Moonchild - Voyager

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Moonchild - Voyager

Pomimo że od debiutanckiego materiału dzieli ich już 5 lat, a od trzech są częścią oficyny Tru Thoughts, wciąż nie dorobili się notki w Wikipedii. Uwierzcie jednak, że to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy.

Są takie grupy i płyty, które określam, niezbyt w sumie miłym, terminem piękna muzyka kompletnie dla nikogo. Trio Moonchild idealnie się w to wpasowuje. Nie mają żadnego parcia na szkło, sławę, łapanie za wszelką cenę głośnych nazwisk na współprace, o których napisałyby popularne serwisy. Oni po prostu od lat nagrywają ten swój przemiły jazz-soul, muzykę idealnie relaksującą, pozytywną. I zupełnie naturalnie, jakby od niechcenia stali się w tym naprawdę wirtuozami.

Reklama

"Voyager" to ich trzeci album, a drugi nagrany dla oficyny Tru Thoughts, czyli wydawniczego domu takich twórców jak Quantic, The Bamboos, Nostalgia 77 czy Alice Russell. Na Starym Kontynencie dorobiła się przez blisko dwie dekady pozycji jednej z najważniejszych niezależnych wytwórni i trzeba przyznać jasno - to dla Moonchild miejsce wprost idealne. Chociażby dlatego, że w ich twórczości nie ma choćby okruszka tanich umizgów pod publiczkę, akcentów komercyjnych. Jest wolność, radość tworzenia i dzielenia się ze słuchaczami pozytywnym przesłaniem.

Dziwnym trafem pierwsze odsłuchy tego albumu zbiegły się u mnie w czasie z powrotem do pierwszych krążków Jill Scott i Bilala oraz "Voodoo" D'Angelo (no tu akurat żaden traf, bo do opus magnum D wracam przynajmniej raz w tygodniu). I gdy tylko na dobre wkręciłem się w "Voyager", z miejsca pomyślałem, że to taki materiał, jaki powinna właśnie teraz wydać Jill albo inna wokalistka, którą wzięliby pod skrzydła Soulquarians. To wręcz wzorowa wypadkowa jazzu i soulu z delikatnie hiphopowymi wycieczkami à la Jay Dee. Najlepsze tego przykłady to "Hideaway", "Run Away" oraz "The List". Moonchild trzymają jednak ucho cały czas na pulsie i śledzą na bieżąco, co ciekawe przynosi soul, stąd też swoisty ukłon w stronę Hiatus Kaiyote (do fascynacji którymi trio zresztą się jawnie przyznaje) w "The List". Z kolei "Now and Then" spokojnie mogłoby znaleźć się na albumie Marka de Clive-Lowe'a.

Gdzie się nie obejrzymy, znajdujemy na "Voyager" echa tego wszystkiego, co najlepsze w czarnej muzyce ostatnich kilkudziesięciu lat, ale podane w ich wyjątkowym stylu. Moonchild nie zapisują kamienia milowego w historii soulu, za to dostarczają niesamowicie dużo czysto przyjemnych doznań.