FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Högni Egilsson: W święta na nowo staję się dzieckiem

Dzięki nam spędzicie święta razem z Högnim z GusGus.

Foto mat prom.

Högni Egilsson to postać absolutnie niezwykła. Znany głównie z zespołów GusGus i Hajltalín wokalista i multiinstrumentalista to również kompozytor muzyki do sztuk teatralnych i filmów. Podczas zakończonej niedawno solowej trasy, oprócz znanych wszystkim kawałków prezentował utwory z nadchodzącej, solowej płyty, która ukaże się wiosną 2016. Artysta odwiedził też Warszawę, dając magiczny akustyczny koncert w klubie Miłość. Spotkaliśmy się już po występie, w wyjątkowym anturażu, z muzyką klasyczną w tle. Jego czarująca osobowość intryguje i zupełnie obezwładnia. Stąd też nie była to rozmowa, jak każda inna.

Reklama

Jak odnajdujesz się w trasie solo? To stosunkowo nowe doświadczenie, bo wcześniej koncertowałeś przecież głównie z twoimi zespołami: GusGus oraz Hajltalin. Nie tęsknisz za chłopakami?
Nie, myślę, że nie. Myślę, że to wymagające, ale to również… niezła zabawa. Poza tym nie jestem zupełnie sam. Jest ze mną mój przyjaciel Rafał, który odpowiada za sferę organizacyjną. I kiedy się nad tym głębiej zastanawiam, uważam, że to było dobre posunięcie dla mnie, jako muzyka. Kocham występować przed publicznością, a możliwość bycia na scenie tylko w towarzystwie fortepianu jest bardzo bliska mojej muzycznej osobowości, mojej twórczości. Tak właśnie powstaje praktycznie każdy utwór, zanim trafi do studyjnej produkcji. To się tyczy zarówno utworów GusGus, jak też Hajltalin. Gram też kilka nowych utworów.

Dziś wystąpiłeś w warszawskim klubie "Miłość". Czy jest dla ciebie miłość?
Kiedyś myślałem, że miłość to głównie zadurzenie, wzajemne oczarowanie… Zakochiwałem się już w bardzo wielu kobietach, ale tak naprawdę nigdy nie docierało do mnie, że to właściwie nie była miłość. Komuś, kogo kochasz, możesz w pełni zaufać – to jest coś, nad czym wspólnie pracujecie. To wzajemne poszanowanie. Miłość to też słuchanie siebie nawzajem. Świadomość, że dotyka się czegoś zupełnie niezwykłego. Tak naprawdę trudno ująć to w słowa…

A uważasz, że możemy okazywać miłość za pośrednictwem muzyki?
Myślę, że muzyka stara się przekazywać coś zupełnie nienamacalnego, a następnie pozwala ci z tym obcować. Więc kiedy stworzysz coś niezwykłego, wspaniałego, kiedy uda ci się uchwycić za pośrednictwem muzyki moment, dzięki któremu ludzie mogą otworzyć się na marzenia, magię, piękno, to na pewno jest w tym trochę miłości. W pewnym sensie masz wtedy styczność z tym uczuciem. To bardzo budujące, zaskakujące i cudowne. To bardzo spójna moc, z której ludzie mogą zaczerpnąć coś do swojego życia. Jeżeli masz szacunek do muzyki, jesteś w niej szczery, to możesz wiele za jej pomocą przekazać. Ale to wręcz niewykonalne, kiedy zamkniesz się na słowa, innych ludzi, inne pomysły. Kiedy znajdziesz się w sytuacji, kiedy ktoś powie ci coś przykrego, albo coś, co zupełnie ci nie odpowiada, to dzięki miłości jesteś w stanie to przezwyciężyć, spojrzeć na to z innej perspektywy. Możesz też postępować z większą powagą. Miłość daje ci całą paletę narzędzi, których możesz użyć w codziennych czynnościach. Uzbraja cię także w kreatywność. Chociaż cały czas zastanawiam się, co inspiruje w większym stopniu – smutek, czy szczęście? W smutku i tragedii jest bowiem coś niesamowicie pięknego, coś o wiele głębszego… I te miliony pomysłów, które kłębią się w ludzkim umyśle w pewnym miejscu łączą się. Być może tym miejscem jest właśnie miłość.

Reklama

Czujesz się szczęśliwy tworząc muzykę? A może to jakieś inne uczucie?
Tak… prawdopodobnie. Myślę, że kiedy powstaje muzyka i płynie z niej coś naprawdę pięknego, coś istotnego, kiedy wchodzę z kimś do studia i tworzymy coś wspaniałego, spędzamy całą noc na pisaniu muzyki - wtedy jestem szczęśliwy. Ale z pewnych przyczyn to nie jest permanentny stan szczęścia - może dlatego, że nie jestem dla siebie wystarczająco surowy, może jestem zbyt leniwy… To pojawia się i odchodzi. Ale teraz czuję się dobrze, grając moje utwory dla publiczności, sprawdzając, jakie wywołują reakcje. I czasem, tak jak dziś, koncert sprawia obu stronom ogromną radość i frajdę. Ale zawszę czuję, że czegoś mi brakuje… swego rodzaju olśnienia - to dość skomplikowane. Jesteś na scenie, mówisz do ludzi, występujesz, ale chcesz z każdym kolejnym występem być jeszcze lepszy. I czasem zwyczajnie nie udaje ci się tego uzyskać. Naprawdę staram się, żeby każdy mój występ był najlepszym koncertem, jaki kiedykolwiek dałem…

Nadchodzą święta Bożego Narodzenia. Jak wyglądają twoje święta?
Spędzam je z mamą i moim ojczymem. Dużo spaceruję po Reykjavíku. Jest miło, radośnie. Chyba lubię święta. Najbardziej podoba mi się świąteczna muzyka. Kocham ją! Chciałem zagrać jedną świąteczną piosenkę tego wieczoru, ale ktoś powiedział mi, że Polacy nie przepadają za świątecznymi piosenkami…

Nieee…
Czy się mylę?

Ja uwielbiam piosenki świąteczne, ale może po prostu nie jestem dobrym przykładem…
To miał być utwór Peggy Lee [tu Högni zaczął śpiewać]. Jest cudowny… I tak - będę święta z mamą i ojczymem, ugotujemy coś dobrego na kolację. Kupię też prezenty dla mojej rodziny. 27 grudnia spędzę natomiast z moimi przyjaciółmi – zjemy razem pyszny obiad. 26 grudnia gramy koncert z Hjaltalín. To będą naprawdę intensywne święta. A już 28 grudnia lecę do Meksyku.

Reklama

Czy Islandczycy mają jakieś specjalne tradycje związane ze świętami?
Myślę, że zbytnio nie różni się to od tradycji świątecznych w innych krajach. To bardzo natchniony czas. To święto ma bardzo dostojny charakter. I kiedy wybija godzina 18 w Wigilię, czuję się naprawdę szczęśliwy. Na nowo staję się dzieckiem. Mam też wspaniałą dziewczynę, bardzo ją kocham. I nie mogę się doczekać tego czasu, który z nią spędzę. Mam utwór, który dziś grałem - "I'm in love" - to właśnie ten stan… [Högni zaczyna śpiewać]

A jaki świąteczny prezent, który otrzymałeś, sprawił ci najwięcej radości?
Pamiętam, kiedy byłem dzieckiem, to ja i mój brat bliźniak dostaliśmy konsolę Sega Mega Drive. To było niesamowite. Graliśmy potem dużo w różne gry - to było świetne. Wtedy to była dla mnie najlepsza rzecz na świecie. Teraz nie dostaję już takich prezentów.

A wtedy to była wielka rzecz…
Tak, to po prostu się zmienia, kiedy stajesz się starszy - coraz mniej prezentów, życie staje się monotonne…

W trakcie koncertu wspominałeś o twoich planach na wiosnę. Powiesz coś więcej o nowej muzyce, którą niedługo będziemy mieli okazję usłyszeć?
Tak - przygotowałem naprawdę piękny album. Nagrałem go przy udziale orkiestry smyczkowej, są też akcenty elektroniczne. Ale nie było okazji, żeby wydać go wcześniej, chociaż zaczął powstawać już około 3-4 lata temu. Gram w innych projektach i nie chciałem go publikować, kiedy po prostu tego nie czułem. A teraz chcę wydać ten album i stanie się to na wiosnę. To wspaniała muzyka, bardzo "artystyczna", chociaż nie lubię tego słowa. W utworach pojawia się fortepian, są partie chóru, interludium smyczkowe. Jest bardziej progresywnie. To bardzo piękna, wyjątkowa muzyka.

Czy są jakieś słowa, które są w stanie opisać twoją muzyczną tożsamość? Takie, które byłyby w stanie oddać emocje, jakie towarzyszą ci w trakcie tworzenia muzyki?
Zdesperowana, poruszająca, sroga, przyjemna, wywołująca rumieńce, pulchna (śmiech).

W którym z twoich projektów czujesz się najlepiej? Który z nich najpełniej przekazuje to, co znajduje się w twojej muzycznej duszy?
Czuję się pewnie w obydwu zespołach. Mogę to porównać do przebrania, które na siebie w danej chwili wkładasz. GusGus jest jak płaszcz, marynarka, koszula, którą zakładam i wychodzę na scenę. To swego rodzaju gra - tak na to patrzę. To muzyka, którą napisałem razem z producentami. A potem staję na scenie i staram się ją wykonać najlepiej, jak tylko potrafię. To jak dawanie czegoś od siebie, propozycja…

Jesteś w Polsce stosunkowo często. Które z polskich miast lubisz najbardziej?
Bardzo lubię Kraków - to piękne miasto. Bardzo miło się tam pracuje. Ale spędziłem też mnóstwo wspaniałych chwil w Warszawie. Chociaż Warszawę jest mi w pewien sposób trudno zrozumieć, pomimo że jest bardzo przyjemna. Chyba musiałbym spędzić tu więcej czasu, zobaczyć więcej miejsc, żeby być bliżej. Ale na pewno Kraków jest bardzo czarującym miastem, szczególnie ze swoimi żydowskimi akcentami. Z tego co wiem, to też polski film, polska sztuka jest bardzo interesująca i chyba chciałbym się bardziej z nią zaznajomić… [po dłuższej chwili ciszy] Mam rację?

Absolutnie!