FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Jacek Sienkiewicz: Może ja jestem trochę zakręcony, żyję we własnym świecie

W rozmowie z Noisey Jacek Sienkiewicz zdradza tajemnice nowego materiału, warsztatu oraz przekazuje garść obserwacji na temat ludzkiego zmęczenia pędem cywilizacji i polityką.

Zdjęcie Monika Gęsicka

Swoim ostatnim albumem "Drifting" rozbił bank rocznych podsumowań polskiej muzyki. Wtedy mówił, że to może być jego ostatnia płyta techno. To prawda - ostatnia, aż do najnowszej, która ma pojawić się w czerwcu. W swoim pierwszym wywiadzie na ten temat Jacek Sienkiewicz zdradza tajemnice nowego materiału, swojego warsztatu. Tradycyjnie też pojawia się wątek społeczno-kulturowy i Berlin. Ale tylko raz.

Reklama

Czytaj wywiad poniżej.

Zdjęcie Konrad Ćwik

Noisey: Kiedy rozmawialiśmy rok temu mówiłeś mi, że "Drifting" będzie prawdopodobnie twoją ostatnią techno-płytą. Tymczasem… (śmiech)
Jacek Sienkiewicz: I powiedziałem prawdę (śmiech)! "Drifting" było moją ostatnią techno-płytą do momentu, w którym zrobiłem następną, czyli tę nadchodzącą. Która będzie kolejną techno-płytą.

Ale wtedy odniosłam też wrażenie, że o tej ostatniej techno-płycie wspomniałeś, bo czułeś, że to już wyczerpany dla ciebie gatunek.
Nie do końca się wyczerpał. Chodziło mi być może o to, że jestem troszeczkę tym gatunkiem zmęczony. Mam tendencję do szperania w archiwach, na których znajduje się mnóstwo szkiców, dźwięków, loopów czy nawet całych kawałków. Doszedłem do wniosku, że szkoda by było części z nich nie pokazać, nie dokończyć, żeby poszły w zapomnienie. Wydaje mi się, że moje podejście do techno jest inne, dość osobiste, mam swój sposób pracy. Na nowej płycie większość kawałków będzie w rytmie 4x4, ale to co się obok tego dzieje jest moim zdaniem ciekawe, na tyle, że zdecydowałem się to wydać.

To jest tak, że po wydaniu epki "Instynkt", która pojawiła się obok "Drifting" i była zupełnie odmienna stylistycznie, złapałeś dystans, spojrzałeś na te materiały z innej perspektywy?
Chyba nie, bo w poprzednim roku wszystko to działo się dosyć równolegle. Do "Instynktu" przymierzałem się od dłuższego czasu. Muszę przyznać, że w przypadku moich utworów i w ogóle pracy w wytwórni, czas od nagrania utworu do momentu wyprodukowania i nagrania jest długi, czasem mogą być to lata. To nie jest tak, że wszystkie płyty są świeżymi wypiekami, często produkcje oparte są na szkicach sprzed pięciu czy sześciu lat. Taki mam tryb pracy. Na nowej płycie przynajmniej połowa z dziewięciu utworów powstała kilka lat temu w formie pomysłów czy szkiców. Nie pracuję z dnia na dzień, te rzeczy dojrzewają, czekają na swoją kolej, nie ma pośpiechu w wydawaniu.

Reklama

Tworzysz szkic, strukturę większą, mniejszą, zostawiasz to, potem do tego wracasz…
Trochę z tym jest jak z winem. Utwory leżakują, dojrzewają, patrzę na niej z jednej, drugiej strony, próbuję, czasem wydaje mi się, że już je kończę, później mi się nie podobają… ale z kolei na nowej płycie poza tą częścią utworów, do których szkice powstały 5-6 lat temu, jest też kilka, które nagrałem spontanicznie. Jeden kawałek powstał dosłownie w parę godzin, inne w dwa czy trzy dni. Nie mam żadnych reguł. Część rzeczy dojrzewa latami, część powstaje z dnia na dzień.

Odbiór "Drifting" wręcz, wydaje mi się, hurraoptymistyczny był dla ciebie mobilizacją do spojrzenia z innej perspektywy na rzeczy, które robiłeś wcześniej?
I tak i nie. Moje spojrzenie się nie zmieniło, ale w pewnym sensie faktycznie to zmotywowało mnie do szybkiego wydania tej nadchodzącej płyty.

Odkładasz i zostawiasz te pomysły też dlatego, że angażujesz się w tak wiele różnych projektów?
Mam tyle różnych pomysłów i realizacji naraz, że nie nadążam (śmiech). Jest w tym trochę chaosu, podejmuję się wielu zadań, wielu projektów naraz. Nie wszystko, z tego co sobie wymyślę, jestem w stanie zrobić.

Bo masz tyle różnych propozycji i nie umiesz odmawiać?
Nie, właśnie w drugą stronę, to wychodzi ode mnie. Sam sobie wymyślam mnóstwo rzeczy, które chcę robić (smiech). Być może to dlatego, że w zasadzie wszystko robię sam, nie mam sztabu ludzi do pomocy. Więc wszystko się opóźnia, czasem nawet latami, wszyscy moi znajomi wiedzą o tym i jest to zresztą powodem żartów. Podobnie było z płytą Michała Wolskiego, która ma się ukazać w Recognition wkrótce. Praca nad nią trwa i trwa już od półtora roku. Dlatego też czasem jest dla mnie frustrujące, jak było w przypadku "Drifting" czy tego nadchodzącego albumu, że muszę opowiadać o rzeczach, które zrobiłem dawno temu, rozbieram na cząstki coś, co już dawno było. Ale to nie znaczy, że tego nie lubię. Gdyby to nie było aktualne, gdybym tego nie lubił, to bym tego nie wydawał.

Reklama

Tymczasem przed nami właśnie [" target="_blank">premiera Michała Wolskiego](http://

Do tego jeszcze twoja płyta z Jurkiem Przeździeckim jako Tumult Hands.
Tak, to wyszło na winylu 4 kwietnia. A moja solowa w czerwcu, czyli w sumie miesiąc po miesiącu w Recognition będą się pojawiać nowe rzeczy.

Ten szał na "Drifting", wysokie miejsca w podsumowaniach roku - nagle techno, polskie techno, stało się strasznie modne. To mnie cieszyło, ale też zastanawiało, ja się bałam lodówkę otworzyć, bo spodziewałam się tam ciebie albo przynajmniej techno (śmiech).
Przede wszystkim ja nie zauważyłem tego szumu wokół "Drifting". Zgadzam się z tym, że utwór tytułowy jest rozpoznawalny, ludzie na imprezach się go domagają. Czasem kiedy gram na żywo używam tylko syntezatorowej melodii, motywu z "Drifting" i bawię się tym, że ludzie reagują nawet na parę nut. Może ja jestem trochę zakręcony i żyję we własnym świecie, że tego tak nie zauważam i nie analizuję, ale cieszy mnie to. Ciekawy jestem jak ludzie zareagują na nową płytę, która już pewnie nie będzie tak przebojowa jak "Drifting". Na pewno będzie poważniejsza… Nie wiem. Ty będziesz tę płytę oceniać, to mi powiesz (śmiech).

Reklama

Możliwe, że to jest sprawa błędu poznawczego, bo ja mam z tym do czynienia z innej perspektywy, ale z punktu widzenia kogoś, kto jeszcze w 2015 roku usłyszał pisz więcej takich artykułów, żeby ludzie przestali się bać techno
To zainteresowanie techno wraca regularnie. W latach dziewięćdziesiątych, w 2001 roku, były wszędzie artykuły co to jest techno, Mayday nie Mayday. Wielokrotnie obserwuje się takie powroty w muzyce, być może to jest taki etap tego cyklu 10-15-letniego. Ale to jest chyba temat na zupełnie osobną rozmowę, żeby zastanowić się czym jest ten dzisiejszy powrót spowodowany…

… Berlinem.
Berlinem na pewno i festiwalami, i też internetem, który pomaga w promocji tej muzyki. Ciekawymi wydawnictwami, większą dostępnością festiwali, imprez. I poza tym scenę weszło całe młode, nowe pokolenie, ludzi urodzonych w latach 90., którzy dziś ten rejon odkrywają.

Zdjęcie Monika Gęsicka

Wiem już, że nie chciałbyś, by twoja nowa płyta była postrzegana jako "Drifting 2"…
Nie chciałbym tego sugerować (śmiech). Chociaż są pewne podobieństwa, na przykład w selekcji, ale też są duże różnice.

Eksperymenty?
Nie, raczej w sensie produkcyjnym, chociaż są momenty. Będzie trochę klimatów klasycznych, powiedzmy, detroitowych. Kilka numerów spokojniejszych, kolejnych - dziwniejszych. Chciałbym przede wszystkim, żeby ludzie tej płyty posłuchali, na to co będą o niej mówić nie mam wpływu.

Mówisz, że obok techno będzie też trochę poważniejszego materiału. Czyli to będzie coś wyrównującego te dwa filary twojej twórczości, które - patrząc z dystansu…
Ja w ogóle nie mam do tego dystansu (śmiech).

Trudno, żeby tak było, skoro to po prostu twoja twórczość. Ale widzisz, z dystansu to tak wygląda. Wydajesz techno na "Drifting" i jest totalny szał. Wydajesz "Instynkt" i… prawie nikt o tym nie pisze, bo to nie techno…
Zgadza się, ale to chyba nie jest niespodzianka? Jednak to jest muzyka niszowa, w małych nakładach, dla niewielu smakoszy i koneserów.

A potem wydasz płytę, na której będzie i to i to, i ludziom głowy wybuchną, co z tym zrobić?
No ja nikomu tego nie powiem. Każdy ma uszy, ma mózg i czuje. Warto po prostu słuchać. Niektórzy ludzie szukają dziś tylko bodźców, sugestii, ktoś im podpowiada co jest dobre, co złe. Mam wrażenie, że media społecznościowe oszukują trochę, przyzwyczajają do czerpania gotowych opinii. A te warto mieć własne.

Wiesz, ja też życzyłabym nam wszystkim tego, by ludzie więcej słuchali muzyki niż hajpowali na podstawie opinii innych, tak zwanych autorytetów. To jest męczące chyba dla wszystkich, którzy się jakoś tam zajmują muzyką.
Może nie tylko w przypadku muzyki nawet tak jest, to ogólna tendencja. Jest to niepokojące, ale chyba nie mamy na to wpływu? Ja wierzę, że to się zrewolucjonizuje. W którymś momencie wszyscy się tym zmęczą. I wrócimy do lat 90. No nie, to niemożliwe. Musiałby się chyba ten gigantyczny światłowód uszkodzić, ten z internetem. Te czasy już nie wrócą.

Ale w sensie mentalnym to chyba jednak możliwe?
Wydaje mi się, że jest tendencja do ucieczki przed tym wszystkim. Część ludzi szuka takich form uwolnienia, stąd większa popularność festiwali odbywających się na łonie natury. Jednak widać jakiś bunt, który przypomina mi trochę lata 90., kiedy wszyscy uciekali przed polityką, miastem… Ludzie się męczą cywilizacją i poszukują odskoczni, którą często znajdują w muzyce.