"A może spotkamy się nad jeziorem?"

FYI.

This story is over 5 years old.

Czytelnia

"A może spotkamy się nad jeziorem?"

Tyler the Creator niczym wytrawny reżyser filmowy zdołał stworzyć żyjący, energetyczny świat, w którym lato trwa bez końca.
Ryan Bassil
London, GB

Nie wymyśliłem żadnego dobrego wprowadzenia do tego cyklu, ale na pewno będzie on poświęcony muzyce: czasem dobrej, czasem słabej. Dziękuję, że tu zajrzeliście. Pokój i miłość, miłość i pokój.

Na szczycie góry niedaleko Pacific Palisades jest jezioro, które połyskuje delikatnym blaskiem w świetle słońca. Nieco niżej tętni życiem Los Angeles - strzeliste wieże ze stali i betonu, przydomowe baseny, złudzenie możliwości - tu zaś panuje zupełny spokój i cisza. Powietrze jest czyste, wieje delikatny wiaterek. Nic, tylko pogrążyć się w marzeniach, bo po to właśnie jest to miejsce: nienamacalne i całkowicie zmyślone.

Reklama

Spokojny zakątek z jeziorem nie istnieje, przynajmniej w rzeczywistości. Mam go w swojej głowie. Bardzo łatwo do niego dotrzeć: wystarczą takie kawałki, jak "Perfect", "Hey You" lub "Bimmer". Lub z nowszych: "911/Mr. Lonely" albo "Biking". Za wszystkie te numery odpowiada (lub się w nich pojawia) Tyler the Creator - reżyser i kompozytor obrazów, który urodził się jako Tyler Okonma. Jego twórczość to film, do którego można wracać bez końca, wciąż od nowa. Na swój sposób stał się drugim Wesem Andersonem, snującym leniwie rozmarzone letnie opowieści o miłości, wożeniu się po mieście i stanie zakochania - albo, jak w przypadku najnowszego utworu - o braku tych rzeczy.

Kalifornijski raper rzadko bywa kojarzony z kojącymi opisami uroków natury, u progu tej dekady zasłynął raczej jako człowiek, który nie boi się zedrzeć z siebie koszulki i pożreć karalucha, udało mu się też załapać na zakaz wyjazdu do kilku państw na świecie. Ale wizja, obecna w jego twórczości, stała się z czasem znacznie szersza i bardziej dojrzała, a fantastyczne elementy, obecne we wczesnych utworach Tylera (opisywanych początkowo jako horrorcore) nabrały bardziej beztroskiego, niewinnego odcienia, oraz filmowej wręcz jakości. Zniknęły maski narciarskie, pojawiło się od zajebania kwiatków. (Oraz takie tematy, jak w "Who Dat Boy", ale to już zupełnie inna sprawa).

"911 / Mr Lonely"

Znawcy twórczości Tylera mogli zauważyć te utopijne ciągoty już w jego wcześniejszych dokonaniach. Na okładce opublikowanego w 2013 roku albumu "Wolf", widzimy kreskówkowego Tylera na BMX-ie, który jedzie poprzez krajobraz zbliżony do tego, jaki opisałem wcześniej - cichy, przyjazny las, czysta woda, odległe góry, kuszące wizją przygód. Jego wczesne dj-skie sety, publikowane pod pseudo Stank Daddy, nosiły nazwę "Summer Camp" i składały się ze spokojnych kawałków do leżenia nad wodą, nagrywanych przez takich artystów, jak Toro Y Moi, Jill Scott, Real Estate czy Coco O. Estetyka nieustannej się letniej laby towarzyszy także corocznemu festiwalowi organizowanemu przez Tylera - Camp Flog Gnaw.

Reklama

Głębsze spojrzenie na całokształt dokonań Tylera, pozwala odkryć, że jego twórczość od samego początku pełna jest tego typu aluzji. Jego trzy pierwsze albumy, choć pełne grozy i obsceny, wciąż przywołują jedno miejsce: jezioro. "A może spotkamy się nad jeziorem?" proponował w 2012 roku Frank Ocean w "Analog 2", kontynuującym temat rozpoczęty rok wcześniej w utworze o tym samym tytule. Odpowiadała mu Syd z The Internet, sugerując, by "spotkali się o dziesiątej na brzegu (będzie miło)", a na koniec pojawiał się sam Tyler, dorzucając: "jeśli potrzebujecie podwózki, przewiozę was na ramie roweru".

W wywiadzie dla niedziałającej już strony Formspring, Tyler deklarował, że "Analog 2" to jego ulubionych utwór ze wszystkich, które udało mu się do tej pory opublikować. Trudno mu się dziwić. Opowieści o rowerach, umiłowaniu przyrody i pragnieniu, by miło spędzić z kimś czas stały się z czasem głównym nurtem w jego twórczości. "Slater", który znalazł się na płycie "Wolf" to opowieść o tak właśnie nazwanym rowerze, do której wraca także Frank Ocean w swoim tegorocznym singlu "Biking" ("Czemu zwie się Slater? Zapytaj mojego chłopaka"). "Okaga, CA", "Find Your Wings" i "Fucking Young" z opublikowanego w 2015 roku "Cherry Bomb", to utwory zbudowane wokół brzmień znanych z "Analog 2", które przywołują i poszerzają tylerowską wizję niekończącego się letniego popołudnia - spędzonego na słońcu, u boku ukochanej osoby, gdzieś, gdzie wszystko jest doskonałe i kolorowe.

Reklama

Jedną z najpiękniejszych cech muzyki, jest jej zdolność do natychmiastowego wyrwania nas z aktualnych okoliczności i przeniesienia w zupełnie inne miejsce. Bob Dylan i jego literacki portret surrealistycznego cyrku w "Like a Rolling Stone", woń skóry i opium unosząca się w magazynach opisywanych przez Velvet Underground, dyskoteka na księżycu, na którą zapraszał Parliament. Dzięki uczuciom, słowom i wyobraźni słuchacze trafiają w zupełnie nowe środowisko, a tego rodzaju utwory zdają się wykraczać poza granice muzyki, przekonując nas do odbierania opisanych w nich wizji za pomocą wszystkich zmysłów.

Rap również świetnie radzi sobie z tym zadaniem, ale w większości przypadków opisuje dość podobne środowiska: Jay-Z nawija o brooklyńskich ulicach, Kendrick i Ice Cube wożą się po Rosecrans Avenue, OutKast czilują w piwnicach Atlanty. Cały gatunek, mimo swej wszechstronnej błyskotliwości, jest mocno zakorzeniony wśród zatłoczonych, miejskich krajobrazów i w równie tłocznych klubach. Coraz częściej pojawiają się wyjątki ("Colouring Book" Chance'a, "American Boyfriend" Kevina Abstracta, czy żeglarska ekipa Lil Yachty) ale tylko Tyler The Creator zdołał w ciągu trwającej już prawie dekadę kariery, zdołał wytworzyć wyjątkową przestrzeń, kojarzącą się raczej z planem filmowym, niż tworzeniem muzyki. Dorobił się nawet stałej obsady - Frank Ocean i Syd, Chaz Bundick i Pharell Wiliams, Coco O i Kali Uchis - która dodaje barwy jego pomysłom i przekształca je w harmonijną całość. Efekt: rajska wizja wypraw na łono natury.

Oczywiście nie jest on pierwszym twórcą, zachwycającym się w swoich kawałkach pięknem przyrody, ani też pierwszym, który próbuje je odwzorować za pomocą muzyki. "Bonita Applebum" z repertuaru A Tribe Called Quest przynosi opis ukrytej wyspy, widzianej z samolotu lecącego na wysokości kilku kilometrów. W klipie do "93 till' Infinity" Soul of Mischief widzimy tak piękny wodospad, że powinien się znaleźć na rozkładówce w National Geographic. Soulquarians - neo-soulowa supergrupa, w skład której wchodzą między innymi Erykah Badu, Questlove, Common i D'Angelo - również mają w swoim dorobku kilka przyrodniczych kawałków. Ale Tyler The Creator podchodzi do tego tematu zupełnie inaczej: przyroda jest w jego świecie istotna, ale tak samo istotne są pączki, ciuchy, jazda na dece czy polaroidowe zdjęcia. Sama słodycz, niczym w filmach o dorastaniu.

Być może, im bardziej oddalamy się od premier "Bastarda" i "Goblina", to właśnie ta wizja zacznie dominować w powszechnym odbiorze twórczości Tylera. Wizja złożona z wycieczek rowerowych o zachodzie słońca, domków na drzewach, kolorowych ciuchów na każdy dzień (takich jak w firmowanej przez niego serii GOLF) i poznawania świata, zamiast siedzenia w internecie i obżerania się cukrem. Tyler proponuje trzeźwość, świadomość i zakochanie, spędzanie wspólnych popołudni, nawet na nieróbstwie, byle w ciszy i na łonie natury. Na swój sposób, opisuje w swoich utworach sześciotygodniowe wakacje, których większość z nas nie spodziewa się już doświadczyć, bo jesteśmy już na to za starzy. Ale to wciąż możliwe. W końcu jak śpiewa Frank Ocean: "Moje piękne lato nigdy się nie kończy".