HuczuHucz: Kiedyś nie mogłem spokojnie poruszać się po mieście

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

HuczuHucz: Kiedyś nie mogłem spokojnie poruszać się po mieście

"Nie chce być stuprocentowym muzykiem, nie chcę być traktowany jako część środowiska. Nigdy nie czułem się raperem na cały etat".

Jako 21-latek, dzięki albumowi "Po tej stronie raju", zaliczył podziemny sukces sprzedażowy porównywalny z powszechnie cenionym Małpą. Sześć lat później opowiada nam o obawach, czy zdoła wrócić do normalnego życia, zawodzie związanym z dołączeniem do Prosto i planach na przyszłość, w których rap nie będzie pracą, lecz na nowo stanie się pasją.

Noisey: Trochę zrobiło się o Tobie ostatnio cicho.
HuczuHucz: Chciałem, żeby tak było. W pewnym momencie było wszystkiego za dużo, chciałem odpocząć od zgiełku, kultury, środowiska. Celowo nie aktualizuję na potęgę fanpage'a, wrzucanie byle bzdur byłoby nienaturalne. Nawet teraz nie mam szczególnej potrzeby sprawdzać wszystkiego, co wychodzi i stawiam na rzeczy ludzi, których znam, cenię i lubię. A tak, żeby robić digging jak kiedyś, to nie mam na to czasu. I nawet mi się nie chce. Raczej nie bywam również na koncertach. Ostatnio byłem bodaj na PRO8L3M-ie, gdy grał w Sopocie, a tak to mnie nie ma. Potrzebowałem takiego wyciszenia, no i tak też zwyczajnie wyszło. Było coraz mniej grania, ale nie byłem z tego powodu zły. Więcej - dobrze się złożyło.

Reklama

Przyznasz jednak, że nawet po paru latach jesteś pewnego rodzaju fenomenem self-made'u. Gdy w 2011 roku wychodziła twoja płyta "Po tej stronie raju", nie zostałeś choćby Młodym Wilkiem Popkillera, choć jako młodziak sprzedałeś masę płyt.
Miałem zaproszenie do trzeciej edycji. Odmówiłem jednak, wolałem zwolnić swoje miejsce. Pisałem do organizatorów akcji, żeby na moim miejscu znalazł się Leh. Byłem chwilę po podpisaniu kontraktu, więc uznałem, że to zbędne. Dostałem też listę ksywek tych, którzy się pojawią. Nie, żeby to mega rzutowało na decyzję, ale… No, skład osobowy nie do końca mi leżał.

Nie leżał pod względem osobowościowym, raperskim?
W ogóle. To była jakaś taka dziwna mieszanka. Może na tym to polega, ale mnie nie pasowało i z perspektywy czasu nie żałuję, że się nie zgodziłem.

Wiesz, na dobra sprawę ty ten etap promocyjny po prostu przeskoczyłeś. Nagrałeś EP-kę z Deszczem jako Koty Katz, a potem jeden utwór, drugi i poszedłeś szeroko w Polskę. Samo się potoczyło. Nie wszystko poszło jednak jak należy. Żałujesz jakichś decyzji z tego okresu największego wzrostu popularności?
Nie żałuję, bo wtedy były trochę mniejsze możliwości i słabsze rozeznanie, jak zrobić z tego coś dużego. Przede mną był tylko Małpa - jeden przykład, nie było ich więcej. Wszystko działo się niespodziewanie, a wtedy bardzo trudno o plan. Teraz już bym wiedział, jak zadziałać po wystrzeleniu jako koleś znikąd. Cóż, wyszło jak wyszło. Nie rozpamiętuję.

Reklama

Ciekawa sprawa. Spójrzmy na Quebo - ma własną wytwórnię i stopniowo podsyca hype. Naprawdę nie myślisz sobie: kurcze, byłem gościem, który mógł to zrobić przed nim?
Faktycznie mogłem, ale nie było pomocnych przykładów poprzedników. Dopiero teraz widzę jak można było to pociągnąć, ale czasu nie cofnę.

Lekter miał Otsochodzi, teraz ma m.in. Szopeena, który może pójść dalej, jest 3/4 UDGS z Ad.M.ą… To takie sztandarowe postaci w mniejszych, przynajmniej na razie, labelach. Był plan, by na tobie budować mocny trójmiejski High Time?
Był, ale posypały się różne rzeczy, których już nawet nie pamiętam. Wiesz, to nie było tak, że odszedłem do Prosto, bo dali mi lepsze warunki czy pieniądze. Gdyby High Time dalej się rozwijał, to chętnie bym w nim został, a teraz być może bylibyśmy razem w innym miejscu. Pamiętaj, że mieliśmy w jednym czasie Rovera, Gedza czy Leha, a teraz widać jak ich kariera nabrała rozpędu, podczas gdy w HT nie było nawet umów. Każdy z nas chciał przycisnąć bardziej, ale wytwórnia była źle zarządzana.

W ten sposób znalazłeś się w 2013 roku w Prosto. Nie paliłeś się do przeprowadzki do Warszawy? Sprawy z wytwórnią mógłbyś załatwiać na miejscu, miałbyś większe możliwości reklamowe, no i sama współpraca byłaby zdecydowanie bliższa.
Nigdy w życiu bym się nie przeprowadził. Nie przeszło mi to nawet przez głowę, bo musiałbym zmienić całe swoje życie, choć fakt, możliwości byłyby może większe. Popatrz jednak na 2stego - mieszka w stolicy i nic.

Reklama

Sam transfer był jednak prestiżowy.
Prestiż był główną motywacją. Propozycje były praktycznie z każdego dużego wydawnictwa, ale czekałem na tę jedną i szybko podjąłem decyzję.

Nagrywanie dla stołecznej wytwórni coś ci dało?
Płyty w sklepach i klipy na kanale. Poza tymi rzeczami - nic ponad to, co mógłbym zrobić sam. Teraz nawet nie wiem, czy kolejny projekt wyjdzie na legalu. Po co dzielić się pieniędzmi?

To czego oczekiwałeś od samego labelu? Mocniejszego wsparcia marketingowego?
Tak. Nikt mi się nie wpieprzał w kwestie artystyczne i z tego się cieszyłem, za to liczyłem, że inaczej zostaną rozwiązane kwestie marketingowe. Można to było zrobić lepiej. Odległość na pewno była przeszkodą, nikt mi nie wnikał choćby w same teledyski. Był tylko wgląd w scenariusz, no i dostawałem budżet, raczej nie za duży. Teraz pewnie dostałbym większy, bo wydawałbym drugą płytę.

Co więc daje taki kontrakt poza samą płytą?
Ubrania.

Zabrzmiało gorzko. Masz żal, że ta płyta nie huknęła?
Mam trochę żal do siebie, że ten premierowy krążek nie był odebrany tak jak pierwszy. Rozeszło się jednak po kościach. Nie siedziałem i nie lamentowałem. Generalnie "Gdzie wasze ciała porzucone" sprzedażowo prezentowało się jak "PTSR", ale kwestia rozliczeń była inna, koncertów było mniej. Nie wiem, czego oczekiwało Prosto. Usłyszałem jednak: "go on, lecimy dalej". Wyszło na plus, zarabiało, przez album szefowie nie byli stratni.

Reklama

Miałeś etap zniechęcenia?
Nie wymyśliłem sobie, że będę raperem i nagle to rzucę. Dalej chciałem to robić. Nawet teraz jak usłyszę dobry kawałek, myślę: też bym coś napisał. Dalej mam chęć wyrażania się artystycznie. To tak jak z malarzem - jak pięć lat nic nie namaluje, to i tak jednak by namalował.

Ciążyła jednak na tobie presja?
Pojawiła się po podpisaniu kontraktu wraz z oczekiwaniami ludzi. Mam tak, że teraz jeden numer zajmuje mi kilka miesięcy. Ciężko mi się zebrać, tak samo jak z nauką do egzaminu. Odkładam, odkładam i tym samym odwlekam. Teraz wyznaję zasadę, że jak nagram to będzie. Wtedy, nawet mimo tych sukcesów, nie zaliczyłbym się do mainstreamu. Trzymałem się na uboczu. W pewnym momencie, gdy koncertów było dużo, a internet płonął, to zaczęło mi to przeszkadzać. Doszło do tego, że nie mogłem spokojnie poruszać się po mieście. Zastanawiałem się, czy dam radę wrócić do normalnego życia, w którym nikt się tobą nie interesuje…

Udało się?
Tak, chociaż przytoczę ci pewną historyjkę. Dołączyłem do nowej grupy na studiach. Myślałem, że jestem totalnie incognito, a w pewnym momencie osoba, której bym o to nie podejrzewał, pokazuje mi zdjęcie z mojego koncertu sprzed kilku lat. Wcześniej nie pomyślałbym, że w ogóle słucha rapu! Rozniosła się wieść - parę osób kojarzyło mnie z muzyki, ale nie wiedzieli, że to ja. Rzadziej się pokazuję w necie, więc nie wiadomo, jak zmienia się mój wygląd.

Reklama

Gadamy twarzą w twarz, więc widzę, jak się zmieniłeś przez lata. Nie wiem za to, co dzieje się z tobą muzycznie.
Mam cały czas ważny kontrakt z Prosto, ale nie chcę wydać tam płyty. To kwestia formalna, myślę, że się porozumiemy w tej sprawie. Muzyka nie jest jednak zamkniętym tematem. Pojawiła się opcja przywrócenia High Time'u do życia. Razem z kolegą z ławki z liceum i ze studiów, który prowadzi swój label z kompletnie inną muzyką o nazwie Sounddict, chcemy go reaktywować. To kumpel zaproponował mi jako pomysł, by przejąć i na nowo kreować tę markę. Wspólnik jest biegły z zakresu spraw muzycznych - ogarnia aspekty prawne, digitalizację i ma kontakty z zagranicznymi wytwórniami. Chcemy działać kompleksowo, również z odzieżą. Pierwszą wydaną płytą byłaby moja, już jesienią.

Powrót do klasyki?
Tak. Materiał z jednym producentem, a dokładnie Stevenem, chłopakiem z Gdyni. Będzie też prawdopodobnie DJ - na razie mam dwa kawałki od Flipa. Krótko mówiąc: do bólu klasyczna płyta. Chcę max dwanaście utworów w klimacie Grammatika, Steven zresztą robi takie ajronowo-noonowe brzmienia. Kilka rzeczy mam już nagrane, zaprosiłem Gresa i Masię, na resztę tracków czekam, bo nie piszę na siłę. Musi być jakiś bodziec, żeby zrobić numer, który będzie dobry. Jestem pięć lat starszy, mam dużo doświadczeń muzycznych i życiowych.

Nie spróbujesz nowych brzmień? Kiedyś już z nimi eksperymentowałeś.
Dokładnie - eksperymentowałem. Nie jest tak, ze nie umiem, ale się w tym po prostu nie odnajduje. Nie mam też czasu i weny na luźne numery.

Skoro już wiem, co z albumem, to powiedz, jaką funkcję będziesz pełnił w nowym tworze. Manager artystyczny?
To pytanie za daleko wybiegające w przyszłość. Najpierw chcemy, żeby to zaczęło jakkolwiek prosperować. Mamy parcie na zrobienie czegoś swojego i nie musi to być gigantyczne. Co do zarządzania - widzę, jacy są odbiorcy. To inne pokolenie, wszystko idzie na społecznościówki oraz aplikacje, których nawet nigdy nie ściągnąłem. Słuchacze w wieku gimnazjalnym i ponad działają w innych okolicznościach i mówią innym językiem.

Oprócz zarządzania będziesz ciągle czynnym raperem. Powiedz szczerze - ciągnie wilka do lasu pod względem jeżdżenia po kraju?
Nie chce być stuprocentowym muzykiem, nie chcę być traktowany jako część środowiska. Nigdy nie czułem się również raperem na cały etat. Owszem, kiedyś miałem myśl zrobienia pracy z hobby jak hulało po dwa koncerty w weekend, a życie pod wieloma względami - także tym finansowym - się zmieniło. Chciałem, by było tak zawsze. Jestem jednak starszy i już nie chcę. Już pożyłem i liznąłem świata. Teraz chcę tylko zrobić płytę i zobaczyć, co się stanie, Może będę grał, może nie, może to się sprzeda, ale nie będzie propozycji wyjazdowym. W sumie nie zależy mi na nich.

A jeśli wszystko na nowo się rozhula, to chciałbyś popatrzeć w lustro i powiedzieć: dobra, rzucam wszystko i zostaję pełnoetatowym raperem?
Nie chciałbym. Jak trafi się koncercik to fajnie, pojedziemy ekipą, zobaczymy miasto, a nie, że wyskoczymy do pracy. Dla mnie to już tylko dodatek do zwykłego życia.