FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Oto rzeczy, których możesz nie wiedzieć o Lou Reedzie

Leczenie homoseksualizmu elektrowstrząsami, romans z transwestytą, bicie żony, „Metal Machine Music" i stosunek do Kanye'ego Westa. Wspominamy Lou
Ilustracja: Victoria Sin

Nieważne ile razy będziecie się upewniać, Lou Reed nadal nie żyje. My natomiast wciąż żyjemy. To dobrze. Jedna dobra rzecz na dwie, to całkiem niezły wynik.

Lou Reed zapewne by chciał byśmy wzięli torbę na śmieci, wrzucili jego zwłoki i poczekali aż nowojorska śmieciarka po prostu go sprasuje. Ale Lou Reed chciałby również, żeby ludzie mieli zdrowy dystans do pośmiertnych życzeń rockowych bogów. I w tym właśnie duchu dorzucimy swoje trzy grosze do listy powodów, dla których był on ciekawszą i bardziej oddaną sprawie osobą, niż wszyscy zdawali się myśleć. Oto 17 rzeczy, których możecie nie wiedzieć o Lou Reedzie.

Reklama

JEDNĄ Z JEGO INSPIRACJI BYŁ ZAPOMNIANY PROFESOR PIJAK

W wieku 21 lat, pewnej soboty, Delmore Schwartz zasiadł przy swoim biurku i napisał opowiadanie In Dreams Begin Responsibilities. Jego przyjaciel - w poniedziałek - zastał go rozpromienionego i przekonanego, że stworzył arcydzieło. I tak właśnie było, Nabokov umieścił to opowiadanie na swojej Top 6 amerykańskiej prozy. Obiecująca kariera niestety załamała się i w 1966 roku Delmore Schwartz zapity, naćpany, samotny i niekochany zmarł w wieku 52 lat. Choć wciąż wychwalany pod niebiosa, chociażby przez Saula Bellowa, który poświecił mu książkę Dar Humboldta. Przed śmiercią wykładał język angielski na Uniwersytecie Syracuse, gdzie zakolegował się z jednym ze studentów, młodym Reedem, który uległ jego czarowi. Proste, oszczędne i pozornie puste teksty, w których Wujek Lou się specjalizował są ewidentnie inspirowane Burroughsem, ale także Schwartzem, któremu zadedykował European Son i o którym napisał My House, numer otwierający The Blue Mask z 1982 roku.

ZANIM BYŁ SŁAWNY GRAŁ W WIELU BEZNADZIEJNYCH ZESPOŁACH

Reed spędził młodość grając na gitarze w różnych szkolnych i studenckich doo-woopych zespołach, które nieustannie rozpadały się i schodziły ze sceny. Kiedyś wspominał: „Byliśmy tak straszni, że musieliśmy zmieniać nazwę co parę tygodni. Nikt nas by nie zatrudnił więcej niż raz". W 1958 roku zadebiutował w studiu, nagrywając chórki w Leave Her For Me, doo-woopego zespołu The Jades. Nie było tragicznie, ale Street Hassle to to nie jest.

MIAŁ JAZZOWĄ AUDYCJĘ W UNIWERSYTECKIM RADIU

Dopóki go nie wyrzucili za bekanie podczas pogadanki o dystrofiach mięśniowych.

W GŁĘBI DUSZY BYŁ PROSTYM GRAJKIEM

Historia o tym, jak Reed trafił w ramiona eksperymentującego, długowłosego Johna Cale'a jest nietypowa. Poznali się, kiedy Walijczyk miał zagrać w kapeli, wykonującej lekkie popowe piosenki, które Reed pisał dla chleba. Ludzie z Pickwick Records byli śliskimi kanciarzami, którzy wpadli na biznes polegający na kopiowaniu najnowszych trendów i sprzedawaniu ich tanich podróbek. Tam właśnie Reed nauczył się różnych tricków: jak pisać teksty, jak wykreować wizerunek, jak tworzyć prosto i namacalnie. Na początku wykorzystywał te umiejętności by pisać piosenki o surfingu i hot rodach. Te same chwyty usłyszmy później, tym razem w piosenkach o heroinie i BDSM.

U SZCZYTU SŁAWY MIESZKAŁ U RODZICÓW

Wielu wielkich ludzi mieszkało u rodziców. Jest to wyjątkowo tanie rozwiązanie. Napoleon mieszkał u rodziców przez większość Kampanii Półwyspowej. Ale nic nie było bardziej upokarzające niż to, kiedy w 1970 roku Velvet Underground rozpadło się, a Reed został odwieziony przez rodziców z Freeport na Long Island do rodzinnego domu. Tam wykonywał biurowe prace dla swojego ojca-księgowego za 40 dol. tygodniowo, obmyślając swój następny ruch. I tak przez ponad rok. Jednak nigdy nie napisał piosenki o mrocznym świecie podmiejskiej księgowości.

„BERLIN" JEST BLIŻSZE ŻYCIU NIŻ MOŻNA BYŁO SIĘ SPODZIEWAĆ

Pierwszą panią Reed – choć na krótko – była kelnerka Bettye Kronstadt. W 1972 roku Bettye dowiedziała się, że matka, z którą zerwała kontakty, umarła. Jako 18-letnia, samotna matka zdążyła już uciec od agresywnego męża żołnierza i nie radząc sobie, korzystała z opieki społecznej. Zbiegiem okoliczności czy nie, tego typu historie stały się tematem Berlin, arcydzieła Reeda. W tym samym czasie Reed pił jak opętany. „Podbił mi oko, kiedy uderzył mnie po raz drugi" - później opowiadała Kronstadt. „Wtedy ja mu podbiłam oko. Dopiero wtedy przestał mnie bić. Wszyscy wiedzieli, że nadużywał. Nadużywał alkoholu, narkotyków, nie radził sobie z emocjami i używał sobie na mnie. Był wtedy niezwykle autodestrukcyjny". Rozwiedli się po serii bójek i roku małżeństwa.

JEGO TRANSSEKSUALNA KOCHANKA ZOSTAŁA ZJECHANA PRZEZ KRYTYKA MUZYCZNEGO LESTERA BANGSA

Biseksualne eksperymenty Davida Bowiego traktuje się raczej jako artystyczny manifest – niejednoznaczne życie seksualne Lou Reeda było za to, po prostu, gejowskie. W latach 80. często gościł w nowojorskim gejowskim barze Ninth Circle, gdzie wszystko uchodziło. W latach 70., związał się z transwestytą-transseksualistą (nikt nie wie na pewno) o imieniu Rachel-Tommy. Byli ze sobą cztery lata, choć niewiele ich łączyło. „Rachel nosiła niesamowity makijaż i sukienkę i oczywiście była dla wszystkich kimś z innego świata" – tak Reed wspomina pierwsze spotkanie. „W końcu do niej zagadałem i zabrałem do siebie. Rachel po prostu siedziała w ciszy i na mnie patrzyła. Mieszkałem wtedy z szaloną blondynką i chciałem, żebyśmy zamieszkali w trójkę, ale dla niej to było zbyt trudne. Rachel została, dziewczyna się wyprowadziła".

Rachel, półkrwi indiański wamp, nie miała pojęcia kim jest Lou i nie interesowała się jego piosenkami. Była za to wesołą i pozytywną przeciwwagą dla wszystkiego, co wtedy działo się z karierą Lou. Uznaje się, że Rachel umarła na początku lat 90., ale nawet dziś, w dobie programów na VH1 i dziennikarzy pokroju Huntera Daviesa piszących tomiszcza o Reedzie i Velvetach i mimo zdjęć Micka Rocka i bywania w Max's Kansas City, niewiele wiemy o tej postpłciowej enigmie. Lester Bangs po latach żałował, że tak ją opisał: „Długie czarne włosy, brodata, cycata, groteskowa, nędzna… Jakby wpełzła do mieszkania, kiedy Lou otworzył rano drzwi po gazetę czy mleko".

Reklama

ZA TO JEGO STOSUNKI Z BANGSEM BYŁY BARDZIEJ PROFESJONALNE NIŻ OSOBISTE, JAK TO DZIENNIKARZ UTRZYMYWAŁ

Gitarzysta Bob Quine zapamiętał, jak poszedł do domu Lou powiedzieć mu, że Lester udusił się po całonocnym piciu syropu na kaszel. „Kiedy mu powiedziałem, że Lester umarł, nie chciał mi uwierzyć. Wtedy też skończyła się moja przyjaźń z Lou Reedem. Powiedział »Szkoda twojego kumpla«. I przez kolejne 45 minut go obsmarowywał. Wspomniał o artykule w Creem, gdzie Lester opisał Rachel. Powiedział »Rozumiesz, Quine? Byłem blisko z tą osobą. A on opisał ją jak zwierzę«. Lou to cholerny egocentryk, dlatego nie ma przyjaciół. Jeśli nie jesteś przytakiewiczem, nie jesteś jego kumplem. Szanował to, że nie jestem przytakiewiczem, ale w końcu musiałem odejść."

CHCIAŁ BYĆ CZARNY

JEŚLI W HISTORII LUE REEDA SĄ JAKIEŚ SPRZECZNOŚCI, TO DLATEGO, ŻE SAM TEGO CHCIAŁ

Reed spędził lata 60. i 70. na opowiadaniu kłamstw o sobie. Nie słynął z miłości do wywiadów, jego największym zastrzeżeniem było to, że są zbyt osobiste. I to, że każdy kretyn z długopisem i w połowie przeczytanym Freudem będzie rościł sobie prawa do jego prywatnych bolączek. I to, że ludzie zaczną podchodzić i wymagać od niego by się zwierzał z intymnych spraw, tylko dlatego, że zrobił już to na płycie. Tym bardziej, że z jego perspektywy, po zaśpiewaniu tego na płycie, musiałby jeszcze raz to wszystko wyrzygać dla prasy. Więc, zamiast opisywać swoje życie, zaczął je zmyślać. „Kiedyś jakiś dziennikarz o coś mnie spytał" – wspominał. „I Andy Warhol powiedział wtedy do mnie »Chyba nie powiesz mu prawdy? Wiesz, nie musisz mówić prawdy. Możesz powiedzieć co tylko zechcesz« i tak właśnie przez lata robiłem. Niestety te kłamstwa wciąż mnie prześladują. Ludzie wciąż pytają »Czy naprawdę przyłożyłeś lufę kolesiowi do głowy« i »Czy naprawdę masz dyplom muzykologii z Harvardu«."

UDERZYŁ DAVIDA BOWIE W TWARZ

David Bowie rzadko dostaje w twarz, pewnie dlatego, że ma piękną twarz i nikt nie chce jej popsuć. W 1987 roku w Hammersmith, on i Reed jedli kolację po koncercie w Hammersmith Odeon. W trakcie, Lou spytał Davida czy nie chciałby wyprodukować jego następnej płyty. Bowie bardzo chętnie się zgodził, ale grzecznie zasugerował, że tylko pod warunkiem wytrzeźwienia Lou. Nie chcąc dalej prowadzić dialogu na poziomie czysto semantycznym, Lou trzasnął go w twarz. Został po tym odciągnięty przez swoich asystentów, przybierając klasyczną pozę „TRZYMAJCIE MNIE! TRZYMAJCIE MNIE!". Świadek zdarzenia, Chuck Hammer, który tej nocy grał z Reedem, powiedział, że „obelgi trwały całą noc. Bowie stał w hotelowym korytarzu i wzywał Reeda »Choć walczyć jak mężczyzna«. Koniec końców wszystko się uspokoiło, Lou nie przyjął wyzwania, bo prawdopodobnie już spał."

NIGDY NIE ZOSTAŁ CAŁKOWICIE WYLECZONY Z HOMOSEKSUALIZMU

Ostatecznie Reed postawił na kobiety. Pierwsza żona Bettye Kronstadt, druga Sylvia Morales, trzecia, kompozytorka i artystka Laurie Anderson. Ale w młodości Reed był poddawany próbom odgejowienia przez miejscowych szarlatanów, do których zwracali się jego rodzice, po odkryciu jego skłonności. Ówczesna medycyna zaleciła elektrowstrząsy. „W efekcie tracisz pamięć i stajesz się warzywem. Nie przeczytasz książki, bo jak dojdziesz do siedemnastej strony, musisz wrócić z powrotem do pierwszej". Lou nigdy nie wybaczył rodzicom i przez to wydarzenie miał nieskończone pokładu resentymentu, który napędzał jego najlepsze rzeczy. Dziękujemy Pani i Panu Reed!

POSUNĄŁ SIĘ DO TEGO, ŻE ZREMASTEROWAŁ „METAL MACHINE MUSIC"

Czy ten album powstał po to, by zerwała z nim wytwórnia, a może jest techno-industrialowym pionierstwem wyprzedzającym swoje czasy o 20 lat? Czemu zawsze musi być jedno albo drugie? Reed zachowywał kamienną twarz i przekonywał o powadze jego intencji, do tego stopnia, że odkupił prawa od swojej starej wytwórni, zremasterował i wydał jeszcze raz Metal Machine Music. Czy był to metadowcip z Nowych Szat Króla? Etap kariery, który zaczyna się chwilę przed Metal Machine Music sam zakrawał na dowcip. Lawirowanie pomiędzy wzniosłym a niedorzecznym, pomiędzy komercjalizmem Sally Can't Dance, a ostatecznym i niemożliwym do zrozumienia Metal Machine Music, było w zasadzie świadomą próbą oszukania wszystkich. Bowie bronił jego geniuszu jako „dyskomfortu w byciu w komforcie". Pod tym względem „MMM" działa świetnie.

CIĄGLE BYŁO MU ZA MAŁO TAI CHI

Jeśli wierzyć relacjom ze szpitala, Lou Reed uprawiał tai chi na godzinę przed śmiercią. Jak wygląda człowiek ze śmiertelną niewydolnością wątroby uprawiający chińską medytację opartą na ruchu na chwilę przed zgonem, nie jest do końca jasne, ale potwierdza tylko, że Reed był kompletnie oddany mistycznej sztuce. I to od jakiś 25 lat. Zabierał ze sobą instruktora w każdą trasę, a w 2003 roku na scenie wykonawca tai chi odegrał coś w stylu odjechanego tanecznego spektaklu Howarda Jonesa. Całkiem niedawno powiedział: „Ludzie myślą, że podnoszę ciężary, ale to wszystko stąd, że uprawiam Chen Tai Chi z Ren Guang Yi. Robię to dwie godziny dziennie, codziennie".

„TAKE A SCOOT ON THE WILD SIDE"

WSZYSCY SKUPIAJĄ SIĘ NA „LULU", ALE W JEGO KATALOGU JEST WIĘCEJ WSTRZĄSAJĄCYCH OSOBLIWOŚCI

Warhol nazywał go leniem, ale w ciągu długiej i płodnej kariery dał z siebie 22 płyty. Duża część z nich starała się przekroczyć medium, w którym akurat tworzył, co jak łatwo przewidzieć kończyło się różnie. The Raven, podwójny album poświęcony opowiadaniom Edgara Allana Poe. Soudtrack do tai chi Hudson River Wind Meditations. Time Rocker, czyli awangardowa, teatralna adaptacja Wehikułu Czasu H.G. Wellsa w reżyserii Roberta Wilsona. Wszystko można u niego znaleźć. Jeśli niemiecka, ekspresjonistyczna opera o amputacji z udziałem stadionowego zespołu metalowego jest ci nie w smak, to może spróbuj Elbow?

MIMO REPUTACJI CZŁOWIEKA TWARDEGO, BYŁ CAŁKIEM SENTYMENTALNY

Większość ludzi napisało jeden dobry album o zmarłym przyjacielu. Reed ma takie dwa. Songs For Drella, ponowne spotkanie jego i Johna Cale'a, 54-minutowy hołd dla Andy'ego Warhola, nagrany po śmierci króla pop artu. Mamy także Magic And Loss, Reedowski bardzo szczery album o umieraniu na raka jego przyjaciela Doc Pomusa, którym pokazał, że dalej jest niewyczerpaną kopalnią pomysłów. W młodości dotykał kwestii młodych ludzi używając nowego i świeżego słownika. Wraz z wiekiem nie bał się użyć tego samego, bogatego słownictwa by opisując problemy starszych kolesi. Takich jak żałoba. Jak śmierć, która nie jest zaskoczeniem, a nadciągającą powoli i w sposób nieunikniony. Pomusa znał tylko parę lat, ale to typowy dla niego żar poświęcenia. Pod maską twardziela, Reed zdaje się być oddany bliskim mu ludziom w sposób, który przerasta ludzi z mniejszym temperamentem. Wiele z kłótni jakie miewał z krytykami i dziennikarzami wynikały z tego, że wchodzili w jego prywatne życie. Swoim przyjaciołom, czasem niemalże perwersyjnie, okazywał wściekłą czułość.

CZY WIECIE CO LOU REED MYŚLAŁ O YEEZUSIE?

Większość członków Velvet Underground ukrywa przed opinią publiczną, co myśli o Yeezusie, za to jedno z ostatnich publicznych oświadczeń Reeda okazało się rozwlekłą recenzją ostatniej płyty Kanye Westa. W tekście dla The Talkhouse napisał „Cały czas wytrąca cię z równowagi" oraz: „Nakłada na siebie te wszystkie dźwięki, by potem je wyciągać, aż do kompletnej ciszy, a następnie jest wrzask albo piękna melodia, prosto w twój ryj. To właśnie nazywam ciosem znienacka". Kayne West jest Lou Reedem naszych czasów. I co wy na to?