Czego nauczył mnie festiwal spędzony w absolutnej trzeźwości
Fot. TheSupermaniak

FYI.

This story is over 5 years old.

festiwale

Czego nauczył mnie festiwal spędzony w absolutnej trzeźwości

Perspektywa abstynencji od wszelkich używek podczas festiwalu muzycznego wydawała mi się dość ponura

Trzeźwość na muzycznym festiwalu to żadna rewolucja. Wiele osób uważa coś takiego za normę. Ja jednak nigdy się do nich nie zaliczałam. Na każdy weekend mówiłam „Fest-i-Wal”, bo oznaczało to, że się fest nawalę, więc perspektywa zabawy na trzeźwo była dla mnie równie pociągająca, co wieczór spędzony na wysokich szpilkach w klubie, gdzie DJ puszcza Eska Top 20, a barman polewa modżajto. Gdy wychodziłam na miasto, mój mały palec nierzadko lądował w różnych tajemniczych proszkach na długo, zanim jeszcze igła dotknęła winylu.

Reklama

Jednakże jakiś czas temu wskutek niefortunnego spotkania z organami ścigania, nie miałam wyboru i wyeliminowałam wszelki kontakt z nielegalnymi substancjami. Festiwale, koncerty, rodzinne spotkania itp. — wszystko to bez miligrama środków odurzających. Choć idea trzeźwości na festiwalu muzycznym wydawała mi się przytłaczająca, alternatywa przedstawiała się jeszcze gorzej.

Fot. jpavulso

Koniec końców doświadczenie nie okazało się zupełnie przykre, choć z całą pewnością pojawiły się momenty niewygody i frustracji. Uzbierało mi się też kilka niespodziewanych życiowych lekcji, w większości pozytywnych. Oto czego się dowiedziałam podczas mojego trzeźwego festiwalu:

Dobra muzyka nie potrzebuje żadnego wspomagania

Może to zabrzmi niemądrze, ale naprawdę martwiłam się, że nie będę umieć cieszyć się muzyką bez jakiejś wybuchowej mieszanki krążącej w moich żyłach. Byłam mile zaskoczona, gdy okazało się, że prawda wygląda zupełnie inaczej. Jeśli już, miło było wiedzieć, że muzyka wywoływała we mnie szczere, niczym nieskażone wzruszenie. Z drugiej strony, sety pozostawiające nieco do życzenia nie miały za czym ukryć swoich niedociągnięć.

Ogólnie rzecz biorąc, ludzie są pomocni

Moje deklaracje trzeźwości przeważnie spotykały się ze słowami zachęty, a czasem nawet z butelką wody albo puszką gazowanego napoju. Moi kumple zrobili wszystko, żeby nie rzucać mi się w oczy ze swoimi nadprogramowymi zajęciami i cały czas mnie dopingowali. Oczywiście zdarzyło się paru godnych pożałowania osobników, którzy dawali mi do zrozumienia, że życie przepływa mi przez palce, bo nie mogę się z nimi nafurać, ale oczywiście tacy ludzie to nie prawdziwi przyjaciele, warci mego czasu i troski.

Fot. Jeff Cruz

Reklama

Wszyscy i tak będą zakładać, że jesteś na haju

Choć festiwal kończył się w nocy w poniedziałek, wciąż mało mi było tańca. Dlatego we wtorek rano razem z przyjaciółką wyruszyłyśmy w poszukiwaniu ostatniej przygody. Wielu ludzi odniosło wrażenie, że skoro tak długo utrzymałam się na nogach, musiałam się nieźle naspidować. Jak widać, niektórzy nie potrafią uwierzyć, że ktoś może mieć tyle entuzjazmu. Aha, no i pocieranie nosa na imprezie zawsze wygląda podejrzanie.


By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”


Noce nie są tak upojne

Podtrzymać dobry humor za dnia było łatwo. Słońce grzało mi twarz i beton pod stopami, więc taniec przychodził mi bez żadnego wysiłku. Jednak gdy o trzeciej nad ranem utknęłam w gęstym tłumie na klubowym patio, boleśnie zdałam sobie sprawę ze swojej abstynencji. Była to chyba największa przeszkoda, jaką mi przyszło pokonać przez cały weekend.

Fot. via Wikimedia

Staniesz na wysokości zadania

Nie przypominam sobie zbyt wielu sytuacji, w których wykazałabym tyle silnej woli, niż gdy odmawiałam na tysiące ofert piguł, bibuł, lufek i bomb. Tak łatwo byłoby ulec pokusie, ale krótkie „nie, dziękuję” niosło o wiele więcej satysfakcji i poczucia siły. Okazało się, że im dalej zagłębiałam się w festiwal, tym łatwiej przychodziło mi godzić się z moim ograniczeniami.

Adrenalina i kofeina potrafią działać cuda

Ze świadomością, że chemiczną pomocą w trudach weekendu będzie mi służyć jedynie kofeina, zaopatrzyłam się w solidny zapas yerba mate. Dzięki temu, a także podnieceniu oraz i tak już podniesionej adrenalinie, udało mi się nadążyć za peletonem. Bonus: brak wywołanej przez dopaminę depresji!

Reklama

Wyjdzie ci to na dobre

Może i fajnie jest nieco wzmocnić swoje doznania i pozwolić, żeby twój weekend sponsorowały literki E, F, K i LSD, ale jeśli bez nich festiwal wydaje ci się pozbawiony sensu, może czas się zastanowić nad życiem. Każdy związek potrzebuje czasem gruntownego przeglądu. Festiwal spędzony w absolutnej trzeźwości okazał się świetną okazją, by uzdrowić moją relację z muzyką oraz, co ważniejsze, z samą sobą.

Artykuł pierwotnie ukazał się na THUMP


Więcej na VICE:

Skąd na festiwalach biorą się narkotyki