FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Otsochodzi - Slam

W tym przypadku wiadomo o co chodzi. Nie o kasę, lecz talent poparty sumienną pracą na własnych warunkach. Młody Jan i jego "Slam" narobią zamieszania w rapowych podsumowaniach 2016 roku.

O kondycji młodego polskiego rapu powiedziano już wiele, więc - przynajmniej w tym miejscu - nie ma sensu powtarzać skądinąd trafnych diagnoz. Warto jednak przypomnieć, że jeśli już mówi się o kilku dobrych przedstawicielach nowego pokolenia, to niemal żadnego nie można przyporządkować do zbioru "klasyka". Roczniki 90-parę próbują swoich sił głównie w nowoczesnym, bardziej lub mniej amerykańskim wydaniu, zostawiając truskulowe jazdy starszym kolegom po wersie. A czemu "głównie"? A temu, że jest na rodzimej scenie jeden chłopak, który kocha muzykę hołubioną bardziej przez trzydziestolatków niż młodzieniaszków, a na bit wjeżdża cały na biało, choć serce zostawił na Bronksie. Poznajcie reprezentanta Asfalt Records, Otsochodzi. Powinniście się szybko polubić.

Reklama

Przestraszonych od razu uspokajam - Janek wyłamuje się ze stereotypu nadwiślańskiego "truska", który jest żywą skamieliną, deklamującą kolejne bezpłciowe wersy o miłości do czterech elementów i jednocześnie syczącą na wszystko co nowe, inne i (a jakże) nieznane. Nie, nie, to nie ten przypadek. OTS zgrabnie omija geriatryczne mielizny i jawi się jako zdroworozsądkowy facet, dla którego klasyczność jest środkiem, a nie celem. W porównaniu do swojego ostatniego projektu solowego (EP-ka "7" wydana jeszcze w Lekter Records) poszerzył krąg tematyczny. Jasne, dalej jest chłopakiem z Tarchomina, który uwielbia własną dzielnicę i nie czuje zbyt dużej potrzeby szlajania się po centrum, stołuje się w ulubionej knajpie azjatyckiej i stanąłby za swoimi ludźmi murem, ale zmienił podejście - tym razem nie "ja i ja", lecz "ja i mnie podobni". I tak mówi chociażby o niechęci do palenia gibonów, gdy podbijają kolejne osoby z linijką "Janka rap jak dobry blant" na ustach, czekaniu na przelewy z grania w podziemiu, obstawianiu w STS-ie kuponów za piątaka i zmienianiu światopoglądu wraz z upływem czasu (kapitalne "Slam / Steelo" z reggae-ową przeszłością, dredami i wisiorkami z ulicy Kruczej). Neurotyczne "0 słów" i roztargnione "A&K" mówią zresztą więcej o rozterkach życia w dużym mieście niż kolejne utwory Taco Hemingwaya.


Polub fanpage Noisey Polska, żeby nie przegapić nic ciekawego z polskiej sceny hiphopowej.

Reklama

A wszystko to podane ze smakiem i umiarem, którego zazwyczaj brakuje małoletnim MC's. W swojej kategorii Jan jest demonem flow - nie sztukateryjnym i nachalnym, ale świadomym swoich zalet. Bierze te bity jak chce; porusza się z gracją i w zasadzie nie musi przyspieszać, by dobrze się na nich prezentować. Podkłady mu w tym pomagają, bo nie są zachowawczo klasyczne i szablonowe. "Bon Voyage" będzie pewnie jednym z większych hitów na tegorocznym Kempie, "Kolejny dzień" to powrót do stylistyki Noona, a "Więcej ruchów, mniej…" to już solidna zmiana klimatu i uderzenie w kierunku bangera. W towarzystwie Janka czują się dobrze także goście. Najlepiej wśród nich wypada Ras w "Ostatnim kursie" ze swoimi wątpliwościami, ale najważniejszą myśl przekazuje Hades.

We wspomnianym już "Slam / Steelo" mówi: sumorap. Tak, Otsochodzi zaserował rap wagi ciężkiej, tak cudownie niedzisiejszy, że nic tylko siedzieć, słuchać i się rozkoszować. Wielka kariera czeka tuż za rogiem.

Otsochodzi - Slam, 2016, Asfalt Records