Praktyczna Pani: Skreczowanie to jest dla mnie forma medytacji

FYI.

This story is over 5 years old.

Międzynarodowy Dzień Kobiet

Praktyczna Pani: Skreczowanie to jest dla mnie forma medytacji

"Stoję z tym gramofonem, skreczuję i patrzę w okno, skupiam się i zastygam".

Kiedy spotkałyśmy się z Praktyczną Panią po raz pierwszy przy okazji imprezy The Oldschool Elite w hołdzie TLC niecały rok temu, odniosłam wrażenie, że o muzyce hip-hop, r&b i soul wie dosłownie wszystko. Producentka, menadżerka klubów, organizatorka wydarzeń, zapalona miłośniczka lat 90. i do niedawna jedyna skreczująca kobieta w tym kraju. Ale o tym za moment.

Na chwilę przed premierą nowego projektu Praktycznej, o którym także poniżej, poszłyśmy na kawę, by porozmawiać o tym dlaczego warto zachęcać kobiety do działania w muzyce, w jakim stanie jest obecnie warszawska scena klubowa i jak po dekadzie pracy reaguje się na zwrot "hej DJ, czy możesz zagrać?".  

Reklama

Noisey: Nie widziałyśmy się już jakiś czas, zatem co nowego u Praktycznej Pani?
Praktyczna Pani: Postanowiłam przyłożyć się do realizacji różnych planów. Dużo mam pomysłów, dużo pomysłów ucieka. Czasu jest mało, w takim sensie, że nie mam już osiemnastu lat. Zamierzam w najbliższym czasie zrealizować teledysk, jestem w trakcie przygotowań. Wypuszczę go w maju tego roku. Mój tryb pracy ostatnio się trochę zmienił, więc zdecydowałam że wykorzystam teraz czas na nadrobienie zaległości. Ciągle coś odkładałam, zmieniałam koncepcję, projekty się mnożyły, a w taki sposób trudno coś dopiąć.

Ostatnio znalazłam w szufladzie swoje stare rapy. Kiedyś z najlepszą przyjaciółką, jako 16-latki, chciałyśmy zostać raperkami, więc nałogowo pisałam teksty i chodziłyśmy z portkami nisko ciągle coś nucąc pod nosem. Instrumentale zdobywałyśmy przegrywając loopy z kasety na kasetę, no i na tym wtedy rymowałyśmy. Nazywałyśmy się NFM - Nowa Fala Muzyczna. W 1994 to było coś! Wyobraź sobie, odkopałam te wszystkie teksty z podstawówki/liceum. Ostatnio pokazałam to mojej przyjaciółce. Ona na to że szkoda, że wtedy nic z tym nie zrobiłam, bo to było na tamte czasy zwyczajnie dobre. Skwitowała, że moje 5 minut minęło (śmiech). To były właśnie czasy, kiedy zaczynali też Tede, Wzgórze, Molesta. Powiedzmy, że my jesteśmy prawie w jednym wieku. Pomyślałam, że gdybym ja wtedy z tym wystartowała… Tam były takie dissy (śmiech). To nadal jest dla mnie ciekawe, że mając 14 lat tak patrzyłam na świat. Szkoda, że to nie wyszło. Straciłam swoją życiową szansę (śmiech).

Reklama

Dopiero wróciłaś z jednego spotkania, a wiem już, że po naszej rozmowie uciekasz na kolejne. 
Mam spotkanie w sprawie wspomnianego teledysku. Rzuciłam pracę jakiś czas temu, tzn. odmówiłam kontynuacji współpracy, ponieważ koncepcja moja i szefowej znacznie się rozminęły, a ja wierzyłam w moją filozofię miejsca, które w końcu stworzyłam od zera. Stwierdziłam, że jeśli ma nie być to na takim poziomie, pod którym się podpiszę, to nie chcę tego robić. Nie wiem czy ci mówiłam o tym miejscu.

Tak, widziałyśmy się przy okazji pierwszej imprezy tam.
Mam zaćmę. Często tak jest, że opowiadam coś co się działo na jakiejś imprezie, a potem znajomi mi mówią, że przecież oni też tam byli (śmiech). W każdym razie, rzuciłam tamtą robotę, bo nie mogłam podpisać się pod dyskoteką. Nie zgodziłam się na to, by robić tam już cokolwiek, ale rozstaliśmy się w dobrych stosunkach. Lokal od mojego odejścia w zasadzie nie funkcjonuje. Było to moje pierwsze autorskie dziecko stworzone od zera, dosłownie z gruzu. Wcześniej pełniłam rolę managera w innym dobrze rokującym lokalu, w DJ Barze na Żurawiej. W tej branży ciężko przetrwać kryzys zanim lokal "zaskoczy" dlatego żałuję, że to miejsce nie wytrzymało jeszcze kilku miesięcy, bo myślę że byłby to poważny klubowy gracz na poziomie.

Na to, że trochę przycichłam jako DJ złożyło się parę czynników. Parę razy odmówiłam bookingów jako manager, ponieważ kolidowało to wówczas z pracą i trochę poszła fama, że nie gram, bo ze mnie teraz wielka pani manager (śmiech). Moja operacja pleców i przymusowe wyłączenie z pracy na 3 miesiące również się przyczyniły do wyciszenia pracy DJ-skiej. Choć przyznaję, że po 2 tygodniach od operacji chciałam z krzesełkiem zagrać imprezę, serio. Musiałam się trochę przypomnieć. Stwierdziłam też, że nie chcę już robić takich super komercyjnych rzeczy. Chcę robić rzeczy, które mi dadzą fun oraz satysfakcję, energię do działania i pobudzą zajawkę. Nie do końca ma to być dla kasy, chociaż jak nie mam pracy to by się przydało. Pomyślałam sobie: zacisnę pasa, chcę robić to, co lubię i jak lubię. Z rozsądkiem oczywiście. Plany są!

Reklama

No i jak ci idzie?
Zamierzam wydać autorski materiał, płyta jest prawie gotowa. Szykuję serię tutoriali o skreczu, plany wyjazdowe się fajnie klarują. Zamierzam odwiedzić Sardynię, jadę w Alpy. Szukam też sponsorów na imprezę z cyklu THE OLDSCHOOL ELITE, tę edycję chcę zrobić na grubo z wokalistką z Portugalii, przyjaciółmi z Holandii i Stanów. W moim przekonaniu brakuje ciekawych inicjatyw klubowych. Będę próbowała to zmienić. Na zachętę powiem tylko, że to będzie edycja z Aaliyah. Dogaduję sponsorów i spodziewaj się zaproszenia. Jeśli chodzi o granie, ostatnio dostałam rekomendację i jednocześnie zaproszenie do lokalu, w którym mogę grać wszystko co lubię, dlatego będę grała w kwietniu imprezę w… Planie B. Cieszę się na tę współpracę, choć przyznaję że nie lubiłam wcześniej tego miejsca. Na pewno przez to, że nie lubię fajek, a za każdym razem kiedy tam byłam było tłoczno i siwy dym zabierałam stamtąd do domu. Nie mówię, że byłam super hejterką, ale nie bawił mnie tamtejszy klimat. To było jakieś 5 lub 6 lat temu. Poszłam tam jednak tydzień temu z moją przyjaciółką Lazy One, kojarzysz? Była super muza, znajomi i nawet tańczyłam, a nieczęsto mi się to zdarza.

Tak, taka blondyna w kręconych włosach.
Dokładnie. Wiesz jak mówi o sobie? "Jestem funczurem" (śmiech). No więc, ona jest funczurem, a ja bardziej r&b! Będziemy razem grały na różnych bibach w Wawie. Bardzo ją lubię, bo ona jest super pozytywną babką.

Reklama

To będzie jakiś cykl imprez?
Na razie jedna, a potem zobaczymy. Dołączy do nas jeszcze jedna miła dama - Beezee z Wrocławia. Planujemy wspólne wyjazdy, takie damskie tournée. Na razie jesteśmy umówione na zagraniczny trip po winyle. Celujemy w Holandię - to plan na lato. Jeśli chodzi o granie z przyjemnością, to grałam też ostatnio na Mazowieckiej w Funky Jim. Nie powiedzieli mi co mam grać, to zagrałam moje ulubione stare r&b i hip-hop, wszyscy się zdziwili. Chyba tam się gra bardziej komercyjnie, ale spodobało się i zaprosili mnie jeszcze raz. Liczę na to, że to będzie stała współpraca.

Wracając do tego teledysku, który zamierzasz nagrać - co to za klip?
Pomyślałam sobie: nie mam pracy, co ja będę teraz robić, trzeba poszukać pracy, ale gdzie, w Biedronce (śmiech)? Wychodzę z założenia, że jak się nie myśli o pieniądzach, to one zawsze tam gdzieś przyjdą. Nie mam ciśnienia. Przez ostatnie parę lat pracowałam, więc jestem praktyczna i raczej oszczędna. Trzeba się jednak mobilizować. To jest moment, kiedy nie mam takiej regularnej pracy w godzinach 9-17 na umowę i to w ogóle życiowe szczęście, że się robi to co się kocha i jeszcze ci za to płacą. Mój ojciec powiedział kiedyś - wiesz, taka mentalność jeszcze - skończysz szkołę, to musisz się zarejestrować w urzędzie jako bezrobotna, żeby były świadczenia. To niby pierwszy krok do dorosłego życia. Tak mi obrzydził dorosłe życie, że sobie pomyślałam: Boże, to tak wygląda? Najgorsza rzecz, jaką sobie wyobrażałam w życiu dorosłym to to, że nie ma wakacji. Jak jesteś w szkole to masz dwa miesiące wakacji, święta, ferie. Kiedyś jak byłam mała zapytałam mamę: a jak będę duża to też będę miała wakacje? A mama mówi: no nie, to już tak nie ma. Wtedy pomyślałam, że nie chcę dorosnąć. Lepiej nie kończyć szkoły, lepiej w niej zostać dla wakacji (śmiech). Oczywiście zarejestrowałam się jako bezrobotna za radą taty, no trzeba było. Ale potem okazało się, że wcale nie, że można robić co się chce (śmiech)! Można mieć fajną pracę i jednocześnie można spać do późna, spełniać marzenia. Kiedyś też nie miałam pracy, bo rzuciłam wszystko, żeby zostać DJ-em, a miałam 22 lata i jakoś sobie poradziłam, więc czym tu się przejmować? Trzeba pozytywnie podchodzić do sytuacji. Skoro nie mam pracy teraz, to zrobię to na co do tej pory nie miałam czasu - wydam płytę i zrobię teledysk. Inspiracje i perspektywy spływają każdego dnia, trzeba być wdzięcznym i umieć czerpać z okoliczności, oraz stwarzać je sobie jeśli ich nie chwilowo nie ma. Pozytywnie podchodzę do przyszłości i do lekcji jakie dostaję na drodze do celu. Skupionym trzeba być i wiedzieć dokąd się idzie. Jeśli zdzierać trampki w tylko po drodze do szczęścia i realizacji. Focus. Płyta, teledysk.

Reklama

Do którego numeru?
To jest diss na blogerki. Najpierw zrobiłam kawałek, potem napisałam tekst, a potem poprosiłam znajomą, żeby to zarapowała. Jakieś 15 lat temu nie byłam fanką kobiecego rapu. Myślałam, że dziewczyny nie powinny tego robić. Twierdziłam, że tylko kolesie robią to dobrze, prawdziwi hiphopowcy, a nawet biali, nie powinni się wychylać, bo nie mają ani flow, ani nawet nie wiedzą co to jest. Nikt nie potrafi wyjaśnić czym jest flow. Miałam jakąś tam swoją definicję w głowie. I tak uważałam przez długie lata, tak samo jak uważałam, że kręcone włosy są beznadziejne, więc przez 30 lat prostowałam włosy. To jest drugi rok jak nie prostuję już włosów. I miałam długie włosy i obcięłam włosy i w ogóle, teraz jakbym pewnie wyprostowała, to znajomi by się nieźle zdziwili. Zresztą, mam zdjęcia jak mam proste włosy i to się teraz wydaje mega dziwne.

Na YouTubie jest taki wywiad przecież po jednej z imprez - masz długie włosy, czapkę, palisz fajkę. Zupełnie inaczej wyglądałaś. 
Ja w ogóle w tym wywiadzie taki cwaniak byłam (śmiech). Nie pamiętam jak to było, grałam jakąś imprezę, podeszły do mnie dwie dziewczyny mówiąc: przepraszam czy możemy z tobą przeprowadzić wywiad? Ja taka zdziwiona. No dobrze, nie mam nic przeciwko, one były takie zajarane. Myślałam, że może mnie z kimś pomyliły, ale się okazało, że jednak nie. W sumie to nie było tak dawno temu… Chociaż od dawna nie noszę tej czapki. Właśnie, w ogóle już mnie czapek noszę. W ogóle dużo rzeczy się zmieniło od tamtego czasu. Odbiegłam trochę od tematu, o czym mówiłam?

Reklama

Ciągle dochodzimy do tego, jaki to ma być teledysk (śmiech).
Tak! Zrobiłam ten numer, napisałam tekst, pomyślałam, że to musi ktoś zarapować. Na początku chciałam, żeby to był jakiś koleś, a potem stwierdziłam, że jednak nie, to musi być dziewczyna. Już zmieniłam przez ten czas zdanie, w erze Lady Leshurr i innych dziewczyn, które robią to naprawdę nieźle. No oczywiście złamałam się przy Foxy Brown, Lil' Kim, itd. Pomyślałam sobie, że poproszę, żeby to ktoś dobrze nawinął. Wiedziałam, że ja tego dobrze nie zrobię, bo nie widzę się w tym, ja nie jestem raperką. W każdym razie, poprosiłam moją dobrą znajomą, taką wokalistkę, która śpiewa u Sztaby w chórkach i ma taki warsztat, że czapki z głów, mega pro. Mówię jej: stara, ty to musisz zarymować. Ona ma takie flow! W ogóle nie rymuje, nie jest z klimatu rapowego, ale ma taką czutkę do muzy i imponującą świadomość muzyczną, no ma do tego talent. Pomyślałam sobie, że będzie znakomita. Zrobiłyśmy nawet jeden numer wspólnie z dziewczynami z mojego innego projektu - L.A. Band. Ona napisała tekst, kawałek nazywał się "Rób zupę", na bicie Ice Cube'a. Ja to poczułam i wiedziałam, że ona to zrobi. Przyjechała do mnie, bo mam takie małe studio w sypialni, mówię: dobra, zróbmy jakieś takie małe demo, mam tekst, wiem jak chcę żebyś to zarymowała. Ona przysiadła, jedno podejście, drugie podejście i mówi: no spoko to jest Marta, ale ty powinnaś to sama zrobić, to jest takie twoje. I w myśl zasady, którą się kieruję od dawna, że trzeba zrobić coś czego się jeszcze nie robiło i pozbyć się ograniczeń, pomyślałam sobie: zróbmy to. Wylezę z tej strefy komfortu. Poza tym, to była taka moja zajawka, nagrałam te rapy sama a ponieważ Ewelina Kordy, bo o niej tu mowa robiła dubbing do różnych bajek i nagrywała rozmaite reklamy, zrobiła mi chórki.

Reklama

I tym sposobem powstaje klip. 
Potem sobie pomyślałam właśnie, że to jest gotowy materiał na teledysk. Ten numer powstał w zasadzie na takim fristajlu, gdy grałam imprezę z Georginą Tarasiuk.

Georginą z programu "Szansa na sukces"? 
Tak. Śpiewałyśmy wtedy w jeszcze istniejącym DeLite. Pod każdy bit wpadł nam zwrot "taki pooost". Wiesz taką fazę złapałyśmy w stylu co by było, jakby jakaś laska wrzucała coś na fejsa co chwila. "Koleś wszedł i machnął ręką" - taki post. "Zobacz, uśmiechnął się do mnie" - taki post. Cokolwiek się nie dzieje, każda sekunda jest postem na fejsie. Potem przerodziło się to w tekst i tak to powstało. Na trzeźwo zaczęłam o tym myśleć następnego dnia (śmiech). Na serio przysiadłam do tego dopiero kilka miesięcy później.

Nie boisz się reakcji środowiska skoro to diss?
Zupełnie nie traktuję tego poważnie. Myślę, że dużo osób podejdzie do tego poważnie i niepotrzebnie. Mam tego świadomość. Ja mam duży dystans i do tego też zachęcam. Gdybyś była blogerką, mogłabyś takiego dystansu nie mieć. To po prostu jest coś zabawnego. Stwierdziłam, że chce do tego mieć obrazek. Dzisiaj właśnie spotykam się z grupą znajomych, którzy pracują w produkcji, postprodukcji. Udało mi się zebrać super ekipę do realizacji klipu. Będziemy wspólnie szukali sponsorów, bo chcemy to zrobić na poziomie światowym. Wartość obrazka będzie wynosiła około 50 tysięcy. Nie wszystko mam za darmo. Trochę tak, bo mam takie szczęście, że mam przyjaciół, którzy nam w tym pomogą. Potrzebujemy jakieś 13 tysięcy, bo wiesz scenografia, różne rzeczy nam będą potrzebne. Startujemy niebawem na portalu polakpotrafi.pl i tam nasz projekt będzie próbował zdobyć potrzebne finanse.

Reklama

Niedawno zaczęłaś także robić tutoriale scratchowania na YouTubie. I od tego w ogóle wyszedł cały pomył na rozmowę - Praktyczna Pani, czyli pierwsza kobieta skreczująca w tym kraju.
Buba (Dj Lazy One) też skreczuje, ona zaczęła trochę później. W ogóle zajęła się DJ-ingiem dużo później niż ja, ale ma mega zajawkę i ćwiczy. Tak jak kiedyś pisałam, że jestem jedyną skreczującą kobietą w tym kraju, dzisiaj już mogę się poszczycić tym, że mam jeszcze dwie koleżanki. Jeszcze jest BeeZee, z którą prócz Lazy grałam ostatnio w Miłości. Dziewczyna mieszka teraz we Wrocławiu, świetna głowa do muzyki. Jak ona gra, to ja tańczę. A zazwyczaj na imprezach tego nie robię (śmiech). Postanowiłam wrzucić serię tutoriali, bo sama oglądałam je jakiś czas temu. Jest tam parę kwestii, o których się po prostu nie mówi, bo ktoś na to nie wpadł. To są takie drobne niuanse, ale fajnie jest o nich wspomnieć. Nie widzę siebie jako osoby, która mówi poważnym tonem: proszę państwa, teraz należy… Gadam tam podobne rzeczy, bo trzeba powiedzieć, co trzeba zrobić, ale generalnie traktuje to z luzem. Mówię tam prawdziwe rzeczy. Pomyślałam sobie, że jak wrzucę taką serię tutoriali, to może zachęcę jakieś laski. W tym kraju żadna dziewczyna nie wypuściła filmu instruktażowego.

Dlaczego tak mało dziewczyn zajmuje się skreczowaniem?
Być może gdzieś tam jest jakaś inna dziewczyna. Niech się odważy i pokaże. Zajrzałam na swój kanał na YouTubie, jakoś nigdy nie przywiązywałam wagi do niego, wrzuciłam tam raczej jakieś same głupoty. Patrzę, a tam jakieś 45 tysięcy wyświetleń. Naprawdę ludzie tam wchodzą i kogoś to interesuje (śmiech)?

Reklama

I wtedy postanowiłaś odświeżyć kanał?
Tak, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wrzuciła jakiejś tam, wiesz, dygresyjki małej. Myślę, żeby wrzucić taką serię. Powiedzmy, że 20 filmików, typowe podstawy. Są oczywiście już tacy mistrzowie świata, tacy zajawkowicze, którzy robią takie rzeczy, szalone totalnie. Zajawkowicze z kosmosu. To tak jakbyś była jazzmanem i grała na bębnach jakieś takie podziały rytmiczne, których normalnie w piosence nigdy nie wykorzystasz. Chcę pokazać podstawy, których można się nauczyć i szybko wykorzystać.

Sama też uczyłaś się skreczowania z YouTube'a?
Tak. Zrobiłam tak, że w 2005 czy 2006 kupiłam sprzęt, nagrałam sety i wysyłałam płyty do wszystkich klubów, w których kiedyś się bawiłam i bardzo mi się podobało. Odezwali się z Punktu i powiedzieli, że to jest spoko. Nie miałam wtedy gramofonów, miałam odtwarzacze CD, nagrywałam takim bardzo domowym sposobem. Były takie Czarne Piątki czy Czarne Soboty, nie pamiętam już, w każdym razie pozwolili mi zagrać przed DJ-em, który wówczas pełnił tam rolę rezydenta. Pomyślałam sobie, że to gwiazdka z nieba, mogę zagrać w tym lokalu, jak cudownie. Po mnie grał taki chłopak, który tam ogarniał. Nie powiem kto to, bo to mój dobry kolega teraz, ale razem zaczynaliśmy. Zapytałam go, czy mogę któregoś dnia przyjechać, bo chciałabym spróbować tego skreczowania. Spotkaliśmy się chyba dwa razy, zajarałam się tym, ale wiedziałam, że nie będę przyjeżdżała do Warszawy, bo to jest daleko. Potem sobie pomyślałam, że po co mi w ogóle te CD, już się tym nudziłam, wiedziałam o co chodzi. Kupiłam gramofon i zaczęłam się tym bawić. Pamiętam jak kiedyś powiedziałam babci, że gdy już będzie mocno starsza, to żeby mi ten swój gramofon przepisała. I babcia mówi: wiesz co dziecko? To ty nie czekaj, ja ci już go dam. Dała mi taki stary, czerwoną unitrę, paskowy najzwyklejszy gramofon. Na tym się nie dało skreczować, ale coś tam kombinowałam. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że do tego potrzebny jest mikser itd. Dopiero kilka dobrych lat później odkryłam, że to się robi trochę inaczej. Teraz skreczowanie to jest dla mnie taka forma medytacji. To wszystko jest oparte na rytmie, więc tak sobie stoję z tym gramofonem, skreczuję i patrzę w okno, skupiam się i zastygam.

Reklama

Dużo wspominasz o innych dziewczynach, które zajmują się DJ-ingiem; słychać, że istnieje tu taka solidarność w środowisku. Czy to właśnie dlatego, że jest was tak mało?
W środowisku DJ-skim DJ-e się znają. W każdym środowisku gdzieś tam te drogi ludzi się przecinają - mnie się przecięły właśnie z Lazy One czy z Niną, która, co prawda, nie gra z gramofonów, ale też jest prężnie działającym DJ-em. Poznałam w życiu parę dziewczyn, które grają różną muzykę, na różnym sprzęcie. Do Lazy One mogę w każdej chwili zadzwonić, powiedzieć: stara, przyjeżdżam do ciebie, będziemy skreczować do czwartej nad ranem. Ona ma mega zajawkę. To jest super. Kiedyś tego zupełnie nie było, nie znałam nikogo; myślałam, że jestem jedyna. To nie jest tak, że buduję jakąś społeczność, ale trochę mam w głowie to, że fajnie by było żeby te dziewczyny zachęcić, że to można robić, że my to umiemy. To nie jest tak, że dziewczyny tego nie potrafią, bo trzeba mieć jakieś umiejętności, które posiadają tylko faceci. Teraz są takie czasy, że raczej typuje się kobietę na prezydenta (śmiech). Zauważyłam, że czasem zdarza się tak, że dla klubów komercyjnych wystarczy, że to będzie ktoś rozpoznawalny i nie musi umieć grać. Jak kobiety grają, to już w ogóle super. Wróciłam dzisiaj z pracy, grałyśmy we cztery - same laski, wśród nich chyba najlepsza gitarzystka i perkusistka w kraju. Nikt nie mógł uwierzyć w to, jak one grają.

Reklama

Czy to ten sam skład z którym nagrałaś cover "Heartbeat" Nneki na YouTubie?
Kiedyś kumpel DJ był na wyjeździe z dziewczynami, grającymi u Szymona Majewskiego, które szukały DJ-ki. Ktoś mnie polecił, zadzwoniły do mnie, spotkałyśmy się w Hard Rocku. Z tego składu były dwie dziewczyny właśnie - perkusistka i gitarzystka. Od razu się polubiłyśmy, zakumplowałyśmy. Od tamtej pory stworzyłyśmy skład, który nazwałyśmy Whattagirlz. Na początku nazywałyśmy się Alebabki - wariacja od słowa Alibabki. Jednak to przełożenie na angielski brzmi lepiej. Po jakimś czasie współpracy rozstałyśmy z gitarzystką i zostałam tylko ja oraz Agnieszka, czyli perkusistka. Do tej pory się bardzo przyjaźnimy, robimy różne projekty, jesteśmy w stałym kontakcie. Zostałyśmy tylko we dwie, ale zdarza się, że gramy właśnie jakieś takie eventy w szerszym składzie instrumentalnym. To nie jest coś, co robimy codziennie, nie jest to nasze główne źródło utrzymania, ale zdarza nam się zagrać taki koncert.

Kobiety na instrumentach zawsze robią wrażenie. W zeszłym roku razem z Agą byłyśmy na NAMM Show - to są największe targi muzyczne na świecie. Tam były rozdawane nagrody w kategorii "zasługi dla kobiet w przemyśle muzycznym". Statuetkę odbierała m.in. Chaka Khan. Była też gitarzystka Michaela Jacksona, perkusistki i basistka Beyoncé, po hali przechadzał się Stevie Wonder. Tam są wszyscy najważniejsi ludzie z branży. Mówi się o tym na świecie, że trzeba zachęcać kobiety do robienia różnych rzeczy. Założyłam taki fanpejdż "Armia Kobiet". Może ta nazwa brzmi trochę feministycznie, choć nie chciałabym bardzo przystawać do żadnego ruchu feministycznego. Nie o to mi chodzi.

W ogóle słowo feminizm stało się w ostatnich czasach nacechowane bardziej negatywnie niż pozytywnie.
Tak, trochę tak. Zastanawiam się ta czy nazwa "Armia Kobiet" jest nie nazbyt nacechowana feminizmem. Fanów na fanpejdżu jest nie bagatela - 45 osób. Pomyślałam sobie, że będę tam skupiać wszystkie laski, które robią coś fajnego na takim poziomie, że można to pokazać. Chcę tam skupiać DJ-ki, dziewczyny, które malują graffitti lub jeżdżą na desce albo motorze, robią beatbox itd. Pod tym szyldem grałyśmy nawet imprezę w DJ Barze. Jest to też jakaś inicjatywa promująca kobiety, bo czemu nie? Ale to też nie jest tak, że jestem Wisłocką tych czasów zajmującą się rewolucją (śmiech).

Czy usłyszałaś kiedyś np. że nie możesz zagrać imprezy, bo jesteś kobietą? Ktoś potraktował cię w taki stereotypowy sposób?
Wręcz przeciwnie. Mam takiego kolegę, od którego usłyszałam: ty masz łatwiej, bo masz cycki. Nie spodobało mi się trochę to stwierdzenie, bo oczywiście może się tak zdarzyć, że to będzie jakimś atutem dla kobiet. Jednak żaden z tych kolegów nie przyznał, że być może robię to na tym samym poziomie, albo ośmielę się to powiedzieć - nawet lepiej. I właśnie dlatego ktoś mnie wybrał do zagrania imprezy. Zwłaszcza, że ja mam cycki pod bluzą (śmiech).

Dokładnie, tobie raczej daleko do obcisłych sukienek i szpilek.
Tipsy zdjęłam w latach 80-tych (śmiech)! Bycie kobietą w takim zawodzie to jest raczej atut. Pamiętam, że zadzwonili do mnie kiedyś ludzie z jakiejś tam dużej firmy i powiedzieli: proszę pani, potrzebujemy DJ-a, żeby grał taką i taką muzę, najlepiej żeby to była dziewczyna i miała tatuaże w widocznych miejscach. Taka to była impreza w stylu amerykańskim, bardzo luźna. W tych czasach takie składy jak np. nasze Whattagirlz są poszukiwane. Tak jak zagrałyśmy ostatnio w Miłości w składzie BeeZee i Lazy, to ludzie są zajarani tym, że to są kobiety. Widzę to też, jak gramy same z Agnieszką w klubie, a nawet nie w klubie, bo zrobiłyśmy taką akcję w zeszłym roku, że grałyśmy na ulicy. Ludzie przychodzą, oglądają mocno zaciekawieni. Nie wiedziałam, że w tym jest taka siła. Nie jestem jakoś super śmiała. Kiedy gram to zazwyczaj patrzę w komputer itd. Staram się to zmienić, bo też lubię przyjść do klubu i popatrzeć na kogoś kto gra z uśmiechem na twarzy i z taką czystą radością. Oczywiście alkohol w tym pomaga, ale staram się nie pić.

Ile zatem miejsca zajmuje alkohol w pracy didżejki? 
Miałam taki okres, że wchodziłam do lokalu i pierwsze co musiałam zrobić to strzelić drinka. Właśnie z tego tytułu też, że byłam bardziej wyluzowana, lepiej się bawiłam, dobrze to na mnie działało. Nie należę do osób, które szaleją na parkiecie, nie jestem super zabawowa itp. Wiedziałam, że jestem mniej śmiała, więc mi to pomagało. Jeszcze za czasów lokalu, którego już też nie ma, przychodziło mnóstwo znajomych i piło się z nimi. Tam była taka zasada, że na didżejkę zawsze wjeżdżała butelka. Sprzyjało to bardzo zabawie. Nie uzależniłam się od tego, nigdy nie wpadłam w alkoholizm, ale był taki moment, że tak to zadziałało na moją głowę, że wiedziałam, że nie zagram na pewno dobrej imprezy na trzeźwo. Nie upijałam się do nieprzytomności, ale dwa drinki na rozgrzewkę pomagały. Teraz jak mam ochotę to się napiję po prostu, ale to bardziej dla towarzystwa, a nie dlatego, że muszę się wyluzować. Generalnie nie uzależniam imprezy od alkoholu. Zawsze miałam tę świadomość, że jestem jednak w pracy, ale wiele osób dużo by dało żeby tak pracować, bo myślą, że płacą ci za to żebyś się upiła (śmiech).

Nie wkurzają cię twoi znajomi, którzy przychodzą i piją, a ty jesteś trzeźwa?
Tak! W ogóle ludzie pijani, którzy czegoś ode mnie chcą, ćwiczą moją cierpliwość. Gram już 10 lat, więc mam do tego dystans i mniej więcej wiem już o co mnie ktoś poprosi. Kątem oka już dostrzegam, że ktoś idzie z piwem i zaraz się wyleje, albo ktoś zaraz będzie podchodził na dj-kę i czegoś chciał. Potrafię ocenić, kiedy ochrona musi cały czas przy mnie stać, bo ktoś się nie odczepi. Szczególnie jak gram z Agnieszką, to co chwilę ktoś podchodzi. Ludzie dostają świra jak widzą bębny, każdy chce ich dotknąć itp.

Pamiętasz najdziwniejsze prośby czy wszyscy raczej stereotypowo "hej DJ, zagraj to i tamto"? 
Tych dziwnych próśb jest zawsze na pęczki. Zdarzyła mi się taka sytuacja w klubie, który już nie istnieje, że przyszedł starszy gość i poprosił żebym puściła mu numer totalnie niezwiązany z imprezą - "Czerwony jak cegła" Dżemu. Próbowałam mu wytłumaczyć, że ten wieczór nie pozwala mi na to, by zagrać tego typu piosenkę. Mówił, żebym puściła chociaż 30 sekund i zaczął wyciągać banknoty, doszedł do pięciu stów. Przykro mi, ale nie mogę, to nie jest kwestia pieniędzy - odpowiedziałam, wierząc, że zrobiłam dobry uczynek (śmiech). Nie zwracam już uwagi na te prośby, których po prostu nie mogę spełnić. Pamiętam, że była taka jedna pani, która dosłownie wieszała mi się na szyi, bo chciała coś powiedzieć do mikrofonu. Pół godziny nie dawała mi spokoju. Powiedziałam jej, że bardzo chętnie bym to dla niej zrobiła, ale nie ma takiego sprzętu w tym lokalu. Nie dochodziło do niej, że nie ma jak tego zrobić. Wysłała więc koleżankę. Po kolejnych 30 minutach po prostu zawołałam ochronę, bo o czym tu już rozmawiać? Też mi się zdarzyło w takim bardzo komercyjnym lokalu, że przyjechał pan chyba z Ukrainy i za każdą piosenkę, którą puszczałam oferował mi 100 dolarów. Było jednak małe "ale" - pan chciał zawsze 50 Centa. Los tak chciał, że to była akurat piosenka, którą i tak miałam za chwilę zagrać. Jak mu się skończyły dolce to dawał stuzłotówki. To był dopiero dobry deal (śmiech).

To wróciła karma za tego pana od 500 złotych (śmiech).
Tak, być może tak było. Pamiętam też, że był taki koleś na loży VIP i z góry zrzucał pieniądze. Kelnerka zbierała i do kieszeni. Zdarzało się tak często, że ludzie wywalali hajs. W ogóle pod względem czysto klimatu i poziomu zabawy to były jedne z lepszych imprez, które grałam. Takiego czegoś nie da się już powtórzyć.

W Warszawie jest ogromny przemiał klubów, co chwilą któryś się zamyka, otwiera na nowo. 
Trochę tak smęciłam tym, że nie mam pracy, ale to pół żartem, pół serio. Prawda jest też taka, że w Warszawie długo zastanawiałam się w którym lokalu chciałabym zagrać. Nie potrafiłam wymienić ani jednego. Teraz tak się rynek zmienił; nie ma takiego miejsca, w którym chciałabym zagrać, bo jest fajnie. Zaczęłam drążyć trochę temat, trochę mnie to przeraziło. Czy tu można gdzieś pójść i potańczyć? Wiesz, napić się drinka to można i w koktajl barach. One się prężnie rozwijają. Jest jeden taki lokal, gdzie lubię grać - Miłość Kredytowa 9. Podoba mi się tam dlatego, że tam ludzie nie przychodzą na dyskotekę i gra się dużo niekomercyjnej muzyki. Niektórym to się nie podoba, ale widzę, że oni konsekwentnie robią te niekomercyjne rzeczy. Za to ich szanuję. Dobrze się tam czuję, jak gram. Ostatnio trafiłam też na dwie super imprezy. Jedna była w Cafe Kulturalnej, druga naprzeciwko w Barze Studio. Tam przychodzą, jak ja to mówię, dorośli ludzie. I to mi się podoba. DJ-e grali trochę głośno w stosunku do potrzeby pomieszczenia. Mało który lokal zwraca uwagę na wysterowanie dźwięku. Generalnie chodzi o to, że jak przyjdziesz do lokalu to żeby było na tyle głośno, że ty czujesz, że muzyka cię otacza, ale na tyle cicho żebyś nie musiała krzyczeć i mogła zamówić coś przy barze. To jest niesamowicie ważna sprawa, bo inaczej organizm się męczy. Jeśli organizatorzy nie przyłożą się do soundsystemu. to może być jeden z czynników, dlaczego ludzie nie zostaną w klubie albo w ogóle nie chcą tam przychodzić. Byłam w paru takich miejscach, że to nagłośnienie było idealne. Oby więcej takich lokali.