Dlaczego polskie nastolatki zaczytują się w historiach o gejowskich związkach?
Wszystkie ilustracje udostępnione przez wydawnictwo Krytyka Polityczna

FYI.

This story is over 5 years old.

LGBTQ

Dlaczego polskie nastolatki zaczytują się w historiach o gejowskich związkach?

„Fanfiki pisane są często przez nastoletnie dziewczyny, które unoszą się trochę nad ziemią i te realia są nie do końca… realistyczne” – mówi o swoich odkryciach Natalia Osińska

Fanfik wygląda jak kompletnie mainstreamowa książka dla dziewczyn z podstawówki czy gimnazjum. Tyle, że mainstreamowe książki dla młodych uczennic raczej nie są tworzone pod redakcją Jasia Kapeli. Stylizowana na Musierowicz okładka dość mocno odstaje na tle pozostałych książek zaangażowanego wydawnictwa Krytyka Polityczna, którego nazwa się na niej nawet nie pojawia. Wyczuwałam podstęp.

Główną bohaterkę poznajemy, kiedy w szkolnej toalecie wymiotuje po samowolnym zwiększeniu dawki antydepresantów. Kilkadziesiąt stron później poznajemy ją na nowo, kiedy razem z nią uświadamiamy sobie, że w głębi duszy tak naprawdę jest chłopakiem.

Reklama

Czyta się świetnie. Z pozoru standardowa dla literatury dla nastolatek historia licealistki z problemami, która pierwszego dnia szkoły poznaje chłopaka, który przeprowadził się z innego miasta wciąga od pierwszych zdań.

Poprosiłam autorkę, Natalię Osińską, by opowiedziała mi dlaczego wzięła na siebie brzemię zapoznawania polskich nastolatków z tematem transpłciowości.

Zacznijmy od pytania zasadniczego — skąd temat transpłciowości, w Polsce kompletnie marginalizowany?
Natalia Osińska: Jakiś czas temu natknęłam się w internecie na dyskusję dziewczyn, które omawiały jakąś ankietę czy sondę, z której wynikało, że młodzież nie czyta książek. I tam były takie komentarze „no ale my czytamy, my czytamy fanfiki!". To mi uświadomiło istnienie niszy, której potencjału mainstream jeszcze nie wykorzystał. Skoro tyle młodzieży czyta i pisze, może dałoby się napisać książkę, która odpowie na ich potrzeby. Chciałam do nich dotrzeć.

Czyli postawiłaś sobie konkretne zadanie. Jak do niego podeszłaś?
Przede wszystkim musiałam dojść, co jest w fanfikach takiego, czego nie ma w literaturze dla młodzieży i następnie spróbować zawrzeć to w powieści w tradycyjnym tego słowa rozumieniu. Zaczęłam się interesować fanfikami z punktu widzenia, powiedzmy, naukowego (zaczęłam czytać ich opracowania) i skrystalizowała mi się tego typu opowieść. Potem zastanawiałam się jak ją napisać w taki sposób, żeby była jak najbardziej mainstreamowa, żeby mógł ją przeczytać każdy, nie tylko ktoś, kto się interesuje tematyką LGBT, tylko żeby trafiła do jak najszerszego grona.

Reklama

Domyślam się, że to właśnie z tej potrzeby mainstreamowości wzięły się te odniesienia do Musierowicz, które widać już na okładce.
Jestem z Poznania, jestem dosyć mocno związana z Jeżycami i napisałam książkę dla młodzieży – w tej sytuacji ciężko ignorować fakt istnienia Jeżycjady i tego, że moi bohaterowie poruszają się tak jakby w tym samym uniwersum i mogliby się napatoczyć na Borejków w pewnym momencie. Wiem, że taki jest odbiór tej książki, że ona jest antymusierowiczowska, ale to nie był mój cel i nie do końca świadomie coś takiego robiłam, może bardzo powierzchniowo czasami.

Światy Musierowicz i fanfików już się przecinały – istnieje popularne forum poświęcone Jeżycjadzie i na nim zbierane są fanfiki z tego uniwersum. Zresztą krąży plotka, że jesteś na tym forum.
Nie wiem skąd te plotki. Wiem o istnieniu tego forum, natomiast nie udzielam się na nim. Nie nawiązywałam do musierowiczowskich fanfików. Musierowicz odgrywała podczas pisania tej książki znacznie mniejszą rolę, niż to się niektórym wydaje. Prawdopodobnie trochę marketing to podkręcił. Jeżycjada jest też bardzo popularnym typem książek. Są pewne kanony i ciężko się od nich wyzwolić.

Spytana o transpłciowość, powiedziałaś, że chciałaś napisać coś dla czytelniczek fanfików – jak się ma jedno do drugiego?
Podczas badań nad fanfikami odkryłam, że duża ich część jest o związkach homoseksualnych – są na ten temat różne teorie, dlaczego młode dziewczyny z takim upodobaniem piszą o związkach głównie mężczyzn. Jedna z nich, która szczególnie przypadła mi do gustu i wydaje mi się dosyć trafna mówi, że dziewczyny wolą pisać o związkach jednopłciowych, ponieważ w ich mniemaniu są one partnerskie pod każdym względem. Dziewczyny mają dosyć modelu obecnego w literaturze i w całej kulturze, gdzie dziewczyna jest z definicji tym gorszym albo bardziej podległym elementem związku. W momencie kiedy piszą o mężczyznach mogą bawić się konwencją – to, kto co robi w związku, nie wynika z biologii, jest kwestią umowy.

Reklama

Tosia od początku wchodzi w rolę opiekuńczą, silnej osoby, która może ogarnąć konkretne rzeczy.
To jest właśnie element tej zabawy tą konwencją. Na początku myślałam o napisaniu tradycyjnego slasha, czyli historii dwóch facetów, ale kiedy zaczęłam kombinować jak to zrobić, żeby ta książka miała możliwie szerokie grono odbiorców, zmodyfikowałam trochę ten pomysł. Wyobrażałam sobie takiego czytelnika z pogranicza mojego targetu i myślałam o kimś, kto nigdy w życiu nie przeczytałby książki opatrzonej etykietką LGBT, nawet by jej nie dotknął, bo by się bał, że się czymś co najmniej zarazi albo coś w tym rodzaju. Starałam się więc napisać książkę, która zacznie się w jak najbardziej konwencjonalny sposób i niepostrzeżenie wciągnie go w inny świat.

Na jakimś etapie wpadłam na pomysł, żeby zacząć od dziewczyny i chłopaka i na dalszym etapie skręcić w stronę takiego fanfika męsko-męskiego. Wtedy pojawił się wątek trans. Reszta to już była kwestia wymyślenia fabuły. Bardziej niż na samej tematyce LGBT zależało mi na pisaniu o tych stereotypach kulturowych, które wiążą dziewczyny i utrudniają im bycie sobą czy wręcz im na to uniemożliwiają.  Podkręciłam problem do ekstremum, żeby wydobyć to, co w fanfikach buzuje pod powierzchnią, w sposób nieuświadomiony. Nie sądzę, żeby dziewczyny pisały swoje fanfiki ze świadomością feministyczną, że się buntują – to wszystko jest bardzo podświadome.

To jak opisałaś doświadczenie osoby transpłciowej na początku jej drogi wydaje się bardzo naturalne. Skąd potrzebna do tego wiedza?
Głównie z internetu. W pierwszej kolejności z serwisów typu Tumblr czy Instagram, gdzie młodzież się wypowiada na różne tematy. Wystarczy znaleźć odpowiednie tagi i nie trzeba za bardzo szukać, bo młodzież bywa dzisiaj bardzo ekshibicjonistyczna. Po drugie na pewnym etapie researchu weszłam na Goodreads – stronę z recenzjami książek pisanymi przez użytkowników – znalazłam wszystkie książki o tematyce trans i zaczęłam czytać ich recenzje. Szczególnie przyglądałam się recenzjom negatywnym i wynotowywałam wszystko, co się w takich książkach nie podoba, żeby nie popełniać tych samych błędów.

Reklama

Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco

Co w tych recenzjach najbardziej rzuciło ci się w oczy?
Recenzje od osób cispłciowych były bardzo pozytywne – że temat taki nowatorski, że dużo się dowiedzieli. Z kolei recenzje osób transpłciowych były negatywne i wyszczególniały wszystkie stereotypy, które się w takich książkach pojawiają. Były bardzo ciekawe i pomogły mi w takim podejściu do tej książki, żeby nie ulegać stereotypom i nie robić wszystkiego w binarnych opozycjach chłopak kontra dziewczyna, tylko pokazywać też różne szarości całej sytuacji. Myślę, że też dlatego odzew jest na razie pozytywny – że ta binarność nie jest jednoznaczna, że nie jest tak, że wszystko jest albo męskie albo damskie, tylko jest ta niedookreślona strefa.

Odnoszę wrażenie, że twoja powieść rozgrywa się w trochę wyidealizowanym świecie. Co prawda Leon cały czas obawia się, że Tosię-Tośka spotka coś strasznego, jednak reakcje otoczenia są bardzo lajtowe.
Po pierwsze to wynika z tej genezy fanfikowej. Fanfiki pisane są często przez nastoletnie dziewczyny, które unoszą się trochę nad ziemią i te realia są nie do końca… realistyczne. W świecie, który opisują, nie ma jakiejś szczególnie uciążliwej homofobii ani żadnych takich zjawisk, panuje powszechna akceptacja dla takich związków. Dlatego wzorując się na fanfikach sama też nie pisałam powieści realistycznej za wszelką cenę, tylko o tym, jak ja bym chciała, żeby było.

Czy to lekkie oderwanie od rzeczywistości to jedyna różnica między fanfikami a zwykłymi powieściami?
Dosyć długo zajęło mi zrozumienie czym właściwie fanfik różni się od powieści i co zrobić, żeby jednak napisać powieść, a nie fanfika. Wyszło na to, że fanfik pisze się dla własnej przyjemności, a powieść dla cudzej. Starałam się to wypośrodkować, żeby jednak ten „fanfikowy realizm" był obecny, ale żeby nie była to bajeczka.

Czy jednak osadzona w Polsce powieść, w której wszyscy w szkole – uczniowie i nauczyciele – akceptują transpłciowe dziecko to nie jest trochę bajka?
W recenzjach na Goodreads jednym z wielu zastrzeżeń do powieści o tematyce trans było to, że za każdym razem ktoś albo umiera albo przynajmniej zostaje zgwałcony – zawsze dzieje się coś bardzo złego, happy end jest czymś niemożliwym. To było traktowane jako duży zarzut, pojawiały się pytania, dlaczego nie może chociaż raz być inaczej. Stwierdziłam, że maja rację – dlaczego nie? Poza tym książki dla młodzieży też są nierealistyczne, najczęściej kończą się tym, że zakompleksiona dziewczyna znajduje swojego księcia i żyją długo i szczęśliwie, a wiadomo, że rzadko tak się zdarza – to też są pewnego rodzaju bajki. Więc dlaczego ja nie mogę podobnego zakończenia napisać?