Reklama
Reklama
Mattioli: Oczywiście. Wszyscy doskonale o tym wiedzieli, a mi nie chce się wierzyć w tłumaczenia typu: „Byliśmy na backstage'u, weszliśmy na scenę, zagraliśmy i zawinęliśmy się [zanim doszło do rozróby]. Nie mieliśmy o niczym pojęcia". Wiele zespołów leciało na takim farmazonie, co jest oczywiście zwykłym pierdoleniem. Powinni przyjąć to na klatę.Spacone: Wszyscy chcą – wzorem Piłata – umyć od tego ręce, ale wiadomo, że to niemożliwe. Każdy wie, do czego dochodziło w trakcie i po koncertach. Mówienie: „Nic mi na ten temat nie wiadomo" wprowadza ludzi w błąd.Z jakimi muzykami rozmawialiście na temat agresji w Los Angeles?
Mattioli: Nie będę wskazywał palcem, ale kontaktowaliśmy się z kilkoma legendarnymi zespołami, aby umieścić ich wypowiedzi na tyle książki, jednak wszyscy nabrali wody w usta i zarzekali się, że nie wiedzą nic na temat opisanych wydarzeń. Z drugiej strony nie brakuje też ludzi z jajami, jak Jack Grisham [frontman T.S.O.L.], który powiedział wprost, że również tkwił w tym po uszy. Szanujemy to.Doprawdy nie ogarniam, dlaczego nikt nie chce poruszać tych tematów. Wiem, że [Henry] Rollins wspominał raz o sytuacji, kiedy jacyś gangsterzy wymachiwali przed nim spluwą, natomiast on sam brzydzi się przemocą. To również rozumiem i szanuję. Ale kolesie, którzy zarzekają się, że ich teksty są o czymś innym? Tamte małolaty w ogóle nie były w stanie zrozumieć żadnych z tych tekstów. Dla mnie to zwykła próba wybielenia się. Być może mamy do czynienia z efektem ubocznym muzycznego narcyzmu.
Reklama
Mattioli: Tak, ale liczyliśmy się z tym, że praca nad podobnym materiałem może wyglądać w ten sposób. Każdy, kto chodził na koncerty i żył w tym środowisku w tamtych czasach, ma własną wersję wydarzeń. Wszystkie te historie są jednak do siebie bardzo podobne.Spacone: Opisane wydarzenia są niezwykłe, bez dwóch zdań. Naszym zadaniem było opisanie ich w zgodzie z rzeczywistością i umożliwienie czytelnikom zinterpretowania ich po swojemu.
Mattioli: Zgadza się. W tamtym czasie istniały grupy typu White Power, ale nie pokazywały się u nas [w Los Angeles]. Gdyby do tego doszło, zostaliby szybko pogonieni. Kalifornijskie gangi nie chciały mieć nic wspólnego z tym syfem. Na temat zbrodni [białych supremacjonistów z Huntington Beach] powstał szereg artykułów prasowych. Punkrockowcy ze śródmieścia widzieli napływ ludzi z Huntington Beach, a media przypisywały niechlubne zasługi wszystkim, których zrzeszała ta kultura.Co łączyło tak zróżnicowaną ekipę, jak La Mirada Punks?
Mattioli: Pozwól, że odpowiem: nienawiść. Oni wszyscy nienawidzili siebie samych i chcieli, aby reszta też to poczuła. Nie do końca wiedzieli, co robią, ale wszystko opierało się na czynnikach psychologicznych.Spacone: Nienawiść i destrukcja okazały się zabawne. Miałeś wtedy ruchy hipisowskie, które walczyły ze społeczeństwem, ale po co to robić, skoro walczenie między sobą sprawia jeszcze większą frajdę. Patologiczna młodzież raczej nie zajmuje się autoanalizą, chodzi tylko o reakcje.
Reklama
Mattioli: Dokładnie. Nastrój w USA odegrał kluczową rolę. Rządy Reagana, poczucie beznadziei, zagrożenie wojną atomową – wszystko miało wpływ.Spacone: Świat był wtedy bardzo ciekawym miejscem.Mattioli: Aczkolwiek niezbyt szczęśliwym.To, co ciekawi mnie najbardziej, to jak bardzo LMP interesowali się samą muzyką. Frank the Shank pod koniec książki stwierdza, że „gangi zrujnowały punk rock".
Mattioli: Moim zdaniem punk rock i tak nie miał prawa przetrwać próby czasu, nawet bez działań gangów, ale te szalały szczególnie mocno od 83 do 86 r. Wyczerpanie formuły było nieuniknione, nadmiar przemocy też popychał ludzi do odejścia ze sceny. Muzyka cały czas się zmieniała. Artyści nie potrafili stać w miejscu, musieli się rozwijać, odkrywać nowe brzmienia, dostosowywać się. Wielu małolatom odpowiadało to, gdzie się teraz znajdują, szczególnie jeżeli mówimy o tych młodocianych gangsterach. Oni bardzo mocno przyczynili się do sposobu, w jaki ta muzyka się zakończyła. Frank zna wielu ludzi, którzy podchodzili do niego i mówili „Stary, dałem sobie spokój z punk rockiem przez LMP".Spacone: Pamiętajmy również o tym, że po latach panowania takiego prawa dżungli ludzie przestają chodzić na imprezy. Nie mówię tylko o pobitych i gnębionych, ale również o tych, którzy nie mogli już na to patrzeć. W pewnym stopniu tak, gangi zniszczyły muzykę. Sprawiły, że wyparowała.
Reklama
Mattioli: To miałoby sens. Najlepszy sposób na odcięcie się? Zmiana wizerunku i muzyki, uśmiercenie swojego fan base'u, a następnie zaczęcie od nowa.Spacone: Muzyka na początku była bardzo szybka, potem jeszcze i jeszcze szybsza. Poza tym, ile człowiek może słuchać o przemocy? Po jakimś czasie to się nudzi.
Mattioli: Ostatecznieprzyczyniła się do tego obecność gangów na każdym osiedlu. Do czegoś takiego nie mogłoby dojść w innym miejscu. Los Angeles było miastem pełnym przemocy.Spacone: Pamiętajcie jaka była przeszłości tego miasta. To zagłębie wariatów, którzy wszystko zapoczątkowali. Ta energia napędza L.A. do dziś. Jeżeli prześledzisz historię tutejszych podwórek itp., to zrozumiesz, że następnym krokiem musiał być punk rock.To przypomina zagubiony rozdział w historii gangów z Miasta Aniołów, od prohibicji po czasy Bloodsów i Cripsów.
Mattioli: Dokładnie. A tym wszystkim dzieciakom [z La Mirada Punks] przewodził stary wyjadacz ze wschodniego L.A., dlatego wszystko im uchodziło na sucho.
Reklama
Spacone: To tylko przyczyniło się do jeszcze większego umocnienia sceny. Próby kontrolowania muzyki odniosły przeciwny efekt do zamierzonego. Nie sprawicie, że przestaniemy nagrywać, koncertować, organizować scenę, ubierać się w ten sposób. Możecie nas bić, ścigać, zamykać. I tak by do tego wszystkiego doszło. Policja tylko dolała oliwy do ognia.Mattioli: [Daryl] Gates [komendant policji w L.A.] potrzebował jakiś zasług w związku z problemami, o których trąbiły media. Jeżeli miał możliwość zablokować któryś koncert, to robił to, a potem przechwalał się w gazetach co to nie on.Spacone: Wszyscy mówili: „Mamy tych szalonych punków pod kontrolą". Chcieliby.Śledź Patricka na Twitterze.