Sytuacja może się wydawać niepoważna. Jakim cudem można zestawić w jednym szeregu dzieło niemieckiego klasyka ambientu z albumem polskiego rapera? Okazuje się, że tytuł, "Narkopop", to nie jedyny czynnik, który ich łączy.Ilu znacie mistrzów ceremonii, których braki w umiejętnościach rapowania są ich największym atutem? Zapewne wielu, ale często nawet o tym nie wiecie. Prosty przykład: w USA takich było od groma, żeby tylko wspomnieć o Ericku Sermonie, mając na myśli największych klasyków. A z tych "nowszych"? Lil B, Bones czy cała plejada chłopaków w obcisłych spodniach i ze śmiesznymi fryzurami. Niestety, ale w nadwiślańskim kraju było zupełnie na odwrót. Przez lata faworyzowało się u nas totalne beztalencia, bo głupia gawiedź wychwalała pod niebiosa brak zmysłu obserwacji, zerowy skill pisania czy nawet brak intelektualnej egzystencji. A jak jest z Kazem?
Reklama
Pod żadnym pozorem nie wolno go zestawiać z miałkimi i pozbawionymi gustu nawijaczami. Może i jego umiejętności nie obligują go do tego, żeby w tej kategorii grać w pierwszej lidze, ale pisanie chwytliwych linijek, charyzma i ten niepodrabialny styl są czymś, czego jeszcze kilka lat temu na polskiej scenie nie było.Zacznijmy od samego początku, bo właśnie od pierwszych sekund zaczynają się prawdziwe cuda, momentami przewyższające nagrania z "Lot 022" i "Radia Gruz". To już jest niemały wyczyn, prawda? Koserwatywni fani rapu nie mają tutaj czego szukać, więc mogliby się mocno rozczarować patrząc tylko na tytuł pierwszego numeru. "Intro (Lata 90-te)" oferuje wszystko, co najlepsze we współczesnym rapie, a dalej… jest jeszcze lepiej. Dla przykładu taki Tede mógłby wiele się nauczyć z samego "Prosciutto Crudo" (nie mówiąc już o wymiatających po całości "Kanikułach", które byłyby highlightem każdej jego płyty po 2013 roku) i to nie tylko w serwowaniu klasycznych buraczanych wersów pokroju "Chciałeś tu wypłynąć, ale wyszedł kutos / Miałeś tu wypłynąć, ale wyszło głupio / Jestem ostatnią nadzieją tego rapu, suko". Proste? Prostackie? Pozbawione gustu? Wręcz przeciwnie. Zabawa słowem i rapem to nie tylko Kaliber 44 na wysokości fantastycznej drugiej płyty, ale również każdy z indeksów "Narkopopu", może wyjąwszy tragikomiczną "Modlitwę" sflaczałą przez niezbyt przekonujący występ Malika Montany. A tak? Proszę bardzo - "Stolik", "Byku" czy przede wszystkim wybitne "Spodenki do ćpania" to numery, których konkurencja nie nagra nigdy w życiu.
Reklama
Każdy mądrala uznający tylko "głębokie" wartości w rapie poczuje się zgorszony. Wersy "Tak twardo, ona czuje, jakby bawiła się dildem / Między piętrami znowu zatrzymuję windę / Czuję się jak Lil Durk, nie używam Tinder / To nie Fruity Loops, ale ona bawi się ścieżką i stringiem" wcale nie wykluczają celowego zabiegu, mającego proste zadanie. Sprawdzić cierpliwość słuchacza, ale i tym razem znowu wracamy do punktu wyjścia. To jest uliczna zabawa, często z pustą treścią, która bierze jeńców i już ich nie wypuszcza.Monotematyczność Kazka może trochę razić, tym bardziej, że jest to kolejna taka sama płyta, ale mogłoby to przeszkadzać tylko w jednym wypadku. Koleś musiałby sobie dobrać bardzo, ale to bardzo złe bity, a tymczasem po raz kolejny udowadnia, że wie czym są dobre podkłady. Hit na hicie, hook na hooku i jeszcze więcej atmosferycznych dźwięków niż poprzednio, momentami zahaczających nie tylko o cloudową klasykę. Produkcje Michała Graczyka, Czarnego HiFi, Friza czy Jacona w połączeniu z tekstami tworzą album niemalże kompletny. Można? Tak.Gas i Kaz Bałagane. Kto by się spodziewał? Tytuł tytułem, ale przecież nagrali jedne z lepszych płyt roku i w swoich kategoriach raczej nie do pobicia w 2017 roku. Dużo dobrych rzeczy się tu dzieje, a skoro sam Paluch stara się dostosować poziomem do gospodarza, to znaczy, że robi się bardzo, ale to bardzo, poważnie.Obserwujcie Noisey na Facebooku, Twitterze i Instagramie.