FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Growbox - Growbox

O.S.T.R., Jeżozwierz i Soulpete nie biorą jeńców. Pół godziny hip-hopu tak tłustego, jak możesz sobie tylko wyobrazić. Spokojnie - bez obaw o zgagę.

To co początkowo miało być spontaniczną, zajawkową współpracą na potrzebę singla, przerodziło się w album. Co prawda krótki, pozostawiający tym samym lekki niedosyt, jednak tylko pod względem długości, bo co do poziomu zastrzeżeń mieć nie można. Znając jednakże dokonania Ostrego, wciąż nie do końca chyba wykorzystany potencjał Jeżozwierza i niesamowitą formę Soulpete'a w ostatnich miesiącach, można się było tego spodziewać.

Reklama

Panowie podczas kilkudniowej sesji przygotowali, jak sami podkreślają w bardzo miłej i twórczej, a zarazem melanżowej atmosferze, płytę, którą możemy z powodzeniem dopisać do prezentowanego tu ostatnio zestawienia "15 obiektywnie perfekcyjnych albumów, które trwają mniej niż pół godziny". Bity miażdżą energią, wirtuozersko mieszając funk i uliczną szorstkość, stanowiąc swoistą wypadkową fascynacji Wu-Tang Clanem, brudnego stylu J Dilli i mocy El-P. Żadnych cykaczy, słodkich melodyjek, wokalnych sampli. Przenosząc to na jedzenie (a to jeden z wątków dominujących na płycie) dostaliśmy soczysty, wysmażony, mocno krwisty stek, a nie bułkę z kotlecikiem sojowym. Jednym słowem - rap.

Żadnego łaszenia się do słuchaczy i puszczania im oczka nie ma też w tekstach. O.S.T.R. z jednej strony utrzymuje wysoką formę z "Podróży zwanej życiem", ale jak ryba w wodzie poczuł się w mniej rozkminkowej, opartej głównie o bragga i punchliny estetyce. Jeżu doskonale się w niej sprawdzał zawsze. Panowie mają ogrom charyzmy, flow w małym palcu, dużo miłości do hip-hopu, poczucia własnej wartości raperskiej i to przebija się z każdego nagrania na płycie. Swoisty hołd dla Seana Price'a wyszedł tym samym…

Oceniając wydawnictwo warto pamiętać, że to spontaniczny projekt, o wyraźnie zaznaczonym charakterze i formie. Panowie nie chcą nikogo nawracać, nie wgłębiają się szczególnie w kwestie życiowe, traktując tym razem kabinę nagraniową jako miejsce, w którym można dać upust fascynacji surowej szkole rapu, wskazującej słabym emce, gdzie ich miejsce. Ewentualnie raz jeszcze powiedzieć, że jesteśmy ciągle ogłupiani przez media, a za sprawą przebywania za dużo w sieci przekazujemy przeróżnym służbom i instytucjom tyle informacji o sobie, że na dobrą sprawę jesteśmy prowadzeni na ich sznureczku.

Dlatego też "Growbox" to płyta, która nie zostanie raczej na dłużej w pamięci. Pół godzinny wymieniania się mocnymi wersami na energetycznych, bujających podkładach. Żadnej zbędnej filozofii. Tłuste wersy na tłustych kurwa bitach, parafrazując klasyka. Rzecz raczej dla wiernych fanów całej trójki, stąd zapewne ograniczenie przez Asfalt Records nakładu do 4 tysięcy płyt.