FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Zaciskanie pasa zabija brytyjską kulturę i kreatywność

Sztuka i polityka pozostają w delikatnie niezręcznej relacji

Począwszy od Paula Wellera mówiącego o Davidzie Cameronie, że ten nie jest w stanie polubić Eton Rifles, poprzez Irvine'a Welsha, który powiedział redakcji VICE, że George Osbourne to „pieprzona cipa", gdy ten ostro skrytykował film Trainspotting, aż do Johna Prescotta oblanego kubłem zimnej wody przez frontmana zespołu Chumbawamba na Brit Awards – sztuka i polityka pozostają w delikatnie niezręcznej relacji.

Reklama

Chcąc nie chcąc, sztuka związana jest z brytyjskim rządem od 1946 roku, gdy mocą dokumentu Royal Charter powołano do życia organizację The Arts Council of Great Britain. W latach 90. w Anglii pod rządami Johna Majora i Tony'ego Blaira była ona oficjalną instytucją, a sztuka – mająca własne ministerstwo – stała się znaczącą częścią działań rządu. Nastała epoka Cool Britannii, Damiena Hirsta filetującego rekiny czy Noela Gallaghera wciągającego kokainę w prywatnej toalecie Królowej na Downing Street.

Były to czasy wzrostu inwestycji na sztukę uwidocznionego otwarciem galerii Tate Modern. Niestety, wraz z tym wszystkim nastąpiło skażenie w postaci nowych celów, priorytetów i komercjalizacji. Relacja polityki ze sztuką trwała nadal, jednak była skomplikowana.

Dzisiaj ta sama rzecz, która zbudowała sztukę, zawraca ją do punktu wyjścia. Najbardziej szokujące są cięcia budżetowe w wysokości 83 mln funtów, do czego przyznała się brytyjska Partia Pracy.

Poza tym mimo że w założeniach jest wiele rozbieżności, to wiele zostało wprawione w ruch podczas trwania epoki New Labour. Klasa robotnicza nie doceniała sztuki, uważało się, że edukacja artystyczna tylko wstrzymuje postęp, a kreatywność to cecha indywidualna.

I członkowie zespołu D:Ream mówią nam: „Things Can Only Get Better"…

Tak więc współczesne pokolenie artystów i kreatorów zmaga się z trudnościami w postaci małej ilości czasu i środków, podczas gdy rząd wyraźnie stara się pozbawić kulturę jakiegokolwiek znaczenia w państwie.

Reklama

Robert Hewison, wykładowca i autor Cultural Capital: The Rise and Fall of Creative Britain, nazwał nasze czasy erą przywódców marnie dążącą do złotej ery. Upływający czas spowodował zaniechania w niezłej niegdyś relacji polityka-kultura.

Po przeczytaniu jego książki zadałem mu kilka pytań o to kulturowe zamieszanie: jak do niego doszło oraz jak możemy się z niego wydostać?

VICE: Sztuka nie jest postrzegana jako właściwy sposób wykorzystania publicznych środków. Dlaczego ma ona tak duże znaczenie?
Robert Hewison: Odkąd środki publiczne wydawane na sztukę w Wielkiej Brytanii nigdy nie przekroczyły jednego procenta całego budżetu, trudno mówić, że jest ona częścią tych środków. To udowadnia jedynie, że skoro bez pomocy ze strony państwa sztuka osiągnęła tak wiele, to z jego pomocą moglibyśmy osiągnąć o wiele więcej. Istnieje zdrowie kultury, tak samo jak istnieje zdrowie fizyczne, i obie te sfery stanowią publiczną odpowiedzialność. Sztuka i jej dziedzictwo pokazują nam, gdzie jesteśmy, jest sposobem uczczenia tego, kim jesteśmy, ale też tworzy przestrzeń, gdzie możemy się zmierzyć z tym, jacy naprawdę jesteśmy lub jacy chcemy być. Nie mam absolutnie nic przeciwko sztuce komercyjnej, ale sztuka powinna być wolną przestrzenią, a nie skierowaną jedynie na zysk. To jest ta wspólna przestrzeń, którą nazwałem w książce strefą publiczną. Publiczne finansowanie sztuki jest jednym ze sposobów zagwarantowania kontynuacji egzystencji oraz szansy dla każdego do odkrywania i tworzenia.

Reklama

Twój książkowy obraz Tony'ego Blaira jest dość skomplikowany, pobieżnie angażuje się w sztukę, na której tak naprawdę mu nie zależy. Ponadto uwidoczniasz jego podobieństwo do Margaret Thatcher: wspieranie sztuki, która zarabia, a nie sztuki, która kosztuje. Oceniając powyższe stwierdzenia – jak bardzo takie podejście New Labour było szkodliwe?
Książka ukazuje pewien paradoks: chociaż podczas rządów Blaira zwiększono fundusze na kulturę – z bardzo niskiego poziomu – nie stało się to dlatego, że uważano sztukę za wyjątkowo znaczącą, lecz bardziej dlatego, że kultura i sztuka miałaby podlegać pod programy rządowy, socjalny i ekonomiczny. To jest coś, co nazywam faustowskim paktem – podporządkowuje sobie kulturę, dostosowuje ją do własnych dążeń i celów, niszcząc przy tym kreatywność i niezależność twórczą. Kultura daje społeczne i ekonomiczne zyski, ale na własnych warunkach.

Opisałeś złotą erę epoki Cool Britannia i lata następujące po niej jako czas, w którym uczyniono ze sztuki dziedzinę ekskluzywną. Czy ten podział klasowy wciąż stanowi problem w naszym postrzeganiu sztuki?
Cool Britannia usiłowała nam wpoić, że wszystkie formy sztuki, zarówno popularna, jak i sztuka wysoka są cool. Żeby sobie zasłużyć, by być cool, wystarczyło zrobić coś najmniej cool, jak tylko możesz sobie wyobrazić. Właśnie kultura pop była pierwszą, która zasłużyła sobie na zdradę rządów New Labour. Problem leży w tym, że aby doceniać większość form kultury – łącznie z muzyką pop – potrzeba trochę wiedzy i doświadczenia. Edukacja jest drogą do odczuwania przyjemności ze sztuki i brytyjska edukacja artystyczna posiada tendencje do bycia klasą edukacji. Wszyscy powinni mieć dostęp do kultury, a nie mają. Dążąc do zapewnienia ludziom wrażeń kulturowych, trzeba im zapewnić również środki do ich spełniania, czego nasze społeczeństwo klasowe nie robi. Dlatego właśnie w jednym z rozdziałów mojej książki pokazuję, że klasa, która zachwycała się tylko sztuką, którą rząd uznawał za sztukę, dziś bardzo się zmieniła.

Reklama

Czy widzisz, że rola Londynu znacznie się zmieniła?
Londyn stał się nie tylko światowym miastem, ale wręcz miastem-państwem. To wspaniałe dla mieszkańców i dla londyńskiej kreatywności, ale dotarliśmy do punktu zwrotnego, po którego osiągnięciu tylko kilka osobowości twórczych będzie potrafiło tam żyć. Londyn stanie się ogromną międzynarodową restauracją – dobrą do kulturalnej konsumpcji, ale produkcja ustanie lub będzie importowana.

Ogólnie rzecz ujmując, jak szkodliwa była koalicja rządowa dla sztuki i kultury w tym kraju?
Była niszcząca dla sztuki, tak samo jak była niszcząca dla każdego aspektu społeczeństwa. Co więcej, z powodu warunków ekonomicznych nawet nie osiągnęła tego, co było założone. Dlatego właśnie tę epokę nazwałem erą przywódców.

Robert Hewison debatuje na temat przyszłości opieki nad dziedzictwem narodu brytyjskiego

Czy można stwierdzić, że sztuka niesie profity w postaci kreowania indywidualizmu wtedy, gdy państwo się w nią nie angażuje? O ile nie celebrujesz dążeń Margaret Thatcher, twoja książka nie wydaje się propagować zaangażowania rządu w dziedzinę sztuki, sugerując, że właśnie to podwyższa walor sztuki.
Jest naprawdę bardzo niewiele do podziwiania, mówiąc o Thatcher, w zasadzie to nie ma niczego godnego podziwu, odkąd jej reżim przyniósł neoliberalny system, za który wszyscy płacimy do dziś. Zapoczątkowała prywatyzację publicznych dóbr. Prawdą jest, że pod rządami Thatcher i Majora powstała nowa generacja artystów nurtu Young British Artists, jak np. Damien Hirst. Dzięki temu wzrastały fundusze od państwa – powstało Tate Modern, stając się miejscem, dzięki któremu można było czerpać realne profity ze sztuki.

W swoim wywiadzie dla Bafty kilka lat temu Armando Iannucci wywołał gorącą dyskusję, komentując wypowiedź Jamesa Murdocha, który powiedział: „Jedynym godnym zaufania, trwałym gwarantem niezależności jest zysk". Sugerował on jednocześnie, iż to całkowicie sprzeczne z intuicją zarówno w przypadku sztuki, jak i biznesu. Iannucci w odpowiedzi stwierdził, że według niego jedynym godnym zaufania, trwałym gwarantem zysku jest niezależność. Ta idea zwróciła mnie ku pańskiej książce. Czy możliwe jest tworzenie kultury bez nastawienia na zysk?
Byłoby miło mieć nadzieję, że niekapitalistyczna kultura może istnieć w kapitalistycznym społeczeństwie i nie zostać stłumiona w zarodku. Wierzę, że kultura i komercja to dwie oddzielne, ale wzajemnie nakładające się sfery. Neoliberalizm traktuje nas jako wyalienowane, wzajemnie rywalizujące, nastawione na zysk jednostki. Jak długo sztuka jest w większości tworzona przez wybitne i rywalizujące indywidua, tak długo kultura jest wspólna i ponad wszystko stanowi doświadczenie, w którym nie ma już miejsca na rywalizację. Ekonomiczne wartości są indywidualne, wartości kulturowe są wspólne. Tak, kultura posiada ekonomiczne wartości, ale błędem zarówno New Labour, jak i koalicji było rozpatrywanie jedynie ekonomicznych aspektów i ustalanie celów dla teoretycznego nowego budżetu. Zyski przyjdą, spójrz tylko jak Creative Industries wiele osiągnęło – pod warunkiem że nie stawiasz dochodu na pierwszym miejscu. Iannucci ma rację. Kreatywność potrzebuje niezależności, ale również zaufania.

Więc to, co należy zmienić, to zapewnić ludziom finansowe możliwości do tworzenia? Jak ci, którzy nie są dofinansowywani, mogą zostać artystami?
Moglibyśmy zacząć od umieszczenia sztuki w szkołach, czyli publicznej edukacji artystycznej. Powinniśmy także zaprzestać traktowania szkolnictwa wyższego, głównie szkół artystycznych, jak korporacji. Ponadto powinniśmy zrozumieć, że kraj opiera się na kreatywności i sposób, w jaki traktujemy dorastające pokolenie, jest zagrożeniem dla kreatywności w przyszłości.