Tożsamość wyasfaltowana. Kluczowe płyty z rapowego labelu
Zdjęcie: Paweł Zanio

FYI.

This story is over 5 years old.

Czytelnia

Tożsamość wyasfaltowana. Kluczowe płyty z rapowego labelu

Asfalt Records to jedna z ostatnich wytwórni na scenie, która umiała ewoluować i zachować swój charakter. Poniżej dziesięć dowodów zebranych z okazji dziesiątych urodzin Asfalt Shopu.

"Enigma Prezentuje: 0-22-Underground Vol. 1" (1998)

Oczywiście to nadużycie, bo kiedy wychodziła na kasecie "Enigma" nie było jeszcze Asfaltu. Ale był już Tytus (Titoos), kronikarz sceny z pionierską stroną internetową poświęconą hip-hopowi. Mało kto trzymał rękę na pulsie rapowej Warszawy tak dobrze, dlatego gdy branżowy magazyn "Klan" portretował stołeczną scenę, czynił to właśnie piórem Tytusa. Najlepiej zrobiła to jednak wspominana w publikacjach do dziś "Enigma". Znajdziemy na niej wykładnik początkowej filozofii Asfaltu, mir wobec nagrań mniej ulicznych, a bardziej podwórkowych, w których pasja zawsze wyrastała ponad patologię, z luzem, humorem i "vibem", owszem, surowych, za to bez sapania mrocznych, usztywnionych jegomości pod sample fortepianu i skrzypiec. Nie bez przyczyny na taśmie znalazły się nagrania OMP (pamiętne, samplujące Franka Kimono "Kto jest na górze") i RHX Składu ("Snobem" z sarkastyczną "panie z trwałą, panowie ze złotymi zębami - chcę być z wami"), których płyty otworzyły potem katalog właściwego Asfalt Records. Jest też TJK, czyli pierwszy zespół Onara z wydanego niedługo później (i to na winylu!) Płomienia 81.

Fisz "Polepiony" (2000)

"Strasznie się zajarałem, bo po pierwsze czegoś takiego w polskim hiphopie nigdy nie było, a po drugie ja na coś takiego czekałem" - tak Tytus wspominał chwilę, gdy po raz pierwszy usłyszał "Polepione dźwięki". To był moment złych, łysych i nabuzowanych testosteronem, nie ciut neurotycznych i wątpiących, wylewających się poza zbudowany na ciepłych samplach bit. "Wolałem posłuchać kogoś, kto dobrze rapował o tym, że dziewczyna masuje go po karku, a on ucieka przed dresiarzami" - przyznał wydawca i trochę uprościł, bo tam jest przede wszystkim o miłości, tolerancji i tym, co boli. Pójście za własnym gustem wiązało się wówczas z ryzykiem. "Fisz z tym tak zwanym inteligentnym, miękkim hip-hopem trochę jednak trafiał w próżnię. To nie była wrażliwość i estetyka tych typowych hiphopowców" - powie po latach szef Asfaltu. A jednak warto było - od "Polepionego" zaczęła się fascynująca, prowadząca przez wiele gatunków ewolucja braci Waglewskich (drzwi do Asfaltu są dla nich nadal otwarte). Fisz zawsze ciepło wspomina współpracę z Asfaltem, nawet gdy mówi o apodyktyczności jego szefa.

O.S.T.R. "Masz to jak w banku" (2001)

"Słuchałem tego demo jak przysłowiowego 'Skandalu' Molesty. Płyta nie wychodziła z odtwarzacza. Ten gostek szuka wytwórni? Nikt tego nie wydał? Z takim materiałem? Inne były wtedy klimaty, mody, uprzedzenia" - mówił o debiucie O.S.T.R.-a Grabski. Niby elementy składowe nie dziwiły, ot, typowy polski rap - mnóstwo starych sampli z przewagą smyczków, intensywny skrecz, prosta socjologia i jeszcze prostsze diagnozy wyłaniające się z frustracji, ale zbrojny w porządny głos i niezłe (wówczas tylko niezłe) flow łodzianin łączył je z większym polotem i charyzmą. W głowie słuchacza został tamten żar i mnóstwo punkowych bon motów w stylu "To jest ta ambicja zza opuszczonych kurtyn / by skończyć jak Partyka skacząc przez jogurty / ludzie sprzedani jak kurwy, w roli bohaterów / promowanych przez oklaski zawodowych klakierów". Igor Pudło pisał w recenzji o "zagospodarowywaniu sierot po Kaziku" i słusznie.

Łona "Koniec żartów" (2001)

"Polepiony" pozostaje najważniejszą płytą alternatywnego, polskiego rapu. "Masz to jak w banku" jest bardzo ważna w kontekście rapu hardcorowego. A "Koniec żartów"? Płyta szczecińskiego rapera Łony była tak naprawdę końcem rechotu, monopolu burackiego grepsu, a początkiem żartu lotów wyższych, a przynajmniej już nie koszących. Łona fantazjował na jawie, kpił bez agresji, sprzedawał anegdotki, dotykał absolutu i ożywiał nieożywione w sposób, który każe mówić o początku rapu - przepraszam za to słowo - inteligenckiego. Koleś podniósł poprzeczkę i pokazał, że można. Trudno uwierzyć byśmy bez Łony doczekali się w świetle reflektorów sprytnych śmieszków pokroju Dwóch Sławów czy Taco Hemingwaya. Łona to trzeci w gronie słynnych "asfaltowych" debiutów. Jak mówił Popkillerowi Tytus: "płyty te zdefiniowały także Asfalt Records w formie w jakiej wizerunek wytwórni panuje do dzisiaj".

Reklama

POE "Szum rodzi hałas" (2005)

Ulubiona płyta Marcina Grabskiego? Ewidentnie "Jazzurekcja": "Wzorzec. Absolut. Koniec polskiego hiphopu jak 'Koniec historii' Fukuyamy". Ale wydawca wskazał też Popkillerowi jeszcze jedną pozycję: "Pierwszy POE to podobny do 'Jazzurekcji' pod względem spójności materiał. Tym razem zdecydowanie zimniejszy i kanciasty, 'Szum rodzi hałas' trzyma za twarz od pierwszego do ostatniego numeru. Opus magnum obu panów zdecydowanie". Przyznał też, że kwintesencją Asfaltu jest sytuacja współpracy artystów wewnątrz labelu - i to się będzie powtarzać, choćby w wypadku produkowanego przez Eproma i Ostrego Sariusa. Przypomnijmy, że na "Szum rodzi hałas" gra Dominik Trębski i śpiewa Iza Kowalewska (oboje obecni wcześniej na albumie producenckim Piotra Waglewskiego, rok później w "asfaltowym" katalogu zamelduje się ich zespół Muzykoterapia). "Utożsamiam się z wydawnictwem Asfalt Records i staram obracać w kręgach tej wytwórni, dokładając swoją cegiełkę do jej rozwoju, współtworząc atmosferę z nią kojarzoną. Podoba mi się to, że mamy swój styl" - mówił mi Emade, podkreślając, że są z Ostrym zupełnie innymi, inaczej pracującymi ludźmi i określając współpracę mianem zderzenia. "Szum rodzi hałas" to rzeczywiście zderzenie, i to czołowe. Kiedy dwie mroczne, abstrakcyjne opowieści - słowna i muzyczna - idą w sukurs, trudno dojść do siebie.

El Da Sensei & The Returners "GT2: Nu World" (2010)

Jest jeszcze jedna rzecz, która charakteryzuje Tytusa - ambicje ponadlokalne. "Planuję niespodziankę o charakterze międzynarodowym, żeby nie powiedzieć międzykontynentalnym. Udało mi się podpisać pewien kontrakt, który pozwoli zaistnieć Asfalt Records także poza Polską" - mówił Hip-Hop.pl w wywiadzie jeszcze w 2003 roku. Serce rosło, gdy patrzyło się jak w katalogu pojawiają się płyty z wysp i zza oceanu (m.in.: Grand Agent, Declaime, Baatin, Skill Mega, Cadillac Dale, WitchDoctor Wise), zagraniczny emcees przyjmują zaproszenia na płyty Ostrego, który staje się członkiem kosmopolitycznego crew producenckiego Killing Skills, ale nagrywa też płytę na bitach Marco Polo. Równolegle Grabski interesuje się znacznie bardziej uniwersalną elektroniką. Crème de la crème tego wychodzenia poza Polskę wydaje się "GT2: Nu World". Producencko-didżejski duet The Returners przecierał sobie szlak od 2007 roku (na singlowym "Diffirent Places One Hip-hop" meldował się Breez Evahflowin, Rasco, Supastition i El Da Sensei), by po trzech latach doprowadzić do longplaya, gdzie produkują Polacy, rapuje członek The Artifacts, a gościnie wpadają reprezentanci Naughty By Nature, Heltah Skeltah i Dilated Peoples. Nieźle, co? Szkoda tylko, że to przede wszystkim wizerunkowe. "Niestety sprawa wygląda tak, że Polacy na większą skalę słuchają praktycznie tylko polskiego rapu. Nic więc dziwnego, że - nie oszukujmy się - undergroundowy hip-hop z USA jest tutaj mało popularny, co wiąże się z tym, że niewiele osób w ogóle wie, że do takich kooperacji dochodzi" - mówił mi Little z The Returners.

Rasmentalism "Za młodzi na Heroda" (2013)

"Jarek tu był, ślad stopy jak Sasquatch / Nie ma Wygi, Fisza, Łony i topi się Asfalt" - złośliwił się Astek z Dwóch Sławów w 2012 roku, komentując rozstania z wytwórnią. W 2013 był za to Ras z Mentem. "Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że nigdy nie znajdę nowego Fisza, nowego Ostrego czy nowego Łony. Zrozumiałem, że muszę szukać zupełnie innych artystów, którzy osiągną sukces, będąc sobą. Oczywiście nadal mam jakieś oczekiwania estetyczne, ale ten profil zrobił się znacznie szerszy. W ten sposób podpisaliśmy kontrakt z Rasmentalism" - mówił Tytus w wywiadzie Michałowi Bachowskiemu, napomykając o "wpuszczeniu świeżego powietrza do wytwórni". "Ten długo oczekiwany debiut, nie tylko ugruntował przekonania starych fanów, ale pozwolił zdobyć wielu nowych. Recepta na sukces? Talent, niestety. Ale i świeże spojrzenie, brak sztampy, szablonów. Szczerość i alergia na nudę w muzyce" - pisał szef Asfaltu o "Za Młodych na Heroda". Ras z Mentem długo kazali czekać na oficjalny debiut, ale dzięki temu ochłonęli, nabrali dystansu (również do siebie), mniej w tym było napuszenia i przekombinowania, więcej duszy. "Gospodarzom udało się połączyć imponujący warsztat z naturalnością, która cechowała ich pierwszy wspólny nielegal. Czy mówiłem już, że to płyta bliska ideału?" - recenzował na CGM Karol Stefańczyk. To była jedna z najlepszych płyt 2013 roku.

Reklama

Sarius "Daleko jeszcze?" (2014)

Szef Asfaltu może być z siebie zadowolony, bo wydał debiut Sariusa jeszcze zanim ten wypłynął w branżowym konkursie talentów - Młodych Wilkach Popkillera, nie wziął też kogoś, kto markę zdążył wypracować już w mniejszym, bardziej podziemnym labelu (a tak właśnie było z Otsochodzi). Częstochowski raper dojrzewał pod jego okiem i o ile na debiucie był rapowo jeszcze za bardzo w butach O.S.T.R-a, za bardzo chciał wejść do rzeki, która już nie płynie, tak "Daleko jeszcze?" to już było to. "Zawsze miałem marzenie, żeby wyjść z cienia czymś w klimacie 'Illmatica' Nasa, żeby były w tym te blokowiska, stąd zresztą tytuł 'B.L.O.K.'. To było spięcie klamrą tego, co się w moim życiu działo do tej pory. Poszedłem tak oldschoolowo, jak chciałem, w czym bardzo pomógł mi Eprom. Nigdy jednak nie chciałem zapętlić się , powtarzać, przylgnąć do złotej ery. Nagrane z Ostrym 'Daleko Jeszcze?' jest już pomiędzy kiedyś i teraz. Mentalnie bliżej mi do dawnych czasów, ale jestem młody, robię świeże gówno, jestem chorym małolatem" - mówił mi Sarius. Teraz to wzór młodego rapera - pod każdym względem poza wyświetleniami i liczbą sprzedanych płyt. Ale to nigdy nie był jedyny kompas Asfaltu.

Taco Hemingway "Marmur" (2016)

"Polski odbiorca, zapewne tak samo, jak każdy inny na świecie, tęskni. Tęskni za niekonwencjonalnością, zmysłem obserwacji i dawką humoru. Sukcesy Fisza, poklask dla Łony i docenienie Afrojaxa - te wyrazy szacunku wyrosły na gruncie nagrywania pod prąd, bez opierania się panującym modom" - pisze Krzysztof Nowak i znajduje opcję "pod prąd, ale modnie" w wersji 2.0. "Przystojny, wykształcony i inteligentny. Kandydat na męża, potencjalny cel rozkładówek kolorowej prasy i wypełniacz szpalt w poważnych tytułach. Nieszablonowy według słuchaczy rapu, inny niż wszyscy według entuzjastów reszty gatunków. Niebawem wyskoczy Wam z lodówki, uprzednio zjadając chorizo i zostawioną na później musakę. Słowem: Taco. Do niedawna człowiek-zagadka, od jakiegoś czasu znany lepiej niż własna kieszeń" - przedstawia Filipa Szcześniaka, dobrze oddając fenomen. Tytus relatywnie wcześnie wyczuł jednak kurkę, która będzie znosić złote jaja, nie zniesie za to stereotypów towarzyszących scenie. "Ja się zainteresowałem Ostrym zanim stał się znany, podpisałem kontrakt z Fiszem, zanim wszyscy zaczęli go kojarzyć, dogadaliśmy się z Taco Hemingwayem prawie u zarania, jak się dopiero rozpędzał. Bo w show biznesie nie wypali ci żaden pomysł, o którym wszyscy już wiedzą, że jest świetny" - mówił wydawca Filipowi Kalinowskiemu. W wywiadzie dla Noisey rozwinął zaś wątek Taco: "On ma tak ciekawą treść i tak ciekawy pomysł na siebie, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy rapuje, czy śpiewa. Ta treść to naprawdę duży wkład Filipa w kulturę hiphopową. Zresztą na tym polega też jego sukces - ma jeden oręż, ale bardzo mocny". Grabski powiedział ponoć młodemu artyście, że potrzeba mu wytrwałości. Święte słowa. Dlatego nie koncentrujemy się na dwóch epkach, które Asfalt wydał jak zaistniały już w obiegu niezależnym, ani trzeciej, będącej rozbiegówką przed longplayem. Pełną weryfikacją był "długograj", po którym potwierdziło się niedowiarkom ostatecznie, że Marcin Grabski nie bije głową w mur, co najwyżej w "Marmur". I choć krytykom zdarzało się kręcić nosem, to album bez problemu się ozłocił, a "Deszcz na betonie" (piąte miejsce na liście Trójki) stał wodą na asfaltowy młyn.

Adi Nowak "Vafle ryżowe" (2017)

Spierałem się kiedyś z zaprzyjaźnionym dziennikarzem z Wrocławia o Adiego. Dla mnie to był sprytnie adresowany hipsterski rap nie dla hiphpowców, w opcji "post-Taco". "Adi jest z zupełnie innej bajki, jest dziwnym dzieciakiem z bloku - takim cwaniaczkiem w stylu Laski z 'Chłopaki nie płaczą'" - kontrował mnie interlokutor. I może miał rację? Pytam o artystę Harpera, radiowca, dziennikarza, didżeja, znawcę elektroniki i pilnego obserwatora trendów. "Nowa świeża siła na krajowej rap-mapie. Błyskotliwy liryczny gimnastyk o charakterystycznym głosie i takim też sposobie składania rymów. Bez zadęcia, na luzie i z humorem. Do tego bardzo dobre, czujnie dobrane beaty (np. pierwsze dwa utwory wyprodukowane przez En2aka doskonałe). Z przyjemnością robię: Ole!" - rzuca na szybko. Za wcześnie by mówić o budowaniu tożsamości Asfaltu, wydaje się jednak kolejnym przemyślanym, nieprzypadkowym wyborem. W piątek (19.05) warszawiacy będą mogli się o tym przekonać - Adi zagra na 10 urodzinach Asfalt Shopu w "Patio/Miłość".