przed zrobieniem czegoś złego, powiedzeniem czegoś złego. Jesteśmy teraz starsze: zostałyśmy matkami i nasze priorytety są inne, ale prawdopodobnie wtedy było dużo konkurencyjności i zazdrości".

Jako pierwsza szeregi girlsbandu opuściła Geri Halliwell. "Dla mnie to był początek końca. To zawsze wstyd, gdy członek kapeli ją opuszcza, ale w Spice Girls byłyśmy jak puzzle i kiedy brakowało jednego elementu, nie byłyśmy kompletne. Wyruszyłyśmy we czwórkę na trasę po Ameryce, a potem Melanie i Victoria zaszły w ciąże i to by było na tyle".

Ostatecznie grupa się rozpadła, a każda z dziewczyn poszła w swoją stronę. Melanie C poświęciła się w stu procentach muzyce. "Kiedy wydawałam 'Northern Star' byłam naprawdę wściekła i sfrustrowana, ale czułam, że chcę, by ludzie rozpoznawali mnie za moje własne rzeczy i za to, że jestem sobą" - wspominała debiutanckie solowe nagranie, które przyniosło m.in. międzynarodowy przebój "Never Be The Same Again" z gościnnym udziałem Lisy "Left Eye Lopes.

Reklama

Po latach wydaje się, że Melanie C pogodziła się ze wszystkim co działo się w Spice Girls. W piątek ukaże się jej kolejne nagranie - pierwsza od czterech lat płyta "Version of Me". Zostanie wydana niezależnie przez Red Girl Records, a promuje ją wrześniowy singiel "Anymore".

"Mam 42 lata i jestem teraz w miejscu, w którym mogę powiedzieć: pierd… was wszystkich! Będę robiła to na co mam ochotę. I nawet jeśli to jest fatalny pomysł, mam to gdzieś! Nie obchodzi mnie to. To moje nagranie, moje pieniądze, moje błędy" - komentuje gwiazda.

Na ostatnie pytanie z czego jest najbardziej dumna odpowiada bez zastanowienia: "Z tej nowej płyty. Czuję się dumna z siebie, że w końcu zaufałam własnemu instynktowi. Sukces to bycie szczęśliwą i usatysfakcjonowaną i tak się właśnie czuję".

Cały artykuł znajdziecie na tej​ stronie.