Lights Dim: Z Piotrem poznaliśmy się kilka lat temu – mimo różnej stylistyki muzycznej obracaliśmy się w podobnym kręgu znajomych. Jedna z osób która nas sobie przedstawiła zażartowała kiedyś, że może powinniśmy coś nagrać razem. Okazało się, że muzycznie łączyło nas o wiele więcej niż podejrzewaliśmy - przede wszystkim zaś przy współpracy pomogła nam kompatybilność charakterów. Główną motywacją do kontynuowania wspólnych działań było nagranie dobrze przyjętego singla All Right oraz możliwość zagrania supportu przed projektem Mount Kimbie w roku 2013, na który to występ przygotowaliśmy prawie godzinę materiału.
Reklama
Kiedy ok. pięć lat temu zacząłem słuchać ambientu byłem już dosyć zaawansowanym miłośnikiem muzyki post-rockowej. Z biegiem czau zacząłem jednak napotykać spore trudności w odnalezieniu w niej czegoś unikatowego - bardzo wielu artystów uciekało się do wzajemnego powielania rozwiązań, sam nurt zaczynał powoli zjadać własny ogon. Wiadomo – artyści z tak zwanej szpicy gatunku wciąż tworzą muzykę na dobrym poziomie, składy młodsze jednak straciły odwagę by poszukiwać własnej, oryginalnej drogi. W tym kontekście ambient jawił mi się jako gatunek, w którym oryginalność brzmienia była czynnikiem definiującym.Oczywiście – jak w każdym gatunku muzyki – po głębszym poznaniu nurtu można odnaleźć w nim bardzo charakterystyczne, powracające motywy. Mimo to, wciąż uważam że muzycy nawiązujący w swej twórczości do wątków ambientowych – czy to w warstwie brzmienia, czy też korzystając ze specyficznych technik kompozycji - mają najwięcej do zaoferowanie na tle współczesnej muzyki. Ambient inspiruje do eksperymentów, sięgania po dźwięki pozbawione stricte muzycznej wartości, zachęca do używania instrumentów w nietypowy sposób. Słuchanie artystów takich jak Rafael Anton Irisarri, The Green Kingdom, czy chociażby Hakobune – mimo iż ich twórczość może przeciętnemu słuchaczowi wydawać się monotonna, daje mi większego kopa niż koncert rockowy – kiedy jeszcze na nie chodziłem.
Reklama
Mój proces produkcyjny jest wypadkową tego, jakie brzmienie chcę osiągnąć oraz techniki jaką chciałbym użyć do tego celu; zawsze istnieje kilka dróg pozwalające na dojście do podobnych rezultatów, dlatego też sam proces i możliwość czerpania z niego przyjemności są dla mnie tak ważne. Interesują mnie możliwości syntezy, jednakże jestem zdania, że zawsze ustępować ona będzie samplingowi pod względem możliwości i ekspresji. Miałem kiedyś możliwość uczestniczenia w projekcie Moon Stories – kompletnym albumie stworzonym wyłącznie na bazie 10-sekundowego sampla będącego fragmentem słynnego monologu Neila Armstronga. Stanowi to dobitny dowód na potencjał drzemiący w samplingu. Początkującym twórcom polecam przede wszystkim pracę z własnym materiałem i samplami oraz (w ramach możliwości) jak najczęstszy kontakt z hardware'em, z którym praca jest nie tylko bardziej satysfakcjonująca od pracy z instrumentami wirtualnymi, ale i pozwala na szybkie rozpracowanie problemów, które wcześniej czy później pojawią się na drodze każdego muzyka.Przykład projektu Moon stories jest bardzo ciekawy, to jak od jednego punktu wyjścia można dojść do zupełnie różnych rezultatów. Podobne projekty organizowali m.in. FM3 – duet chińskich muzyków, którzy zasłynęli z produkcji odtwarzacza ambientowych loopów Buddha Player. To proste urządzenie wyglądające jak przenośne radio zawiera jedynie kilka nagranych pętli i dwa pokrętła – głośność i pitch. Z tych pętli narodziło się co najmniej kilkanaście albumów i kompilacji, w tym Layering Buddha Roberta Henke czy składanka Jukebox Buddha. Technologia (software, programy muzyczne) wydaje się być teraz najpopularniejszym instrumentem wśród młodych bedroom producers.
To zależy od konkretnego muzyka. Dla niektórych sprzęt i programy są jedynie narzędziem do tworzenia muzyki i same w sobie nie stanowią nic atrakcyjnego. Większość wydaje się jednak mieć bardziej osobisty stosunek do wykorzystywanych urządzeń, które często są kolekcjonowane i omawiane wraz z innymi muzykami. Praca z konkretnym sprzętem – podobnie jak z instrumentem – wymusza zagłębienie się w jego niuanse. Prawdziwie dobry sprzęt, który wybitnie nam leży, staje się na stałe przedłużeniem naszego muzycznego arsenału. Dla mnie narzędziami bez których trudno byłoby mi się obejść jest Ableton Live, kilka ulubionych syntezatorów oraz przenośny rejestrator cyfrowy, który mam ze sobą niemal zawsze.Czy przypadek i samoczynnie działające procesy mogą mieć jakieś znaczenie w muzyce?
Jak najbardziej! Sam bardzo często korzystam z dźwięków które są dziełem przypadku; czy to wykorzystując nagrania terenowe (na których treść nie do końca mamy wpływ), czy też posiłkując się programami pozwalającymi na modulację istniejących sampli za pomocą losowych parametrów. Bardzo przydatne do tego celu są softy pisane w MAX/MSP. Poza tym, dopuszczenie przypadkowości i generatywności do procesu twórczego ma jeszcze jedną, bardzo cenną wartość - pozwala na dojście do rezultatów, których prawdopodobnie nie osiągnęliśmy za pomocą celowego działania. W gatunkach operujących eksperymentem to szczególnie cenny dodatek.