Czy to możliwe, by raper zgarnął literackiego Nobla?

FYI.

This story is over 5 years old.

Czytelnia

Czy to możliwe, by raper zgarnął literackiego Nobla?

Pomiędzy Bobem Dylanem, a Nicki, Kendrickiem czy Nasem nie ma zbyt wielkich różnic.
MS
tłumaczenie Marceli Szpak

Na wieść o tym, że zeszłoroczna literacka nagroda Nobla trafiła do rąk Boba Dylana, momentalnie zgotowało się w całym internecie. Plotki o nominacji dla Dylana, krążyły regularnie od co najmniej dwudziestu lat, ale uznawano je najczęściej za wyssane z palca. Sara Danius, pełniąca funkcję stałej sekretarz Szwedzkiej Akademii, broniła tego werdyktu, porównując Dylana z Safoną i Homerem i podkreślając, że poezja i piosenki były niegdyś nierozerwalnie złączone. W istocie, safickie i homeryckie pieśni istniały wcześniej niż sama idea literatury, a tekstami stały się dopiero po wielu wiekach istnienia w przekazie ustnym.

Reklama

Z perspektywy 2017 roku twórczość Dylana przynależy do innej epoki, do czasu płyt winylowych i drukowanych tekstów. Ale to nie pierwsza próba wprowadzenia jej do literackiego kanonu. W opublikowanej w 2003 roku książce "Dylan - Visions of Sin", Christopher Ricks przekonuje z wielką gorliwością, że poetycka wartość tekstów Dylana, dorównuje twórczości Johna Keatsa, a zamieszczenie jego piosenek w "The Norton Anthology of Poetry" i "The Oxford Book of American Poetry", oraz publikacja "Complete Lyrics" potwierdzają jedynie wszechobecność Dylana na wydziałach literatury angielskiej.

Podobnie rzecz miała się z rapem. "Black Noise" Tricii Rose (1994) i "Norton Anthology of African American Literature" (1997) przeniosły rap z wosku i sceny na karty książek, a od początku lat 90. trwają poważne akademickie dyskusje nad rapem na wszystkich wydziałach studiów afro-amerykańskich. Już w 1988 roku, badacz popkultury, Lawrence Grossberg, nazwał rap sztuką całkowicie postmodernistyczną. W tekście zatytułowanym "Putting the Pop Back into Postmodernism" dowodził między innymi, że rap jest z głębi ducha postmodernistyczny, ponieważ głośno i bezczelnie zapewnia o możliwości życia poza strukturami władzy, które próbują to życie utrudnić. Na blogach takich rzeczy raczej nie przeczytacie.

Dla Andrew Warnesa, profesora literatury amerykańskiej na uniwersytecie Leeds, gdzie wykłada swoim studentom o "Fear of A Black Planet" Public Enemy, rap i literatura afro-amerykańska przekazują sedno doświadczeń czarnych mieszkańców Ameryki. "W kulturze afro-amerykańskiej często przewija się obraz człowieka walczącego z przeciwnościami losu" - wyjaśnia w rozmowie. "Artysta musiał się zmagać nie tylko o swoje prawo do istnienia, ale też o prawo do posiadania uczuć, emocji, wywoływanych przez nieustającą, potężną rasistowską presję. Gdybym miał wskazać jedną cechę charakterystyczną tej kultury, to była by nią nieustępliwa wola przetrwania. Znajdziemy ją w bluesie, tekstach Richarda Wrighta, Langstona Hughesa, słychać ją również w hip-hopie".

Reklama

Wróćmy jednak do nagrody. Zgodnie z wolą jej fundatora, Alfreda Nobla, nagroda literacka wręczana jest tym, którzy "stworzy najbardziej wyróżniające się dzieło w kierunku idealistycznym". Na przestrzeni ostatniego stulecia, wymóg ten poddawano przeróżnym interpretacjom, ale jest raczej pewne, że Young Thug, Lil Wayne i Drizzy się na niego nie łapią. Ich apolityczne, narcystyczne teksty raczej nie wzbudzą entuzjazmu w akademikach, szukających społecznego idealizmu w hip-hopie. Jak mówi profesora literatury Elleke Boehmer, ekspertka od nagród noblowskich, wykładająca na Oxfordzie: "Komitet noblowski lubi czasem zaskakiwać, ale zgodnie z tradycją nagroda trafia do takich autorów, których nie tylko uznaje się za ważnych i ceni za styl oraz spójność; liczy się też wizja z jaką oddają polityczne aspekty współczesnego świata. Dość podobne zasady obowiązują przy wyborze kandydatów do nagrody pokojowej".

Szwedzka Akademia, w równym stopniu ukształtowana przez kanon literacki, jak ten kanon współtworząca, wybiera czasem relatywnie nieznanych twórców, takich jak nagrodzona w 2015 roku Swietłana Aleksijewicz, by wzbudzić nimi zainteresowanie. Ale sam "kanon" bywa niezwykle trudny do zdefiniowania. Mają na niego nieustający wpływ całe pokolenia czytelników. Na północy przez setki lat oznaczało to białą wykształconą klasę średnią, wywodzącą się z Europy. W 1986 roku nagroda Nobla przyznana Wole Soyince, rzuciła nieco światła na literaturę afrykańską, ale ostatni faworyt bukmacherów z tego rejonu, Ngugi Wa Thiong, wciąż nie doczekał się uznania ze strony komitetu. Pomiędzy zwycięstwem Toni Morrison w 1993 roku, a ubiegłorocznym tryumfem Dylana, żaden amerykański twórca literacki nie doczekał się nagrody, co doprowadziło do oskarżeń o anty-amerykanizm i reakcji ówczesnego sekretarza Szwedzkiej Akademii, Horace Engdhala, który w 2008 roku wygłosił kilka uwag o literaturze Stanów Zjednoczonych. Trudno to uznać za dobre wieści dla afro-amerykańskich muzyków.

Reklama

Rap również stwarza sporo problemów. Nawet najwięksi idealiści mogą mieć problem z powodu słownictwa zawierającego homofobiczne, mizoginiczne, rasistowskie bluzgi. Eminem co chwilę rzuca "ciotami", a popularny od czasów NWA, odebrany rasistom "czarnuch", wciąż nie wszystkim pasuje. Public Enemy sprzeciwiali się takiemu używaniu tego słowa w "I Don't Wanna Be Called Yo Nigga" (Nie mów do mnie czarnuchu), a w 2014 roku Swiss z So Solid Crew wydał numer, w którym ostrzega przed popularyzacją "czarnucha", naświetlając okropny historyczny kontekst tego słowa (spotkało się to ze wsparciem ze strony Akali). To nie jedyna skomplikowana kwestia semantyczna, z jaką zmaga się hip-hop, toczy się również dyskusja, czy mizoginia nie wrosła na stałe w rapowy język. Kendrick Lamar jest raperem, któremu najlepiej udało się uchwycić ducha czasów Obamy, a jego teksty doczekały się głębokich analiz i stały się wezwaniem do demonstracji w obronie praw czarnych i przeciwko brutalnym działaniom policji. Ale w oczach komitetu noblowskiego nawet on może być splamiony, jako autor utworów w stylu "Bitch Don't Kill My Vibe".

Z drugiej strony, wybryki Lamara wypadają raczej blado w porównaniu z wyczynami niektórych noblistów. Nawet pobieżny rzut oka na listę laureatów wywołuje kilka kontrowersji. "Brzemię białego człowieka" wiersz Rudyarda Kiplinga, to szowinistyczny apel o walkę w imieniu białego imperializmu; William Faulkner gorliwie nawoływał do "spowolnienia" procesów integracji rasowej, a antysemickie elementy w twórczości T.S. Eliota wciąż są przedmiotem dyskusji. Trudno zauważyć tu jakiś "idealizm", a język hip-hopu, choć bywa obraźliwy, mógłby uciszyć tych krytyków, którzy twierdzą, że nagroda literacka, to tak naprawdę druga nagroda pokojowa.

Reklama

"Czy noblista zawsze musi być uprzejmym człowiekiem?" - zastanawia się profesor Warnes. "Odpowiedź brzmi: nie. Aby zyskać takie uznanie, twórca musi być dość kontrowersyjny, prowokować i stawiać wyzwania. Nie zgadzałbym się na odrzucanie twórców tekstów hip-hopowych, tylko ze względu na ich wulgarność; musielibyśmy wtedy założyć, że szukamy laureatów jedynie wśród ludzi wykazujących się nieskazitelnym charakterem. Gdyby to była prawda, mielibyśmy literaturę bez pasji, a nie na tym to polega".

Największą przeszkodą na drodze rapu po noblowskie laury wydaje się więc jego niedojrzałość. Weźmy pod uwagę, że Dylan królował na listach przebojów na długo przed tym, nim w nowojorskich dzielnicach narodził się hip-hop. "Potrafię sobie wyobrazić" - mówi Boehmer - "że raper z czterdziesto-, pięćdziesięcioletnim dorobkiem, któremu udało się w tym czasie zachować błyskotliwość, doskonałość i społeczne wyczucie, dostaje pewnego dnia literacką nagrodę Nobla. Ale przyznam, że jak na razie nie widzę, żadnego kandydata na horyzoncie" - stwierdza dodając jednak, że rap bywa uderzająco podobny do poezji. "Wiele wierszy wywodzi się z piosenek, z ludowych tradycji. Najbardziej interesujące jest w tym wszystkim, jak działają rymy, łącząc ze sobą różne znaczenia i pomagając w zapamiętaniu tekstu. W wielu rapowych tekstach widać olbrzymie wpływy tej tradycji".

Noblowskie uznanie może okazać się dla hip-hopu sporym problemem. Podczas gdy ballady Dylana, takie jak "Boots of Spanish Leather" spełniają założenia metrum jambicznego, wyjaśnione w "Lyrical Ballads" Wordswortha i Coleridge'a, tak metrum tekstów hip-hopowych ściśle wiąże się z bitem. "Coś się gubi po przeniesieniu tych tekstów na papier" - przyznaje Warnes. "Nieruchomieją, wyglądają jak wiersze. Ale nie są wierszami, to teksty piosenek do tańca. Nalegając, by czytać te teksty jak wiersze, sugerujemy, że to poezja, a nie hip-hop. Obie rzeczy wzajemnie się wykluczają".

Teoretycznie istnieje szansa na literackiego Nobla dla rapera. Chuck D, Ice Cube, Rakim, Kendrick, Killer Mike, Kano, Mike Skinner, Little Simz i wielu wielu innych, wszyscy oni stąpają po iluzorycznej ścieżce "idealizmu", miną jednak pewnie całe dekady, nim komitet zwróci uwagę na ich twórczość. Czy będzie miało to jeszcze wtedy jakieś znaczenie? Filmy z demonstracji przeciwko brutalności policji, na których ludzie śpiewają "Alright" Kendricka, albo z wieców anty-Trumpowskich, gdzie słychać "T5" Swet Shop Boys, o wiele lepiej dowodzą potęgi rapu, niż nagroda dla jakiegokolwiek twórcy i szwedzki bankiet. Może zamiast dopraszać się o Nobla, powinniśmy poprosić komitet, żeby zaczął coś kumać z tych rapsów, czujecie?