Najważniejsze muzyczne premiery: maj 2017
Neil Krug

FYI.

This story is over 5 years old.

Obiektywnie zajebiste rankingi

Najważniejsze muzyczne premiery: maj 2017

Po niesamowicie intensywnym kwietniu, również w miesiącu "przedfestiwalowym" będzie się działo. Wybraliśmy dla was aż dwanaście zagranicznych propozycji.

Sóley "Endless Summer" (5 maja)

Trzeci album islandzkiej wokalistki zapowiadany jest jako najbardziej pogodny i optymistyczny w jej karierze. Pracę nad wydawnictwem rozpoczęła ponad rok temu, a towarzyszył jej producent Albert Finnbogason. Spod ich rąk wyszło osiem premierowych kompozycji, których założeniem jest wywołanie u słuchacza uśmiechu oraz poczucia, że w życiu nie warto się zamartwiać. My to kupujemy. Szczególnie, gdy jest tak urokliwe jak w singlowym "Never Cry Moon".

Reklama

Blondie "Pollinator" (5 maja)

Nowe wydawnictwo prawdziwej legendy pop-rockowego grania z Nowego Jorku to rzecz, która powinna połączyć pokolenia. Że niby to wyświechtane? No to zacznijmy od tego, że formacja - często nazywana uszczypliwie Debbie Harry i spółka - debiutowała ponad 40 lat temu i przez ten czas zaliczyła m.in. trwającą 17 lat (sic!) przerwę, złoty w Anglii powrót "No Exit", na wejściu do grona największych w dziejach sław Rock and Rolla wcale nie kończąc. No dobrze, zapytacie, ale co mają dla młodych? Otóż nad "Pollinator" pracowali z nimi m.in. Dave Sitek, Sia i Blood Orange. Będzie ciekawie.

Logic "Everybody" (5 maja)

Przespaliście "Under Pressure", zamuliliście przy "The Incredible True Story", więc to już najwyższa pora, by oddać Logicowi to, co mu należne. Trzeci studyjny album Amerykanina zapowiada się wyśmienicie. "Everybody" spokojnie mógłby nagrać Kendrick Lamar, "Black SpiderMan" to spuścizna po ostatniej płycie Chance The Rappera, ale nie myślcie, że Logic kopiuje kogokolwiek. To wspaniały, rozbawiony życiem dzieciak, który jednak czasem zwolni tempo i rzuci jakąś refleksją. Widać w tym potencjał, jak w pysznym "The Divine Feminine" Mac Miller. Jedna miłość.

Wale "Shine" (5 maja)

Wale w drodze po trzeci z rzędu szczyt Billboardu. Może nie być łatwo, bo oba zapowiadające krążek single nie wywołały wielkiego zamieszania, a poprzednik "Shine", wydany dwa lata temu "The Album About Nothing", został dość ostro potraktowany przez recenzentów. Nie należy jednak zapominać, że Wale to wciąż facet z niezłym piórem, flow, w dodatku umiejący doskonale lawirować pomiędzy mainstreamowym hip-hopem, popem i R&B. Nie postawilibyśmy wielu złotówek na to, że "Shine" na dłużej zagości w redakcyjnym odtwarzaczu, ale… wcale się nie zdziwimy, jeśli jednak tak się stanie.

Reklama

B.o.B. "ETHER" (12 maja)

Niezależnie od tego, jak bardzo B.o.B uważał na lekcjach fizyki i geografii, nie można mu odmówić zdolności składania rymów. Ostatnimi czasu więcej nawijał jednak o teoriach spiskowych, ale być może krach na Twitterze sprowadził go na ziemię. Ups! W każdym razie, "Ether" będzie tu lada moment, a słuchając singla "4 Lit" można mieć nadzieję, że raper powróci do formy sprzed "Underground Luxury". Szkoda tylko, że dziewczyny w klipie już nie takie fajne, jak w "Nothin' On You", ale w tym przypadku winą można obarczyć Ty Dolla $igna i T.I.

Machine Gun Kelly "Bloom" (12 maja)

Jeśli twoja młodsza siostra nieustannie ci powtarza, że jedzie na jakiś zajebisty koncert w czerwcu, a ty wiesz, że G-Eazy gra jednak na Openerze chwilę później, to wiedz, że mowa właśnie o Machine Gun Kelly. Prawdopodobnie słyszałeś już i tak singiel promocyjny "Bad Things" w komunikacji miejskiej, w radiu u cioci na imieninach i w centrum handlowym podczas znienawidzonych zakupów, więc co ci szkodzi sięgnąć po więcej. Tego lata i tego od tego nie uciekniesz.

Paramore "After Laughter" (12 maja)

Twoja ulubiona kapela z gimnazjum, obok Fall Out Boy i Good Charlotte, jakimś cudem wciąż tu jest. Nie żebyś miał się właśnie poczuć staro. Po prostu Avril Lavigne nie generuje już 10 milionów wyświetleń jednego singla w cztery dni, no chyba że pojawią się tam jakieś dziewczyny harakaju. Paramore są jednak w stanie osiągnąć tak oszałamiający wynik po latach bez zbędnego skandalu. To wcale nie dziwi bowiem "Hard Times" płynie jakbyś przeniósł się właśnie do lat 80., choć Hayley wciąż wygląda na kogoś kogo trzeba pytać o dowód. To będzie fajna, wakacyjna płyta. Tak tylko mówimy.

Reklama

Snoop Dogg "Neva Left" (19 maja)

Nadążyć za kolejnymi projektami Snoopa łatwo nie jest, ale rzecz jasna nie poddajemy się i z wielką ciekawością wypatrujemy piętnastego regularnego, solowego materiału rapera. Okładka wskazuje, że możemy liczyć na sentymentalną podróż, a jakby tego było mało w zapowiadającym "Neva Left" kawałku "Mount Kushmore" (he he he) gościnnie pojawili się inni weterani - B-Real, Method Man i Redman. Czyżby miało być więcej piszczał, funkowych sampli niż odchodzących w stronę popu refrenów i klimatów R&B? Nie mamy nic przeciwko. Łapa!

Faith Evans & Notorious B.I.G. "The King & I" (19 maja)

Trudno uwierzyć, że dopiero 20 latach od śmierci Biggiego, jego żona zdecydowała się na taki wspólny projekt, ale nie będziemy wnikać w to czasowe zamieszanie. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Ważne, że nowe pokolenie będzie miało okazję zapoznać się z twórczością legendy wytwórni Bad Boy. No i będzie też Lil' Kim. Pewien etap kobiecego beefu dobiega właśnie końca, ale jeśli w zamian usłyszymy pikantny trójkącik, to nie ma co narzekać. A za dwie dekady światło dzienne ujrzy konfiguracja Nicki Minaj-Drake-Meek Mill. Zapamiętajcie te słowa.

Linkin Park "One More Light" (19 maja)

W singlowym "Good Goodbye" z Pushą T i Stormzym znów próbują żenić rap z ostrymi brzmieniami, ale na płycie "One More Light" więcej takich akcentów już nie będzie. Mike Shinoda powiedział, że będzie to najbardziej wykręcony album chłopaków jak dotąd, a przez to mamy rozumieć, że nagrywali oni dokładnie to, na co w danym momencie mieli ochotę. W zasadzie trudno im się dziwić. Zarobili już na tyle, by zdecydowanie móc niczym się nie przejmować, tylko po prostu robić swoje. I o ile nie będą to kolejne wskrzeszenia nu metalu, to my serdecznie im kibicujemy.

Lil Yachty "Teenage Emotions" (26 maja)

Atmosferę tego albumu najlepiej oddaje fakt, że Lil Yachty przyznał ostatnio, że wers w ostro pojechanym singlu "Peek a Boo", który leci tak Blow that d*** like a cello zupełnie nie ma sensu, ale "był tak zajebisty", że raper zostawił go w tej idiotycznej formie. Sami chcielibyśmy wiedzieć, jak mentalnie przygotować się na tę dawkę niespodziewanego dziwactwa, ale niestety nie opanowaliśmy jeszcze sztuki przewidywania przyszłości. Szykujmy się zatem na najgorsze i najlepsze zarazem.

Lana Del Rey "Lust for Life" (26 maja)

Autorka najgłośniejszego wydawnictwa 2012 roku będzie niebawem świętowała miły jubileusz - "Lust for Life" to jej piąty regularny album. Może się też okazać, że to zarazem jedna z ostatnich okazji, by utrzymać się na panteonie współczesnego popu. Umiarkowanym hitem okazał się pierwszy singiel zwiastujący krążek, mocno stylizowane na starą, dobrą Lanę "Love", za to całkiem nieźle przyjęto tytułowy kawałek, w którym wokalistce pomógł The Weeknd. O tym, że artystce trochę pali się grunt pod nogami, świadczy wypowiedź: "Cztery pierwsze albumy nagrałam dla siebie, ten powstał dla moich fanów, odpowiadając na ich oczekiwania".