Moje Mayday

FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Moje Mayday

Relacja z Mayday i rozmowa z Klaudią Gawlas, uzupełniona porcją zdjęć

Opowieść o zeszłorocznej edycji Mayday Poland zaczęła się tak naprawdę jeszcze rok wcześniej, kiedy to o godzinie 6 rano wracałem wyprany z wszelkich oznak życia, podczas gdy cios za ciosem rozkręcała swój występ Klaudia Gawlas. Cały okrągły rok plułem sobie w brodę, że ominął mnie ten rytuał, techno fiesta, brzmienie ze środka wyćpanej czaszki (sprawdżcie youtube, stopi wam głośniki). Nie, no po prostu kurwa nie, nie mogłem sobie tego wybaczyć. Prawde powiedziawszy wina spoczywa na Miśku, który dzień wcześniej tak mocno uderzył w melanż, że jedyne czego naprawdę potrzebował, to hospitalizacja i niestety, przedwczesny zgon spowodował to, co spowodował. Ale dobra, było minęło.

Reklama

Ostatnią edycję zaczęliśmy równie dostojnie, osuszając morze alkoholu (wybaczcie wrocławianie, jeśli przez 24h każdy Janusz z monopolowego wszelkie pytania kwitował „nie, nie ma – spytajcie kurwa tych dwóch, poznacie po zachlanych mordach i pustych portfelach, o ile jeszcze ich nie zgubili bądź nie skroplili i wypili").

Janusze mieli rację, ocknąłem się w pewnym momencie w tramwaju bez portfela, telefonu, dokumentów i bez godności. Panowie na komisariacie jak zawsze służyli bezużyteczną dłonią, potęgując efekt kaca zadawaniem miliarda zbędnych pytań. Szybki mail do organizatorów „czy wejdę na legitymację prasową", ogarnięcie monet na pociąg i sprint z przeszkodami w stronę dworca. Jadę, dojadę, będę – techno bóstwa mi sprzyjały.

Wiecznie rozkopane Kato, więc i tym razem w drodze do Spodka brnąłem labiryntem objazdów, po drodze serwując sobie karykaturę mięsa w postaci soczystego kebsa z tekturowej budy (prawdopodobnie sam kebs też składał się w sporej mierze z tektury). Dotarłem! Przechodzę przez punkt odbioru akredytacji.

Zdjemuję plecak w kształcie owcy, pokazując, że w środku mam aparat. Słyszę śmiech i trwa on, dopóki nie wytłumaczę, że owca to Louis, jest technoturystą, wyznawcą kosmicznego brzmienia i jak nie za rok, to za dwa będzie headlinerem Mayday, więc proszę o należyty dla niego respekt.

Powędrowałem na arenę, gdzie zaczynała właśnie ekipa z Das Moon, hipnotyzując publiczność wokalnymi utworami, ale przecież przyjechałem tu dla rejwu, upragnionego rejwu, szybko obralem więc kurs na CLASSIC FLOOR, gdzie moje nadzieje na borowanie bez znieczulenia miały się w końcu spełnić.

Reklama

Skracając sobie drogę, poszedłem przez zaplecze, gdzie obok kontrolki reżyserskiej z podglądem na główną scenę chłopaki mieli odpalony mały ekranik z całkiem przyzwoitym porno – praca w pracy, to się nazywa zaangażowanie!

Diana d'Rouze i jej cudowne surowe dźwięki powitały mnie, kiedy dotarłem pod scenę. Zamknąłem oczy i odpłynąłem gdzieś w daleką przestrzeń. Dałem się jej ponieść, wiedząc, że jestem w dobrych rękach.Warto było czekać każdy dzień spośród 18 miesięcy, kiedy ostatni raz miałem okazję przeżyć jej występ, a mi się to nie udało. Nie zawiodłem się, miód dla serca, spid dla duszy. Naładowany jak pitbull, z wciąż roztańcząnym Louisem na plecach, ruszyłem przez fale ludzi, przelewające się przez korytarz jak tsunami. Klimat odrobinę jak na balu przebierańcow, trochę jak w jamie narkusów z dobrymi manierami, spojrzenia prześwietlające jak rentgen, dobrze wyeksponowane tyłki i cycki – tego własnie chciałem. Dość zwiedzania, bo scenę opanowała właśnie Rebekah. To nie set, to zjawisko – muzyczne i wizualne, bo Rebekah to nie tylko absolutny snajper rejwu, trafiająca w każdy czuły punkt, ale też piękna brunetka, od której nie sposób oderwać wzroku. Energia, tempo, romantyzm żelbetonowych bloków – zwycięstwo absolutne. Jedynym minusem był grany w tym samym czasie przez Carlę Rocę set. Za dużo dobrego, tutaj zawsze coś Cię ominie.

Okej, do rzeczy, czas znaleźć Michała, który w ramach rewanżu za zeszłoroczny przedwczesny koniec obiecał mi przeprowadzić wywiad z Klaudią. Tylko jak znaleźć takiego Miśka w kilkutysięcznym tłumie, kiedy mój telefon zdobi pewnie witrynę jakiegoś lombardu na wrocławskim trójkącie? Po drodze zwieszam się na drobnej, rudowłosej dziewczynie o rysach piętnastolatki. Patrzę na nią, ona patrzy na mnie wzrokiem zdobywcy. Żeby iść dalej, potrzebuję zastrzyku z silnej woli prosto do mózgu.

Reklama

Znalazłem! Misiek przebierający nóżkami w rytm muzyki znalazł się w moim polu widzenia. Zgarniam go i nie zwracając już uwagi na nikogo i na nic, kierujemy się na spotkanie z Klaudią. Spotykamy ją, siadamy i przechodzimy do sedna:

Michał Marek: Klaudia, swoim setem będziesz kończyła na Main Stage 15-tą edycję Mayday Poland. Jak się z tym czujesz?
Klaudia Gawlas: Dzisiaj zaczynam o 6 rano, faktycznie gram jako ostatnia i jest to dla mnie duży zaszczyt, bo urodziłam się w Polsce (słowa wypowiedziane w języku polskim „jestem z Polski", śmiech), więc cieszę się, że mogę zakończyć to wydarzenie. To jest bardzo duża impreza.

*W tym momencie przechodzący obok dj zatrzymuje się, całuje Klaudie w policzek, uśmiecha się szeroko i odchodzi.

Klaudia: (śmiech) Jest naprawdę świetnie. Zresztą jak na każdym Mayday, ale Mayday Poland odbywa się w kraju, z którego się wywodzę i przy okazji mogę spędzić trochę czasu z rodziną.

Co do Mayday – to nie jest Twój pierwszy występ w ramach tego festiwalu. Kiedy zagrałaś na nim po raz pierwszy?
Zgadza się. Pierwszy raz zagrałam na Mayday w 2009 roku, w tym roku jest to już mój piąty występ i mam nadzieje, że będą kolejne. Chciałabym tu grać każdego roku.

Każdego roku? Pewnie przyciągają Cię tu imprezy afterparty po Mayday (śmiech).
Myślę, że szczególnie zapadł mi w pamięci zeszłoroczny występ. Grałam ostatniego seta na Arenie. Dla mnie to był mój pierwszy występ na tej scenie, było tam ze mną również wielu moich znajomych. W momencie, gdy grałam ostatni kawałek, publiczność, która wypełniała halę po brzegi nagrodziła mnie gorącymi brawami. Poczułam, że fani muzyki techno w Polsce naprawdę mnie wspierają i zwracają mi energię, którą ja wyzwalam dla nich swoją muzyką. Rozpłakałam się i wiele osób podchodziło do mnie pytając, czy coś się stało, a ja byłam tylko wzruszona.

Reklama

Pamiętasz co to był za utwór?
Tak, był to Papillon, utwór, który gram zazwyczaj jako ostatni, być może w tym roku zrobię podobnie i zobaczę, co się wydarzy. W zeszłym roku byłem na występie Tocadisco, tu na Mayday . Zakończył swojego seta utworem Paula Kalkbrennera - Sky& Sand. Co sądzisz o tym artyście?
Kupiłam jego album Berlin Calling. W porównaniu do Paula Kalkbrennera moje techno jest bardziej undergroundowe, bardziej szorstkie.

Przez to jest również bardziej naturalne?
Cóż, zgadza się, ale lubię jego muzykę. Zdarza mi się jej słuchać w salonie, gdy mam wolny dzień i chcę się zrelaksować. O Samym Paulu można powiedzieć, że jest osobą, która w pewien sposób ukształtowała scenę techno z jaką mamy do czynienia w chwili obecnej, narzuciła jej brzmienie. Było to właśnie związane z powstaniem albumu oraz filmu Berlin Calling, w którym występował.

Jak myślisz, kiedy Ciebie będziemy oglądali w kinach? (śmiech).
Och, to miłe. Powiem Ci szczerze, że wydaje mi się, że mam bardzo ciekawy życiorys. Moim marzeniem jest to, by powstał film biograficzny o mojej osobie, ale póki co koncentruje się głównie na mojej muzyce. W zeszłym roku stworzyłam wiele remiksów, ale od pewnego czasu pracuję nad własnymi utworami.

Jakich utworów słucha Klaudia Gawlas? Czy jest to być może Madonna, Shakira albo Justin Bieber?
Wiesz co, w ciągu tygodnia słucham mnóstwo muzyki, nawet jak biorę prysznic. Słucham również stacji radiowych i być może gdzieś się pojawia Madonna, Shakira czy Bieber.

Reklama

Gdy bierzesz prysznic zdarza Ci się potańczyć do muzyki?
Słucham muzyki i cieszę się nią, ale gdy mam naprawdę ochotę potańczyć, potrzebuję muzyki techno. Pod prysznicem techno raczej nie słucham.

Mieszkasz w Niemczech i z tego co wiem, często grasz na tamtejszych imprezach. Jakie różnice zauważasz między imprezami techno tu w Polsce, a tymi w Niemczech?
Faktem jest, że scena techno w Niemczech jest starsza od polskiej, ale polska scena rozwija się z każdym rokiem jak i cała rodzina techno. Ludzie w Polsce coraz częściej i śmielej utożsamiają się z tą muzyką. Co do różnic, ciężko jest to wytłumaczyć. Myślę, że dla fana techno jest to najbardziej odczuwalne na parkiecie.

Kim byłaby Klaudia Gawlas, gdyby nie została dj-em?
Pewnie pracowałabym w turystyce. Uwielbiam podróżować, poznawać różnych ludzi, kultury, ale tak naprawdę tam bym nie pracowała, bo od zawsze chciałam tworzyć muzykę. Słyszałam zapytania w moją stronę, dlaczego chcę zostać muzykiem. Mówiono mi, że to bardzo ciężkie wyzwanie, ale wiedziałam, że to muzyka jest znaczną częścią mojego życia i to ona sprawia, że czuję się naprawdę szczęśliwa.

Więc jesteś człowiekiem, który odniósł sukces. Co takiego o tym zadecydowało?
Musisz być odpowiedzialny za podjęte decyzję. Ja wybrałam, że chce zostać dj-em. Nie interesowało mnie jak będzie w przyszłości. Wiem, że aby odnieść sukces, trzeba wiele pracować, a żeby mieć mobilizację do pracy – najlepiej, by stała się ona Twoją pasją. Wtedy robisz to, co naprawdę kochasz i sprawia Ci to przyjemność. Ważne jest, by uwierzyć, że ma się w sobie zdolność wykreowania przyszłości takiej jaką się chce mieć. Ja również staram się, by ludzie przebywający wokół mnie, czy na co dzień, czy podczas moich występów otrzymywali ode mnie dawkę pozytywnej energii. Żyjemy w tym samym świecie w tym samym czasie, nie widzę przeciwwskazań, dla których mielibyśmy się nawzajem nie uszczęśliwiać.

Reklama

Dziękuje Klaudia za rozmowę, życzę wielu sukcesów i miłej zabawy podczas tegorocznej edycji Mayday.

Po rozmowie Klaudia poszła na papierosa, my - na kolejne zderzenie ze ścianą dźwięku. Na Main Stage weszło właśnie ATB. Po chwili spędzonej pod sceną, na której pirotechnika wraz z muzyką tworzyły dynamiczne szoł, udałem się do loży prasowej. Tam wsłuchiwałem się w drugą część seta, jednak kuszony indywidualizmem uczestników festiwalu nie wysiedziałem do końca. Chciałem zobaczyć jeszcze więcej „środka": co zalożyli na siebie ludzie, co robią i jak to robią. Ze spaceru kulturoznawczego wróciłem na drugą część występu Ferry Corstena, jednak dalej nie było to brzmienie, na które tak długo czekałem. Przeniosłem się na Showroom, gdzie live grał właśnie Black Asteroid. Wtopiony w dźwięki spotkałem dwie śliczne dziewczyny z Warszawy, z którymi tańczyłem, aż set wybrzmiał do końca. Do występu Klaudii zostało jeszcze trochę czasu, zaczynałem się niecierpliwić. Znów wpadłem na rudą piękność i ku mojej radości okazało się, że jest jednak pełnoletnia. Chwila rozmowy na trybunach, w tle muzyka DBN, po czym wreszcie na scenę weszła upragniona Dj, na którą czekałem cały rok, każdy jego dzień i każdą minutę. Pierwszy dźwięk – zamykam oczy – teraz, niech spadnie kwaśny dźwięk, czysty rejw, niech się stanie. Jestem zawieszony w przestrzeni, której nie sposób opisać. To nie inny świat ani wymiar – to zupełnie inny stan skupienia swiadomości. Bóstwa techno tańczą razem ze mną. Godzina ósma rano, po ostatnim numerze zapadła cisza, czas wracać. Odnalazłem Miśka i powędrowaliśmy prosto na pociąg do domu. Oczywiście kolejny raz gubiąc się i odnajdując wśród rozkopanych ulic Kato – to miasto jest chyba plastyczną formą, która zmienia się nieustanni tak, byś nie mógł zapamiętać choćby jej fragmentu. A może tylko mi się wydaje, nieważne. Do zobaczenia za rok.

Reklama