FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Taco Hemingway - Umowa o dzieło

Buzz jest spory, nawet jeśli trudno powiedzieć, skąd - Taco nie jest przecież pierwszym raperem, który opowiada o życiu dwudziestolatków innych niż szeroko pojęci blokersi.

Taco Hemingway. #grzaskitemat. Chłopaki z miasta mówią, że pedał, i że mu flow śmierdzi kalafiorem. "Newsweek" i inne media głównego nurtu zachwycają się "nowym" zjawiskiem, piszą obszernie, chwaląc i dziwując się jednocześnie, że spodnie nie szeleszczą mu ortalionem, a w tekstach jest coś o hummusie, awokado, a nawet o kongresie wiedeńskim.

Buzz jest więc spory, nawet jeśli trudno powiedzieć, skąd - Taco nie jest przecież pierwszym raperem, który opowiada o życiu dwudziestolatków innych niż szeroko pojęci blokersi. Nie jest też pierwszym, który łączy zalatujący akademikiem nihilizm z poetyckim zacięciem à la Charles Bukowski, za sprawą którego wychwytuje z miejskiej przestrzeni detale, smaczki i zapachy nieoczywiste, przez co, przynajmniej w teorii, bardziej prawdziwe.

Jest jednak w tym chłopaku coś, co tłumaczy zainteresowanie jakie wzbudza - przede wszystkim umiejętność pisania tekstów, które suną wielowątkowo, mówią o kilku rzeczach naraz i bywają jednocześnie zapisem tak osobistych przemyśleń, jak i pokoleniowych doświadczeń. Głos i flow są wystarczająco unikatowe, własne, by stały się znakiem rozpoznawczym rapera - a to ważniejsze, niż umiejętność wywijania językiem niczym kurwa przy autostradzie, c'nie?

"Umowa o dzieło" dowodzi też, że Taco się rozwija - w porównaniu z "Trójkątem Warszawskim" mniej tu licealnych porównań; zmysł obserwacji Hemingwayowi zgorzkniał, zaś język stał się zarówno bardziej dojrzały, jak i mocniej jadowity. Co prawda słychać jeszcze momenty, w których potrzeba opowiedzenia "ładniej i sprytniej" wygrywa z chęcią opowiedzenia "szczerzej", ale jest ich zdecydowanie mniej, niż wcześniej.

Diabelski mam apetyt na kolejną publikację rapera, bo to ona zdecyduje o tym, czy stanie się kimś na miarę rodzimego Mike’a Skinnera - kogoś, kogo nasza scena potrzebuje na gwałt. Oby tylko Taco nie spoczął na laurach - "Umowa o dzieło" zapewni mu rok bujania się po stołecznych klubokawiarniach i intensywne zainteresowanie panienek z dobrych warszawskich domów. Ciekaw jestem, jakie wnioski z tego wyciągnie i jak nam o tym opowie.