FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Meek Mill - Dreams Worth More Than Money

Meek Mill wydał album, który ma wszystko to, co mieć powinien, w dodatku wszystko to jest wyprodukowane, zarapowane i zaśpiewane przez tych, co trzeba.

Jeśli mówi się, że rok 2015 jest dla hip-hopu wyjątkowo dobry, to mówi się tak dlatego, że wysypało w nim płytami, które są niebanalne, niesztampowe, autorskie, albumami przekazującymi mniejszy lub większy wycinek prawdy o ludziach ciekawych i mających coś do powiedzenia. Kendrick, A$AP, Joey Bada$$ i inni twórcy krążków, którymi jaram(y) się ostatnio są "jacyś", to indywidualiści chadzający własnymi ścieżkami, za niczym nie podążający - robią swoje i dlatego są fascynujący; a ich produkcje intrygują. Tymczasem "Dreams Worth More Than Money" to krążek, jak to się mówi, "formulaic" - skrojony według wzorca wymyślonego dawno temu (zaryzykuję stwierdzenie, że przez P. Diddy'ego, który zresztą pojawia się tu w jednym z utworów).

Reklama

Przegląd tematyczny jest więc standardowy: #dziecinstwonieprzelewki, #naulicyprzejebane, #miejambicjedzieciak, #dziekibogu, #jestemkozakiem, #twojazonamojadziwka. Produkcja modna, choć w stylu "gdzieś to już słyszałem" - to samo (podpisane tymi samymi ksywami) słychać na dziesiątkach innych albumów od Rae Sremmurd po Bobby Shmurda. Goście to towarzystwo wzajemnej adoracji, zaczynając od Future, przez The Weeknd, Chrisa Browna, Drake'a i Rick Rossa, aż po Nicki Minaj, którą w związku z romantycznym zauroczeniem łączy z Meek Millem anakonda. Główny bohater co prawda nie wyróżnia się głosem, a flow ma odpowiednio zaczepny, czuć, że pluje w mikrofon z pełną determinacją - tym większa szkoda , że w nieciekawej sprawie.

Wszystko to składa się na album, który ma wszystko to, co mieć powinien, w dodatku wszystko to jest wyprodukowane, zarapowane i zaśpiewane przez tych, co trzeba. Nic dziwnego, że zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboardu. Nawet jeśli do niego już nigdy nie wrócę.