The xx - I See You

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

The xx - I See You

Trzeci długogrający album Brytyjczyków przynosi zwrot na jaki czekaliśmy od premiery solowego albumu Jamiego xx.

O tak spektakularnym debiucie, jaki zaliczyło przed ośmioma laty The xx, marzą tysiące nastolatków zakładających razem z kumplami z osiedla zespoły w przydomowych garażach. Uznanie mediów, wysyp branżowych nagród, wyprzedane trasy koncertowe. Taki tok wydarzeń napływających z każdej strony, dzieciakom znajdującym się w zasadzie dopiero u progu dorosłości, może naprawdę zawrócić w głowie. Wokół nagle pojawia się mnóstwo "przyjaciół" i "życzliwych doradców", sprawy przestają być tak oczywiste jak dotychczas. To może brzmieć jak banał, ale w tym przypadku najważniejsza okazała się zwyczajna, ludzka przyjaźń, łącząca Jamiego, Romy i Oliviera. I chociaż druga płyta w moim odczuciu nie odkrywała niczego nowego, to patrząc już z perspektywy trzeciego krążka była potrzebna, bo pozwoliła paczce kumpli z South West London dojrzeć jako muzykom, utrzymując przy tym charakterystyczne dla siebie, intymne brzmienie. Album "I See You" to zupełnie nowy rozdział w historii zespołu. Rozdział, pod który fundament położyła wydana w 2015 roku i świetnie przyjęta solowa płyta Jamiego. Jak się okazuje, muzycy nie wytracili rytmu złapanego w czasie nagrań do "In Colour" i zrobili z kojarzącego się z Jamiem elektroniczno-tanecznego brzmienia swój nowy atut.

Reklama

Jak duża metamorfoza zaszła w szeregach The xx pokazuje już (a w zasadzie w szczególności) otwierający płytę utwór "Dangerous", który w swoim muzycznym ekshibicjonizmie pozostawia słuchacza z szeroko otwartymi ustami. Słychać tu (i nie tylko tu) sekcję dętą i mocne, klubowe podbicie. Tempo nieco zwalnia w wydanym jako drugi singiel "Say Something Loving". Silne zauważalna jest o wiele większa odwaga w nawiązywaniu otwartego wokalnego dialogu między Romy a Olivierem - na poprzednich albumach słyszeliśmy raczej osamotnione partie śpiewane - tu głosy ze sobą współgrają, dążą do konfrontacji. The xx nie byłoby jednak tym samym zespołem bez refleksyjnego, a czasem nawet pościelowego grania. Na trzeciej płycie Brytyjczyków również go nie brakuje. W typowo the xx-owym "Performance" przejawia się ono chociażby w dźwięku delikatnie ślizgających się po progach gitary palców, co buduje niewątpliwie urokliwą aurę tego utworu. W podobnym klimacie utrzymany jest też nieco słabszy na tle reszty "A Violent Noise", zdecydowanie zbyt przewidywalny w swojej konstrukcji.

Każdy z dziesięciu kawałków zebranych na "I See You" utrzymany jest w nieco innej estetyce, przez co całkowicie udało wyeliminować się uczucie znużenia słuchanym materiałem, jakie wyraźnie odczuwałem na "Coexist". Kluczem okazało się tu zupełnie odmienne podejście do nagrywania materiału, o czym opowiedział nam Jamie w rozmowie przed warszawskim koncertem The xx. Zespół w trakcie nagrań odwiedził wiele skrajnie różnych miejsc, jak Islandia, Nowy Jork czy Marfa w zawsze słonecznym Teksasie (gdzie rozgrywa się sceneria klipu do singla "Hold On") by tam nagrywać kolejne części materiału. Wspomniany kawałek swój sukces może zawdzięczać niezwykle chwytliwemu samplowi zaczerpniętemu przez Jamiego z utworu "I Can't Go for That (No Can Do)" kultowego amerykańskiego duetu Hall & Oates.

Mocna popowość brzmienia nie jest tu wcale wadą. The xx stali się bowiem już dużo wcześniej elementem muzycznej popkultury. Na szczęście bardzo daleko im do mentalności holywoodzkich gwiazd. Stąd też możemy być zupełnie spokojni ich dalszych muzycznych losów i wyborów. A miejmy nadzieję, że rozdział rozpoczęty na "I See You" doczeka się równie mocnej kontynuacji.