FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Jest zagadką jak być nastolatką

W wakacje, niezależnie od tego kiedy wypadają i z jak wielką siłą należy je wynegocjować, przychodzi moment, kiedy dotyka nas zastrzyk złotych pomysłów.

W wakacje, niezależnie od tego kiedy wypadają i z jak wielką siłą należy je wynegocjować, przychodzi moment, kiedy dotyka nas zastrzyk złotych pomysłów. Mamy ich mnóstwo. Koncepcji, planów, przedsięwzięć, które (przykro mi, jeśli was zaskoczę) raczej do skutku nie dojdą. 'Jedziemy do Płocka!', bilety załatwione, spanie zaplanowane, towarzycho - wszystko jest. 'Docelowy' wyjechany, jak zwykle zresztą, ale powiedział, że przyjedzie, zahaczy i wrócimy razem. W głowie  w mig narodził się plan, w którym 'docelowy' podjeżdża na białym koniu-rumaku. Kurczę. Chce się postarać, więc cały plan jest doskonały. Z rodziną też wszystko poukładane, że wracam, ale później, a wrócić planowałam tak, żeby z 'docelowym', czyli 3-4 dni wcześniej. Do Płocka dotarłam, a właściwie dotarliśmy, na piątą. Zmęczeni, leniwi, leżymy. Pokój trzy na pięć, godzina za godziną, dookoła 'półko-tapczan' jest grany. We trójkę plus 'docelowy' na linii. Dochodzi dziesiąta, dzwoni, że za godzinę będzie, to im  mówię, że na koncerty nie idę, bo właściwie to się nie opłaca. Jestem w Płocku. Jest upał i przejechałam busem bez klimatyzacji, ale kurczę są jakieś priorytety. Wszystko dobrze by było, gdyby nie ten felerny zatrzask w toalecie.

Reklama

Zeszłam na dół, żeby poszukać łazienki, tamci leżą, kontynuują, kontemplują, cholera wie co. Cztery piętra niżej znalazłam kliteczkę na zatrzask. 'Nareszcie!'. Wszystko powoli, bo czasu jest sporo, a ja cała czerwona i podekscytowana, że to już zaraz, na gorąco, wszystko się zacznie. Ręce wytarłam o tynk i odkręcając się do drzwi uderzyłam w każdą możliwą ścianę. ' Matko boska, jak ja współczuję tym biedakom, co się zatrzasnęli w miejscu takim jak to', pomyślałam przekręcając klucz, oporny i zardzewiały. Wypieki. Czerwone poliki. Drżące ręce. Szybko, nerwowo przekręcam klucz na siłę. Pyk i połowa mniej więcej klucza, żeby was nie okłamać, broń Boże, w ręce mojej się błyszczy. 'O kurwa'- szepnęłam pod nosem, żeby nikt nie usłyszał, raczej bowiem nie zdarza mi się przeklinać. Sytuacja jakby nieciekawa. Do przyjazdu 'docelowego' godzina była kiedy wychodziłam. Czyli jeszcze jakieś czterdzieści, czterdzieści trzy minuty. Telefonu nie mam, a oni śpią cztery piętra wyżej, przy otwartym oknie na domiar złego. Piwnica, kafelki w kolorze sukienki babci Zosi, głęboki łosoś innymi słowy. Trudno się uspokoić, ale postanowiłam jakoś przemówić do własnego ja, mówiąc, że zawsze gorzej być może. Dobra, ale co tu robić?! Na początku, w nerwach i tym niezbyt sprzyjającym entourage'u, zwyczajnie zaczęłam krzyczeć. Oczywiście mowy nie było o jakimkolwiek, najmniejszym nawet skutku, tego rodzaju przedsięwzięcia, biorąc pod uwagę fakt, iż znajdowałam się w piwnicy domu, w ceglanej zabudowie.

Reklama

Minęła już dobra godzina, kiedy siedziałam na brudnej podłodze i ryczałam. Że 'docelowy' dzwoni pewnie o adres, i dlaczego właściwie oni zupełnie mnie nie szukają, i po co mi było to wszystko, i ten alkohol jak zwykle zupełnie niepotrzebny, wypieki, gorąco, klaustrofobia po mamie. Nagle wpadłam na fantastyczny pomysł. A gdyby tak rozmontować muszlę, odkręcić spłuczkę i wyjąć ten mały drucik, przewód, który łączy ją z narzędziem pozwalającym skoordynować nasze chęci ze spadkiem odpadów do kanalizacji? Tak. Jego średnica jest idealna, aby wsunąć go w dziurkę od klucza i przepchnąć pozostałość felernego złośliwca, klucza. Rozpoczęłam więc tę, jakże czasochłonną, procedurę. Włosy związałam obskurną gumką recepturką, która leżała za kiblem, wypłowiała. 'Trudno', pomyślałam i przystąpiłam do dalszej realizacji.

Kiedy udało mi się wyjść, zupełnie nie obchodził mnie ani ten cały 'docelowy', ani towarzysze moi, zgraja, ani nawet to, że jak kocmołuch wyglądam i się czuję. Weszłam na górę i wzrok mój oszalał. Otóż wszyscy oni razem, siedzieli na drewnianych krzesełkach w kuchni i doskonale bawili się pijąc z góralskich kieliszków wódkę podhalańską. Co więcej, byli w kurtkach i beretach. Cudowni koledzy, wspaniali przyjaciele i 'docelowy' rzecz jasna parsknęli obfitym śmiechem, w reakcji na moją spoconą, brudną buzię i oblepioną włosami szyję. Ale do rozpuku, śmiech nieokiełznany. Długo tak stałam oparta o framugę, nim w końcu doczekałam się pytania, gdzie ja właściwie byłam, ale pewnie zupełnie was nie zdziwi, że po prostu podeszłam i wypiłam zawartość pierwszego z brzegu kieliszka.

Zeźlona, wsiadłam do wychłodzonego terenowca 'docelowego', po drodze nie zamieniliśmy ani słowa. Dojechaliśmy na miejsce, złapaliśmy się za ręce, a potem było kilka dni, których zwyczajnie nie pamiętam.

Zobacz też koniecznie:

VICE x AUDIORIVER 2012

Jak zakochać się w geju i nie stracić dla niego głowy?