FYI.

This story is over 5 years old.

Czytelnia

Rasmentalism - 1985

Przyglądamy się ostatniemu albumowi Rasmentalismu wschodnim okiem.

Wszystkie materiały foto: Asfalt Records

Jeśli wychowałeś się na Lubelszczyźnie, to nie mogłeś nie poznać choć odrobiny twórczości Rasmentalismu. Najbardziej spięty i zatwardziały ulicznik spod znaku trzech literek czy długowłosy słuchacz innego gatunku - zupełnie bez znaczenia. Jeden i drugi mogli nie lubić grania Rasa i Menta, mieć je serdecznie gdzieś i ogólnie być na bakier z ich nowinkami, ale musieli o nich słyszeć, jakiś kawałek musiał im się przewinąć tu czy tam, ktoś znajomy musiał szepnąć słówko na zakrapianym melanżu. Nie było silniejszej marki rapowej w tej części kraju. Chociaż w przeszłości na legal wyszedł chełmski skład Chłopaki Z Szarego Tłumu, z Sokołem nagrywał Zarys Zdarzeń, swoich słuchaczy zbierała lubelska Galeria… Nie ma sensu wyliczać. Król był tylko jeden.

Reklama

I nadal jest. Rasmentalism, mimo że już w Warszawie, nie przestał być najpoważniejszym przedstawicielem tej części szeroko pojętego wschodniego rapu. To nie dziwi - mój rodzinny, wspomniany we wstępie region ma ogromny problem z wydawaniem kolejnych twórców mogących zaistnieć w kraju. Bywały w ostatnich latach sympatyczne strzały takie jak choćby Inflacja, projekty Diseta czy kolejne materiały Ad.M.y, ale to mało w skali dwumilionowego województwa. Scena stoi tu producentami, że wystarczy wspomnieć Soulpete'a, Złote Twarze, Brusa, Zetenę, Adama L i paru innych gości. Raperek i raperów też niby nie brakuje, ale do popularności i szacunku, jakimi cieszą się Rasmenci, im daleko.

Co bardziej obcykany geograficznie czytelnik tego tekstu powinien w tym miejscu raz-dwa zwrócić uwagę na to, że Lublin zawłaszczył duet i nazwał go swoim. W końcu pan raper pochodzi z Zamościa, a pan producent - z Hajnówki. I wiecie co? Przyznaję: Kozi Gród przejął RSMNTLSM przez zasiedzenie, sztucznie. A im dłużej o tym myślę, tym częściej stwierdzam, że niebagatelną rolę odegrały tu kompleksy względem innych polskich miast. Oni mają, to i my musimy mieć.

W teorii Ras i Ment doskonale pasowali do wizerunku "lubelskiego składu". Poznali się w Lublinie, spędzili tu sporo czasu, zapoznali się z każdym, młodzi rozdziewiczali się rapowo na koncertach grupy, starzy kiwali głową z uznaniem. Swoje chłopy, wschodniaki. A gdy aneksja się dokonała, to mało komu przyszło na myśl, by kiedykolwiek kalać własne gniazdo. Jak dziś pamiętam szał po "Hotelu Trzygwiazdkowym", któremu sam dałem się ponieść jako nastolatek, a który odbija mi się do tej pory czkawką.

Reklama

Jesteśmy na Facebooku i Twitterze - polub nasze profile, żeby być na bieżąco


Anektujący pominęli jednak jeden, jakże ważny fakt z biografii tych dwóch facetów. Mianowicie ten, że od początku był to klasyczny duet bez ziemi. Można było się oczywiście doszukiwać w kolejnych utworach oddania względem różnych miejsc, ale bądźmy poważni. Ras zawsze był skupiony na sobie i swoim wnętrzu, co zresztą wpłynęło na tak dobry odbiór w każdym zakątku Polski. Łatwo było się z nim utożsamiać. Od początku kariery zarówno on, jak i Ment jawili się słuchaczom jako aspirujący obywatele lepszego, otwartego świata, czego najdobitniejszym wyrazem był album "Duże Rzeczy" nagrany razem z W.E.N.Ą. Uprzedzając pytania - to żaden zarzut. Zwyczajnie nie było podstaw, by sądzić, że jeden i drugi ma za podstawę diety cebularza i dałby się poćwiartować za Bramę Grodzką. W najlepszym wypadku można było domniemać, że obaj polubili miasto z koziołkiem wspinającym się na winorośl (zamojski raper deklamuje nawet w kawałku "Wpadaj na wschód": "Wrosłem w Lublin od Czechowa przez centrum i LSM") i noszą w sercu uczucie do zimnej Perły.

Zróbmy teraz solidny skok w bliższą przeszłość. 8 kwietnia 2016 roku wychodzi trzeci legalny album zespołu - "1985". Zbiera świetne opinie w mediach. W recenzjach i wywiadach padają stwierdzenia, że krążek bardzo świadomy, zbliżony poziomem do opus magnum, czyli debiutanckich "Za młodych na Heroda". Pełen nadziei odpalam pierwszy kawałek z płyty, żeby przekonać się jak jest i… dostaję fangę prosto w nos. "Zima" to coś więcej niż smutnawy otwieracz. Te emocjonalne, introwertyczne linie - niepewne, zapowiadające niechybną kapitulację - łączą się z małymi błyskami nadziei, jak choćby buńczuczny wers o całkiem prawdopodobnym wycieku pierwotnej wersji "intro". Gospodarz "ostatni raz się otwiera tak" i mówi, że "zbudował tylko ślady na piasku". Jest ludzki jak nigdy wcześniej, przygaszony składa samokrytykę. Tylko entuzjasta teorii spiskowych powiedziałby, że taki początek mógłby zwiastować zmianę w tematyce o 180 stopni, ale kolejne utwory niewątpliwie wprowadzają nową jakość do poczynań piekielnie błyskotliwych twórców.

Reklama

Nowe możliwości interpretacyjne przynosi systematyczne zapuszczanie korzeni w Warszawie i, co za nim idzie, spojrzenie na wschód z perspektywy życia w największym mieście w kraju. Zyskali ziemię i to dwojako - są ambitnymi gośćmi, którzy wyemigrowali i mogą spoglądać na chłodno, spłacając "długi" wobec dawnych miejscowości. Niezmiennie dziwi mnie, że we wszelakich tekstach kolejni piszący solidarnie pomijają ten aspekt "1985". Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wątki stołeczne wiodą tu prym i to one są wyeksponowane. Zgubny wpływ nimfetek z zagłębia imprezowego (Mazowiecka), suto podlewane melanże, które psują głowę, krytyka blichtru i masek tak w rapie, jak i szeroko pojętym środowisku…

Można wymieniać i wymieniać. Co jednak z dwiema kompozycjami, pojawiającymi się niemal na samym początku materiału? Zacznijmy od tej ciekawszej, czyli "Co mi zrobisz?". Ras wciela się tu w obserwatora, jakiego nie miał jeszcze polski rap. Mamy tu narratora biorącego na warsztat pogranicze nie tylko Polski, ale i Unii Europejskiej. Mieszkańcy podlaskiego, lubelskiego i podkarpackiego wiedzą o co chodzi - mężczyzna, którego historia zostaje opowiedziana w kawałku, mógłby mieszkać i w Terespolu, i w Medyce, i w Dorohusku. Ba, mógłby się ulokować nawet w Białej Podlaskiej, która znajduje się przecież kawałeczek od granicy. Figura biznesmena-przemytnika, który wyrabia dwie pensje dzięki szmuglowi i mieszka w ładnym domu, jest cholernie intrygująca i dotąd była białą plamą na mapie dociekań rodzimej sceny. Gospodarz pięknie zresztą akcentuje niejednoznaczność postaci, lecąc po tym miłym dla ucha bicie w sposób poważno-kpiący. Mieszankę pogardy i podziwu lokalnej społeczności po prostu słychać nie tylko w wersach.

Czystą patologię widać za to w przejmującej "Przezroczystej krwi". Ogólny wydźwięk może zamazywać nieco część obrazu, więc skupmy się na pierwszej zwrotce. Mamy tu dziadka, który nadużywa alkoholu oraz babcię starającą się spiąć budżet i zastanawiającą się gdzie ginie jej klonazepam. Są też chłopcy, którzy chcą się zabawić, lecz tylko pozornie - po prostu odreagowują, bo presja środowiskowa czeka na nich z wyjątkowo ostrą kosą. Mogą trafić do słabo płatnej roboty i tyrać po kres swoich dni na zabitej dechami wsi lub zachlewać się do nieprzytomności jak ich ojcowie, by po którejś libacji odnaleziono ich zwłoki na melinie. Przepraszam bardzo, ale takiego utworu nie pisze się z palca. Ba, do stworzenia takiego utworu nie wystarczy rzetelne przygotowanie książkowe. To trzeba poczuć w ten czy inny sposób: rozmawiając z ludźmi z bliższego i dalszego otoczenia oraz widząc to latami. Trudno nie powiązać wersów z miejscem pochodzenia lirycznej połówki duetu, a później nie docenić odwagi. Takie rzeczy wychodzą nie tylko z serca, ale przede wszystkim (nomen omen) wątroby.

Rasmentalism zaczął więc mówić to, co swego czasu chciały usłyszeć dziesiątki moich znajomych. Krótko mówiąc: pokazał, że sprawami lokalnymi też potrafi się zająć i nazywanie go "lubelszczyźnianym" (nie "lubelskim"!) składem nie byłoby dużym przeinaczeniem. Warto na koniec podkreślić, że poszerzenie kręgu zainteresowań zbiegło się z kolejnym progresem w warsztacie. Dopiero ten krążek w pełni pokazuje, ile Mentowi daje działanie pod szyldem Flirtini. Rozstrzał produkcyjny zdecydowanie robi robotę. A że ostatecznie koncept z tytułowym rokiem rozchodzi się w szwach? Nic to. Po latach będziemy kojarzyć ten album z bardzo dobrze skrojonym rozmachem bitowym, czternastoma świetnymi utworami i Rasem, który mówi z ogromną swobodą na każdy temat. Szacunkiem płacę.

Rasmentalism - 1985, 2016, Asfalt Records